sobota, 3 stycznia 2015

1. Dzień jak codzień....

Dzieci w szkole, to ich ostatni dzień i będą wakacje. Strasznie się cieszę bo to oznacza, że spędzimy jakoś miło czas całą rodziną. Zabrałam się za jakieś porządki w domu, bo nie lubię siedzieć bezczynnie. W momencie kiedy wstałam sprzed telewizora, zadzwonił mi telefon to był Oliwia (Moja przyjaciółka tak dla przypomnienia) – No Hej piękna! - Jednak po drugiej stronie odezwał się Alfredo. - Cześć. - Uśmiechnęłam się do słuchawki. Lubię z nim rozmawiać, od razu poprawia mi się humor. - Co tam u ciebie? - Zapytał wesołym tonem głosu. Coś czułam, że ma on jakiś powód do radości. - U mnie dobrze, ale mów coś ty taki zadowolony, bo to szczęście aż bije od ciebie. - No bo wiesz właśnie rozmawiasz z przyszłym tatą. - Zamarłam jak to usłyszałam. - No co ty?! Poważnie! Gratuluję!! - Zaczęłam skakać jakby miał mnie teraz widzieć. - Taaak! 3 tydzień! Rozumiesz?! - Nagle usłyszałam jakiś szelest – Oj daj mi to – To była Oliwia chcąca zabrać telefon Alfredo. - No tak...walnięty tatuś. Już widzę jak on będzie to dziecko rozpieszczał. - Mogłam sobie wyobrazić jak przewraca oczami. Zaśmiałam się. - Haha, ale to wspaniale! Zobaczysz będzie cudownie! Od kiedy wiecie? - Zapytałam z radością. - Od dziś. Niedawno wróciłam od lekarza. Już nawet zdążył się umówić z Justinem na oblewanie jego ojcostwa. - Na wspomnienie o Jussie ciarki przeszły mnie całą. - Heh to życz mu dobrej zabawy ode mnie, tylko niech nie przegina – udałam rozbawienie. - Oj już ty się nie martw Justin przychodzi do nas dziś na obiad to walne im kazanie na dziś i mam nadzieję, że posłuchają. - Ehh...nie ma to jak twoja przyjaciółka jest równocześnie przyjaciółką twojego byłego... Taka sytuacja nie jest ani troszkę komfortowa. Jednak przywykłam już do słuchania o nim i ich wspólnych historyjkach. - No ale dobrze, co tam u Ciebie? Jak Dzieci i Łukasz? - Zapytała, a ja usiadłam, bo wiedziałam, że ta rozmowa się szybko nie skończy – A wiesz całkiem dobrze. Dziś dziewczyny są ostatni dzień w szkole. Zaczną się wakacje więc może gdzieś wyjedziemy, chociaż wątpię żeby mój mąż dostał urlop w pracy. Ostatnio mają dużo roboty.

I tak z chwili rozmowy zrobiły się 2 godziny i dziewczyny wraz z Łukaszem wrócili do domu. - Jesteeeeśmy! - Zawołała Brooklyn – Kochanie muszę kończyć, wrócili – Powiedziałam do Oliwi i się rozłączyłyśmy. - No cześć, jak tam ostatni dzień w szkole? - Zapytałam podchodząc do nich. - Super! Szkoda że nie zobaczę mojej klasy przez 2 miesiące. - Zaczęła się żalić, a ja w tym czasie dałam szybkiego całusa Łukaszowi. Tak właśnie wygląda nasza miłość. Przez to że tak wcześnie urodziła się Brooklyn, nie mieliśmy czasu nawet się sobą nacieszyć. Nie pamiętam kiedy ostatnio bez okazji poszliśmy na romantyczną kolację czy romantyczny spacer. Brooklyn często choruje więc zawsze jest coś do zrobienia. Niby Basia mogłaby się nią zając, ale nie chce jej obarczać tym co ja powinnam robić. Jednak mimo wszystko kochamy się ponad wszystko. Często nasi znajomi mówią nam że nigdy by nie powiedzieli że jesteśmy już tyle po ślubie, bo zawsze w naszych oczach widać miłość jaką do siebie pałamy. Nie wiem jak to jest tyle przeszliśmy, a teraz żyjemy w rutynie, jednak nic nam się nie nudzi. Zawsze odpowiadam, że stara miłość nie rdzewieje...

Po obiedzie kiedy Basia myła naczynia, Brooklyn coś rysowała a ja szyłam jakąś dziurę w jej rajstopkach wszedł Łukasz do nas do kuchni z uśmiechem od ucha do ucha. - Coś ty taki zadowolony? - Zapytałam, a cała nasza trójka przestała robić to czym zajmowała się w tym momencie. - Mam niespodziankę. - Zaczął. - Jedziemy na 2 tygodnie do Los Angeles! - Kiedy dziewczyny to usłyszały zaczęły skakać i się cieszyć. Ja natomiast podeszłam i rzuciłam mu się na szyję – Super!! Kochany jesteś! Rodzinne wakacje! Ale będzie fajnie! I zobaczę się z Oliwią! - Pocałowałam go. - Kiedy jedziemy? - Zapytałam z zaciekawieniem – Jutro wieczorem. - Odpowiedział, a nas wryło. - Jak to? - Zapytała Basia. - No normalnie, planowałem to już od dawna, dlatego tak szybko. Coś nie tak? - Spojrzał na nas, a my wszystkie w śmiech i znowu zaczęłyśmy tańczyć jak małe dzieci. A on się z nas śmiał.

Wieczorem kiedy Brooklyn już spała, a Basia siedziała u siebie w pokoju, ja i Łukasz mogliśmy spokojnie porozmawiać. To jedyny czas kiedy możemy spędzić czas tylko we dwoje. Jednak nie zawsze, bo czasami przychodzi do nas nasza mała córeczka bo chce z nami spać i wtedy koniec jakich kolwiek czułości czy rozmów. Tego wieczoru jednak byłam pewna, że nic nie zakłóci naszego spokoju. Weszłam do pokoju z uśmiechem na twarzy, Łukasz akurat zaścielił łóżko. - Co się tak uśmiechasz? - Zapytał, na co ja podeszłam do niego i pociągnęłam za sobą całując delikatnie i zmysłowo – Mmm za co to? - Zapytał z wielkim uśmiechem patrząc się na mnie – A jak myślisz? Za to że jesteś najwspanialszym mężem i ojcem. Zapewniasz nam wszystko czego potrzebujemy i jeszcze więcej. Kocham Cię i chce Ci to dziś pokazać. - Pociągnęłam go za sobą w stronę naszej łazienki i zamknęłam drzwi na klucz.

Justin

-
No siema! - Zawołał Ryan otwierając mi drzwi. - Co tam? - Wszedłem podając mu butelkę wina. -Wspaniale! Już nie mogę doczekać się dziecka! - Zaśmiałem się z jego dziecinnej ekscytacji. - No co? Nie mów, że ty się nie cieszyłeś kiedy dowiedziałeś się o Codym! - No tak się składa, że nie, bo Cristal powiedziała mi to przy jednej z naszych kłótni i...a zresztą szkoda gadać – Dobra chodźmy jeść bo jestem głodny, nic dziś nie jadłem – Wszedłem dalej do ich domu w którym mieszkali. - No cześć przystojniaku! - Przywitała mnie Oliwia – Witaj piękna – Uśmiechnąłem się i ją przytuliłem – Co tam pichcisz? - Zapytałem zaglądając do kuchni – Roladki – Powiedziała i zaprosiła mnie dalej. - Jak tam u Ciebie Justin? Boże masz nowy tatuaż! - Noooo i reakcja tak jak przy paru poprzednich...- Taaa no mam i co z tego? - Zapytałem nie wzruszony. -  Czemu? Justin nie uważasz, że to już przesada? - Przemieszała coś w garnkach i ponownie spojrzała na mnie. Wtedy ja westchnąłem i spojrzałem na Alfredo, żeby mi pomógł – Na mnie nie patrz, jej nie przegadasz. - Uniósł ręce w geście obronnym. - Jak duży jest? - Podeszła bliżej. - Nie jest zbyt wielki zobacz – pociągnąłem w dół za dekolt mojej koszulki, żeby mogła zobaczyć mój krzyż na klatce piersiowej – Czy ty jesteś normalny?! - Odsunęła się – No Alfredo patrz! - Spojrzała na niego – Nie! Mnie nie wciągajcie w swoje konflikty. - Powiedział i wyszedł z kuchni. - Po co ci to? Możesz mi powiedzieć? - Zapytała z powrotem kierując wzrok na mnie – O tak, po prostu. - Wzruszyłem ramionami żeby pokazać jej że jest mi to obojętne. - Ehhh...to jest okropne! Szpecisz się i ty dobrze o tym wiesz. - Wtedy spojrzałem na jeden z moich starych tatuaży...Podobizna Magdy przy mojej dłoni. Zawsze kiedy na niego patrzę uśmiecham się, bo przypomina mi się ta chwila kiedy pokazałem jej go w pokoju hotelowym, a ona zaczęła krzyczeć, że po co mi on, a potem i tak było zabawnie. Przypomina mi on o tym dobrym etapie mojego życia, kiedy jeszcze wszystko miało sens....bo była ona...
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - Spojrzałem na nią kiedy to wyciągnęła mnie z zamyślenia – Hm?
- No tak, jak zwykle ja zaczynam mówić to Justin się wyłącza... Boże... - Pokręciła głową,  na co uśmiechnąłem się łobuzersko – Nie Boże, Justin, wystarczy Justin – Szturchnęła mnie w ramie – I tak cię kocham głupku – Przytuliła mnie i ponownie zaczęła coś tam mieszać w garnkach. - To ja pójdę to Alfredo. - Odezwałem się i poszedłem do ogrodu.

Usiadłem na krześle ogrodowym i wyciągnąłem paczkę papierosów zapalając jednego z nich i wkładając ją z powrotem do kieszeni. - Dalej palisz? - Zapytał poważnym tonem Alfredo – Tak, dalej palę i uprzedzając następne twoje pytanie tak nadal piję i tak wczoraj paliłem też skręty a na ostatniej imprezie była też i kokaina. - Oparłem się o oparcie krzesła i wyciągnąłem nogi. - Stary przerażasz mnie. - Skomentował krótko Alfredo. - Żeby to pierwszy raz... - Westchnąłem zaciągając się papierosem.

- Oooo nie! W tym domu nie ma palenia! - Oliwia wyrwała mi końcówkę papierosa i podała Alfredo, żeby to wyrzucił. - Dobrze, sorry. - Podniosłem ręce w geście obronnym.

Po zjedzonym obiedzie i kazaniu Oliwii, że mamy na siebie uważać i panować nad piciem w końcu wyszliśmy, do jednego z lepszych klubów. W kocu muszę opić to, że będę wujkiem.
____________________________________________________
Kolejny rozdział po tak długiej przerwie... hmm ciężko mi to idzie muszę powiedziec szczerze bo ostatnio wiele się u mnie podziało w życiu, mam nadzieję że to zrozumiecie. Następny rozdział będzie.... hmm sprawdzajcie albo podajdzie kontakt do siebie a Was poinformuje ;)

Mam nadzieję że jest Was więcej czytających niż komentujących ;)

Pozdrawiam Natalia xoxo

4 komentarze:

  1. Super nie moge się doczekać następnego :**

    OdpowiedzUsuń
  2. czekam na następny :)
    dołączam do obserwatorów i liczę na to samo
    zapraszam do siebie na ff http://art-of-killing.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie będziesz już pisać No nie?..

    OdpowiedzUsuń