środa, 30 października 2013

Rozdział 116

Boże moja głowa pęka. Obudziłem się rano ale cały czas słowa Oliwii ze wczoraj są jedynym o czym myślę. Głupio mi z powodu mojego zachowania, jak mogłem się tak załamac. Z jednej strony to miałem prawo się załamac, ale nie mogłem się tak zachowywac i nic nie usprawiedliwi mojego zachowania. Magda mnie teraz potrzebuję, muszę się ogarnąc i wstac z łóżka. Przez tego cholernego kaca nie mogę się na niczym skupic. Wyszedłem z pokoju i poszedłem do kuchni żeby wziąśc coś na ból głowy. Jednak pierwsze co mi się rzuciło w oczy to moja mama robiąca coś przy blacie kuchennym. Kiedy usłyszała, że wchodzę odwróciła się i w milczeniu wpatrywała się we mnie czekając na moją reakcje. Zrobiło mi się cholernie głupio że martwiła się o mnie w momencie kiedy ja mogłem wpaśc po uszy w alkoholizm i narkotyki. - Eeee tak...wiem co chcesz mi powidziec, ale jeśli już masz mnie ochrzanic to przynajmniej nie krzycz błagam. - Powiedziałem to biorąc z lodówki zimną butelkę wody. - Justin, ja...ja nie wiem co mam ci powiedziec, jedyne co nasuwa mi się na myśl to, to że strasznie się na tobie zawiodłam. I teraz zawiodłam się bardziej ni wtedy kiedy powiedzieliście że Magda jest w ciąży. Nie tak cię wychowywałam. Zawiodłeś mnie. - Naprawdę...kurde wszystko jest do bani...ja cpałem i piłem, moja mama jest na mnie zła, Magda jest w szpitalu a moje dziecko...no właśnie....jego już nie ma. - Mamo przepraszam cię, wybacz mi. Ja już się wziąłem w garśc, chce iśc do Magdy i być przy niej, chcę ją wspierac i się nią opiekowac. Nie chce żeby dowiedziała się od kogoś innego o...- Chyba zauważyła jak zrobiło mi się ciężko, bo podeszła i mnie przytuliła. - Mamo ja już nie wiem co mam robic, moja córka nieżyje, a dziewczyna leży w szpitalu i może... - nie byłem zdolny do dokończenia zdania. - Mamo, a czy rodzice Magdy wiedzą że ja...
- Nie, niewiedzą i niech tak zostanie – Mama popatrzyła się na mnie i wzięła mnie za rękę karząc usiąśc przy stole. Usiadłem i dostałem śniadanie oraz lek na ból głowy.

Ok godziny 10 przyjechała Oliwia z Alfredo. - I co Justin jesteś gotowy? - Przytaknąłem bo byłem zbyt zmieszany żeby się do nich odezwac. Wstałem i całując mamę w policzek poszedłem za nimi do samochodu. - Mam nadzieję, że głowa nie boli cię zbyt mocno? - Zapytała Oliwia. - Już nie, wziąłem proszki przeciwbólowe i troszkę mi przeszło. - Powiedziałem, patrząc się na ludzi za oknem. Droga do szpitala minęła w ciszy. Między nami było pewnego rodzaju napięcie, ale doskonale wiem, że to przeze mnie i moje kretyńskie zachowanie. Po ok 20 minutach byliśmy na szpitalnym parkingu. Alfredo zgasił samochód i powiedział – Byłeś przeziębiony... - Co ale jak? Nie rozumiem co on powiedział – Ale o co chodzi?
- Powiedzieliśmy rodzicom Magdy że byłeś przeziębiony, więc tak ma zostac. - powiedział patrząc się na mnie w lusterku samochodowym. - Jasne, tak w ogóle to chce was przeprosic, głupio mi że musieliście łązic za mną i mnie pilnowac. - Wtedy do rozmowy włączyła się Oliwia – Od tego są przyjaciele co nie? - Uśmiechnęła się do mnie, a ja to odwzajemniłem. - Dobra chodźmy, bo trzeba zmienic rodziców Magdy.
Wyszliśmy z auta i poszliśmy do wejścia. Kiedy zmierzaliśmy do windy, jeden z moich małych fanów do mnie podszedł i poprosił o autograf. Uśmiechnąłem się i podpisałem mu się na kartce którą mi dał i zapozowałem z nim do zdjęcia. Na koniec się uśmiechnąłem i poszedłem do windy.
Kiedy jechaliśmy nią w górę czułem niepokój i stres, przed zobaczeniem Magdy w szpitalnym łóżku. Nadal nie mogę uwierzyc w to co się stało. Dlaczego musiało się to wydarzyc? Nic z tego wszystkiego nie rozumiem. Z rozmyślań wyciągnęły mnie otwierające się drzwi windy. Szedłem za Alfredo i Oliwią do sami Magdy.
- Dzień dobry, jak się dziś czuje nasza dziewczyna? - Zapytała Oliwia podchodząc do Magdy i całując ją w policzek. - Lekarz mówi, że jest coraz lepiej – Uśmiechnęła się jej mama.
Magda leżała cały czas tak samo jak 3 dni temu ale bez tej całej aparatury, która pomagała jej oddychac. - O Justin, już jesteś zdrowy? - Zapytał tata Magdy. - Tak, to zwykłe przeziębienie, nie chciałem przychodzic, żeby czegoś ze sobą nie przynieśc – Zaśmiałem się lekko. - To w takim razie zostawiamy cię samego, pewnie chcesz z nią zostac. - Powiedziała jej mama przytulając mnie i wyszli wszyscy zostawiając mnie sam na sam z Magdą. Poczułem się niepewnie, jakby ona o tym wszystkim już wiedziała, o tym co narozrabiałem. Podszedłem do łóżka i usiadłem na krześle obok.- To co? Pewnie mnie ochrzanisz za to co narobiłem przez te 3 dni, ale ta cała sytuacja mnie przerosła. Jeszcze ta nasza mała córeczka, szpital powiedział że jej malutkie ciało przetrzymają do momentu aż ty nie będziesz w stanie iśc na pogrzeb. Moja mama się tym wszystkim zajmie, ale wiesz co jest najgorsze? Ja nie wiem jak mam ci o tym powiedziec, co noc przed spaniem wymyślam to co mogę ci powiedziec, ale nie ma chyba idealnego środka na to. - Trzymałem ją za rękę, a moje oczy były zaszklone tak, że obraz zamazał mi się trochę. - Nagle poczułem, jakby jej ręka się poruszyła, ale stwierdziłem, że po prostu mi się zdawało, jednak po chwili jej ręka znowu się poruszyła, a oczy lekką zaczęły się mróżyc – Magda? Magda słyszysz mnie? - Otworzyła lekko oczy i skierowała wzrok ku mnie. - Mmm...Ale mnie wszystko boli – Powiedziała, a do mnie dotarło, że za chwilę będę jej musiał powiedziec o dziecku. Lecz najpierw zawołałem lekarza, a zaraz za nim przyszła całą reszta czyi jej rodzice, Alfredo, Oliwia, Ryan, Scooter i Peter.
- Dobrze się pani czuje? - Zapytał lekarz. - tak, tylko wszystko mnie boli, zwłaszcza brzuch. - Powiedziała po czym szybko złapała się za brzuch i popatrzyła na lekarza potem na mnie – A co z dzieckiem? Co z dzieckiem – w tym momencie lekarz popatrzył się na mnie i powiedział, że musi iśc do innego pacjenta.
- Justin? Co się stało? Co z dzieckiem? Powiedz, że wszystko w porządku. - Była spanikowana. Patrzyła na wszystkich, oni tylko spucili głowy i posłali mi spojrzenie oznaczające współczucie. Wyszli, a Magda nie wiedziała o co chodzi – Justin – Powiedziała płaczącym głosem. - Magda...nie wiem jak mam ci to powiedziec...- Wziąłem ją za rękę.
- Powiedz, że z dzieckiem jest wszystko w porządku i że wszystko będzie dobrze – Zaczęła płakac.
- Magda...przykro mi ale nie mogę, dziecko zmarło. - Magda szybko zakryła oczy rękami i zaczeła strasznie płakac. - Nie, nie, nie, nie...- Powtarzała w kółko. Nie wiedziałem co mam robic, usiadłem koło niej i objąłem ją mocno. - To niemożliwe, ja tak nie chce! Proszę zrób coś! - powiedziała ledwo słyszalnym głosem. - Przepraszam. - Trzymała mnie bardzo mocno, potem pewnie będę miał siniaki, ale nie obchodziło mnie to w tym momencie. Cała się trzęsła i nie mogła przestac płakac. Widziałem jak wszyscy się patrzą na nas przez szklane drzwi. Moje oczy załzawiły się na widok cierpiącej Magdy. Tak bardzo ją kocham, że patrząc jak płacze, moje serce rozrywa się na miliony małych kawałeczków. - Wszystko się ułoży, kochanie nie płacz, wszystko się ułoży. - Odezwałem się, ale chyba lepiej by było jak bym się nie odezwał – Jak mam nie płakac? Jak się wszystko ułoży? Czy ty się w ogóle słyszysz? - Wybuchnęła złością, jej oczy były całe czerwone, a moja koszulka miała mokrą plamę na sobie. - Magda... - po prostu nie wiedziałem co powiedziec, - Co Magda? Justin nasze dziecko nieżyje! Nie będziemy mieli nawet okazji go poznac i być przy nim i patrzec jak się rozwija jak się uśmiecha, a ty mi mówisz, że wszystko się jakoś ułoży?! Justin ja takiego zakończenia nie chce! Przecież pokochałam to dziecko, nie byłam złym człowiekiem! - Zaczeła krzyczec wyrzycac wszystko co w niej było – Oczywiście kochanie że nie jesteś!
- To czemu Bóg mi je zabrał? - Opadł z sił i położyła się na łóżku. - Nie wiem kochanie, też zadaje sobie to pytanie. Przytuliłem ją i głaskałem.
-Powiedz chociaż, że nie ominął mnie pogrzeb. - Popatrzyła się na mnie z nadzieją.
- Nie, szpital pozwolił poczekac aż będziesz w stanie iśc na pogrzeb naszej córeczki. - Słysząc to co powiedziałem, zrobiła wielkie oczy i ponownie się rozpłakała. - Boże Justin, dlaczego? Dlaczego?!
- Kotek prześpij się, odpocznij. - Poprosiłem ją, bo jeszcze nie była w dobrym stanie. - Nie chce mi się spac, nic mi się nie chce, nie chce mi się już nawet życ! Bo po co? - Boże nie mogę słuchac tych słów od niej. Wziąłem jej twarz w swoje ręce i powiedziałem – Nawet tak nie mówi, słyszysz? Nie możesz tak myślec. Magda nasze dziecko jest w lepszym miejscu, wiem, że to oklepane ale taka jest prawda, nie dziej mu się żadna krzywda. Nie możesz mnie zostawic! Pamiętasz swoje 18 urodziny? I bransoletkę która ci podarowałem? - Pokiwała mi twierdząco głową, więc mówiłem dalej – Bo nigdy nic cię nie zastąpi. Nic nie sprawi, że będę czuł się tak jak przy tobie. Kocham cię.
Po ok 20 minutach płaczu zasnęła, postanowiłem więc wyjśc do wszystkich, żeby im powiedziec co i jak. Powoli wstałem z jej łózka i poszedłem po ciuchu do drzwi. Otworzyłem je i wyszedłem.
- I jak? - Zapytała się Oliwia.
- A jak ma być? Nie mogłem jej uspokoic. Ona nie chce w to uwierzyc w to co się stało. - Powiedziałem pocierając moje zaczerwienione oczy. - Boże moja córeczka – Odezwała się jej mama – Czemu ona w tak młodym wieku musi przechodzic przez takie rzeczy.
- Nie wiem co robic, co jej mam mówic, to jest dla mnie tak samo ciężkie jak dla niej.
________________________________________
Przepraszam, że tak dawno nie dodawałam, ale czasu nie było w ogóle ;/

Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem będzie dużo komentarzy :( Bo jest ich bardzo mało :(

Jeszcze 4 nrozdziały do końca i albo i 3 jeszcze nie wiem i będzie KONIEC. Oczywiście pomysł na ''ciąg dalszy'' Już mam ale nie wiem ile osób chce żeby byłwgl ciąg dalszy ?
A kto chce byc poinformowany o tym fakcie prosze zostwic jakiś kontakt do siebie :D

piątek, 18 października 2013

Rozdział 115

Oliwia
Nie mogłam spac całą noc przez tego idiotę, jak on mógł coś takiego głupiego zrobic! Dodatkowo nie wiem co zastane w szpitalu. Mam nadzieję, że Magda może już oddychac samodzielnie.
Wstałam o godzinie 6 i poszłam się umyc i ubrac, bo o 8 miał przyjechac po mnie Alfredo i razem mamy iśc do Magdy.
- Cześc skarbie jak minęła ci noc? Bo słyszałam, że się strasznie kręciłaś po domu. - Fakt nie mogłam spac więc poszłam to do kuchni, to do salonu, łazienki i z powrotem do kuchni.
- No nie spałam za dobrze, ale to przez to, że martwię się o Magdę mamo.
- Na pewno tylko o to chodzi? Bo wróciłaś wczoraj bardzo późno i wątpię, żeby to przez szpital albo Alfedo było.
- Nie mamo naprawdę wszystko ok, po prostu byłam z Ryanem u Justina. - Nie mogłam mamie powiedziec co się stało wczoraj, bo by chyba padła jakby się dowiedziała co ten idiota zrobił.
- No dobrze, to w takim razie chodź do kuchni, zjemy coś. - Uśmiechnęła się do mnie – A o Magdę się nie martw na pewno wszystko będzie w porządku.
- Mam taka nadzieję, mamo.

Po śniadaniu umyłam naczynia i kiedy skończyłam akurat przyszedł Alfredo.
- Cześc kochanie, jak tak się spało? - Zapytał.
- Nie spałam całą noc, po prostu nie byłam w stanie. - Przytuliłam się do niego i nie miałam wcale ochoty puścic. - Ale czemu? Co się stało? - Czyli on nic nie wie?
- To Ryan ci nic nie powiedział?
- Nie, powiedział, że to nie na telefon i powie mi jutro czyli dziś. To może ty mi powiesz bo w końcu z nim byłaś.
- Ehh...dzwoniłeś dziś do Justina? - Zapytałam się najpierw.
- Tak, ale nie odbierał.
- Co za krety... - kiedy zobaczyłam jak Alfredo patrzy się na mnie z niedowierzeniem że mówię tak o jego przyjacielu i przyszłym mężu mojej przyjaciółki.
- Czy ja o czymś poważnym nie wiem? - Zadał pytanie, a ja nie wiedziałam jak mam mu to powiedziec, ale najlepiej jest chyba zrobic to prosto bez owijania. - Justin wczoraj niedośc że znowu, podkreślam słowo znowu był pijany to też i nacpany. - Oczy Alfredo się rozszerzyły widziałam, że nie może w to uwierzyc, jak jego najlepszy przyjaciel mógł zrobic coś tak okropnego.
- No co ty? Poważnie?
- Niestety tak.
- Kretyn...muszę do niego jechac i z nim pogadac – Nie mogłam na to pozwolic, bo musimy najpierw dac mu ochłonąc – Nie! pojedziemy do niego jak nie przyjdzie do szpitala dobrze? - Alfredo przytaknął mi na zgodę – dobrze to w takim razie zbieraj się, będę czekał w aucie. - Poszedł na zewnątrz, a ja pobiegłam po torebkę i telefon.

Kiedy dojechaliśmy na szpitalny parking, było tam już dużo fotoreporterów, oni są tutaj codziennie. Pewnie codziennie różne plotki w gazetach i internecie piszą, ale nikt z nas tego nie kupuje i nie czyta. Poszliśmy do środka szpitala i kiedy zmierzaliśmy w kierunku windy spotkaliśmy Ryana. On chyba też nie mógł spac, bo jego oczy były lekko podkrążone.
- Oliwia ci już powiedziała?
- Tak i nadal nie mogę w to uwierzyc, to jest jakaś chora sytuacja. – skomentował to szybko Alfredo.
Winda się otworzyła i weszliśmy do środka. Wjechaliśmy na piętro gdzie znajdowała się sala Magdy. W środku był lekarz i rozmawiał z jej rodzicami, więc postanowiliśmy zaczekac, po ok 10 minutach wyszedł.
- Jak z Magdą? - Zapytałam się.
- Za chwilę, lekarz wróci i wyciągną tą rurkę Magdzie i będzie mogła sama oddychac. Powiedział też, że jej stan się poprawia i że spodziewają się, że w niedalekiej przyszłości może się obudzic. - Jej mam strasznie się cieszyła kiedy to mówiła, ja i chłopaki też się ucieszyliśmy.
- To świetnie! - W tym momencie zobaczyliśmy lekarza idącego z pielęgniarką w naszym kierunku. Poprosił nas o wyjście i zabrali się do roboty. Ja nie mogłam na to patrzec bo nie był to zbyt przyjemny widok, więc wtuliłam się w Alfredo.
Po ok 10 minutach gdzie usunęli jej ta rurkę z gardła i kiedy upewnili się, że już wszystko jest dobrze, wyszli. Jednak cały czas powtarzali nam, że nie ma sensu, żebyśmy wszyscy tutaj byli.

~*~
- Dobra może powinniśmy jechac do Justina i zobaczyc co z nim? - Powiedziałam do Alfredo.
- Dobrze, to w takim razie chodźmy. - Wziął mnie za rękę, pożegnaliśmy się i poszliśmy do wyjścia.
- Zaczekajcie! -Zawołał Ryan, kiedy podeszliśmy do windy. - Dajcie mi znac jak z Justinem.
- ok, napisze ci sms'a co i jak. - Uśmiechnęłam się do niego.

Kiedy wyszliśmy z windy naszym oczom ukazał się niecodzienny widok, no w sumie ostatnimi czasy to codzienny, ale niech będzie, że niecodzienny. Justin stał, przynajmniej próbował ustac na nogach w drzwiach szpitala. - Boże co on tu robi? I w ogóle w jakim on jest stanie? - W tym momencie zaczęłam się o niego martwic, bo ostatnimi czasy zachowuje się jak dupek, ale nie zmienia faktu że jest on moim przyjacielem. Alfredo podszedł do niego – Stary jak ty wyglądasz? - Justin nie golił się od czasu kiedy...w sumie to nie wiem, ale widac było że sjest to kilkudniowy zarost, jego oczy były podkrążone, nie uśmiechał się wyglądał na przybitego. Nie zdziwiła bym się gdyby okazało się, że znowu cpał. - Przyszedłem do Magdy. - On jest niepoważny.
- Justin Nie możesz, nie jesteś w dobrym stanie. - Powiedziałam, podchodząc do nich bliżej.
- Ale ja chce tylko na chwilkę, zobaczyc co z nią. - Prosił nas, ale no co z tego jak był pijany.
- Jest dobrze, w sumie to coraz lepiej, ale chodź do domu. - Oboje podparliśmy go o siebie i zaprowadziliśmy do samochodu.

~*~
Kiedy podjechaliśmy do domu Justin dalej narzekał że chce zobaczyc Magdę. - Ale ja muszę sprawdzic czy z nią jest wszystko w porządku, dajcie mi spokój! - Podniósł trochę ton głosu.
- Ooo nie tak rozmawiac nie będziemy. Teraz to mój drogi wysłuchasz co mam do powiedzenia. - Nie dbałam o to czy krzyczę. - Nigdzie nie pójdziesz! Nie widzisz w jakim jesteś stanie? Co nie było cię 3 dni w szpitalu i teraz kiedy jesteś zalany w cztery dupy ty chcesz iśc i sprawdzic co u Magdy? A gdzie byłeś wczoraj, przedwczoraj co? - Popatrzyłam się prosto w jego oczy, które były przerażone. - Piłeś i cpałeś! Nie możesz się załamywac w momencie kiedy powinieneś być twardy! Jesteś facetem czy ciotą? Magda będzie cie teraz bardzo potrzebowała kiedy się obudzi, a co my jej powiemy jak ciebie nie będzie? Co? Że pijesz gdzieś na mieście? A kto jej powie o dziecku? No kto? Lekarz? Naprawdę chcesz żeby usłyszała to od lekarza albo od któregoś z nas? Ona się totalnie załamie po tej wiadomości, a fakt że ty jesteś gdzieś pijany i nacpany dobije ja już do końca! Ona musi mieć w tobie wsparcie! Więc się człowieku ogarnij i jutro rano jedziesz do szpitala z nami, zrozumiałeś? - Justin patrzył się na mnie, ale chyba doszło do niego to co mu właśnie powiedziałam bo jego oczy się zaszkliły, nic nie mówiąc wstał i poszedł na górę. Trochę zrobiło mi się głupio, że tak na niego naskoczyłam, ale inaczej by się nie ogarnął. W tej samej chwili kiedy Justin zniknął pojawiła się jego mama – Gdzie jest Justin? - Jej wyraz twarzy zdradzał zmartwienie. Ws umie nic dziwnego, to w końcu jej syn. - Jest na górze, właśnie Oliwia przemówiła mi do rozumu – Powiedział Alfredo, a Pattie poszła na gorę po schodach do Justina.
- Chyba troszkę przegięłam, co? - Zrobiło mi się głupio. - Ale w sumie ktoś musiał mu wygarnąc i niestety padło na mnie, ale nic na to nie poradzę skor...- Alfredo mnie pocałował, pewnie chciał mnie jakoś uciszyc, ale kiedy lekko panikuje to mam natłok słów i no wygląda to tak jak wygląda. Około 22 pojechałam do domu.
_____________________________________________________________

 Jest! Napisałam! Hahaha xD Jestem z siebie dumna. Ale dłuugo nie będzie nastepnego, bo przyszły tydzień mam zawalony nauką tak ma maksa ;/ i raczej nic nie napiszę.

Ale póki co przepraszm za błędy, ale dodawałam na szybkiego.
 Co sądzicie o tym? Prosze komentujcie ;* 

środa, 9 października 2013

Rozdział 114

- Ładuj! …
- Nic.
-Jeszcze raz! - Słyszałem lekarza.
- Nic.
- Dobra jeszcze raz, zwiększ moc.
Nie mogłem patrzec jak Magda leży na łóżku reanimowana przez pracowników szpitala. Ona umierała, jej serce się poddało! Ona nie może mnie zostawic. W jednej chwili znalazłem się w sali i zacząłem krzyczec – Uratujcie ją! Proszę! Magda obudź się, noo dawaj! Wróc do mnie!
- Proszę wyjśc – Lekarz starał się mnie wygonic ale ja nie mogłem, moje oczy wypełniły się łzami, a po chwili spływały po moich policzkach.
- Magda...proszę... - Moje słowa były ledwo wypowiedziane, prawie bez głośne.
-Jest!! Rytm zatokowy. Kiedy to usłyszałem wiedziałem że mnie usłyszała, że ona cały czas walczyła z samą sobą, wróciła po to żeby dalej starac się do mnie wrócic. Nie słuchałem już lekarzy którzy się przy niej krzątali, cieszyłem się. Podszedłem do niej, usiadłem obok. - Dziękuję. - Potem rodzice Magdy weszli. Siedzieliśmy tak przez dłuższą chwilę, kiedy to nagle usłyszałem – Justin, idź do lekarza zapytaj się co się stało, bo nam już wszystko wytłumaczył, jednak wybacz ale nie jesteśmy w stanie tego powtórzyc. - Powiedziała jej mama.
- Tak oczywiście. - wstałem i nie zwarzając na Oliwie, Alfreda, Ryana i moja mamę udałem się do pokoju lekarskiego gdzie prawdopodobnie mogłem go znaleźc. Zapukałem do drzwi i wszedłem, siedział na swoim krześle i uzupełniał jakieś papiery.
- Przepraszam, ale czy mógł bym się dowiedziec co się stało? - Lekarz spojrzał na mnie i wskazał na krzesło naprzeciwko, abym usiadł.
- Panie Bieber, pamięta pan operacje pani Magdy z powodu arytmii?
- Tak oczywiście, że pamiętam.
- No niestety ale ta cała sytuacja nie wpłynęła dobrze na jej serce. Teraz niestety nie może sama oddychac, robi to za nią specjalistyczna aparatura.
- Rozumiem, ale ile to potrwa?
- Nie wiadomo, to zależy od jej organizmu i wytrzymałości, miejmy nadzieję, że będzie lepiej, bo jak na razie jest źle. - Lekarz się zmieszał. Podziękowałem i wyszedłem z jego gabinetu jeszcze bardziej przygnębiony o ile to się jeszcze dało. Poszedłem do Sali na której leżała Magda.
- My idziemy coś zjeśc, jak chcesz zostań z nią. - Powiedziała jej mama.
- Dziękuję. - usiadłem koło Magdy, jak zwykle wziąłem jej rękę. Już nie miałem pomysłów co mogę jej powiedziec oprócz – Kocham cię - bo to moge powtarzac zawsze i wszędzie, o każdej porze dnia i nocy.
- Będzie dobrze prawda? - Usłyszałem czyjś głos. To była Oliwia.
- Nie wiem, Boże Oliwia nie wiem, ta niepewnośc mnie zabija od środka, wykańcza mnie. - Powiedziałem.
- Ludzie, wszystko będzie dobrze, tak wiem oklepany tekst ale Magda z tego wyjdzie i za niedługo będzie się z nami śmiała ale trzeba w to wierzyc. - Odezwał się Ryan, Alfredo cały czas milczał.
- Ehh słuchajcie ja tak nie dam rady po prostu nie potrafię.... - wybiegłem z sali a następnie ze szpitala.
- Justin! - Zawołał Alfredo.
- Nie stary zostaw mnie, proszę... - wsiadłem do auta i odjechałem. Na początku przemieszczałem się od punktu A do punktu B, C, D i tak dalej. Włóczyłem się bez celu po mieście w końcu odwiedziłem parę barów. Wypiłem parę kolejek, jednak potem stwierdziłem, że wróce do domu. Więc wszedłem do środka i nie zamykając drzwi na klucz poszedłem prosto do salonu. Podszedłem do barku i wyciągnąłem to co miałem.

~*~
Ryan

Musiałem pojechac do Justina i sprawdzic co z nim jest. Tak nagle wybiegł ze szpitala i nie odbiera telefonów. Wszyscy się o niego martwimy, on nie może się teraz załamac, Magda go potrzebuje. Kiedy podjechałem pod dom, widziałem że światło się pali, więc można było się dmyślec że i poszukiwana przeze mnie osoba jest w środku. Zadzwoniłem dzwonkiem jednak nie doczekałem się odzewu z jego strony. Wziąłem więc zapasowe klucze które mi dał i wszedłem przez bramę, a potem chciałem otworzyc dzwi, jednak były otwarte, pociągnąłem za klamkę i wszedłem do środka. Z początku wydawało mi się, że wszustko jest w porządku bo słyszałem jak ten idiota tłucze się w salonie, jednak kiedy wszedłem i go zobaczyłem ręce mi opadły. Był kompletnie pijany, na stole stały różnego rodzaju butelki od alkoholu.
- Boże Justin co ty wyprawiasz? - zapytałem go.
- Pije nie widac? - odpowiedział jak gdyby była to najbardziej oczywista i normalna rzecz na świecie.
- Stary Magda leży w szpitalu a ty tutaj pijesz?
- No ale co ja mam robic? Życie jest do dupy, ja jestem do dupy i niszczę ludziom życie.
- Dobra upiłeś się i gadasz głupoty chodź na górę, prześpisz się. - Pomogłem mu wstac i zaprowadziłem go do pokoju. Ledwo się położył, a już spał. Wyszedłem z domu i pojechałem do siebie.

~*~
Jak co dzień, wstałem rano i po ogarnięciu się pojechałem do szpitala, bo mam nadzieję, że Magda się już obudziła, albo że chociaż, może już sama oddychac i wyciągną jej to ochydztwo z gardła. Tym razem mam nadzieje, że zobaczę tam również ogarniętego Justina.
Jednak kiedy byłem na miejscu zastałem tam Pattie, rodziców Magdy, Oliwie i Alfredo. Justina nie było.
- Siema, jest z tobą... - Zaczęła Oliwia jednak przerwałem jej.
- Nie, myślałem, że jest już z wami.
- Dobra zadzwonię do niego – Alfredo wyciągnął z kieszeni swoich spodni telefon i wykręcił numer. - Cisza. Nie odbiera.
- Cholera... - może do niego pojechac?
- Nie ma sensu, może jeszcze śpi albo nie słyszy. Najwyżej popołudniu się po niego pojedzie jak nie odbierze telefonu. - powiedziała Pattie. Była zawiedziona postępowaniem swojego syna, z jednej strony wszyscy go rozumiemy, no bo to jest ciężkie zwłąszcza dla niego bo on stracił już jedną osobę, teraz może stracic też i drugą.

Co ok.10 min na zmianę dzwoniliśmy do Justina, jednak on nie odbierał, więc o godzinie 15 postanowiliśmy z Oliwią, że po niego pojedziemy lub sprawdzimy czy jest wszystko w porządku.

Kiedy podjechalięmy pod jego dom, zgasiłem samochód i poszliśmy do niego. Tym razem było zamknięte, więc wyciągnał klucze i otworzyłem drzwi i wyłączyłem alarm. Przeszukalismy cały dom, jednak nie znaleźliśmy Justina. Postanowiliśmy na niego poczekac. W domu był okropny bałagan więc razem z Oliwią postanowiliśmy posprzątac.
- Ty górę ja dół – Oznajmiła i poszła do salonu zrobic porządek z tym co zrobił Justin zień wcześniej.
Ja poszedłem na górę i kiedy wszedłem do sypialni zauważyłem włączonego laptopa, wziąłem go na kolana i zobaczyłem co Justin na nim robił. Przeczytałem wszystko i już wiedziałem gdzie go szukac. Zawołałem Oliwie i po 5 minutach byliśmy w drodze do jednego z barów.
- Martwię się o niego, co jak Magda się obudzi a jego nie będzie? - Oliwia zaczęła panikowac, ale rozumiałem ją bo jak tylko Magda odzyska świadomośc będzie pytała się o dziecko, a ja jej tego na pewno nie powiem, Oliwia się rozpłacze, Pattie również, a jej rodzice hmm no może i oni by jakoś dali rade ale wątpie żeby chciała to od nich lub od lekarza usłyszec.
- Spokojnie znajdziemy go, karzemy my się ogarnąc i będzie okej. - Zacząłem ją uspokajac, chodź sam miałem wątpliwości.
- Mam nadzieję, że masz racje, bo przysięgam że jak go dorwę to go rozszarpie na strzępy – Była wkurzona, ale chcąc nie chcąc mimowolnie się zaśmiałem, ona też.
Kiedy przyjechaliśmy na miejsce od razu wiedziałem, że w środku jest Justin, bo na zewnątrz było jego Ferrari.
- Zabije go! - Wyszła z auta, ale ja zatrzymałem.
- Hej, ty nigdzie nie idziesz, zostajesz tu w samochodzie, to nie jest miejsce dla ciebie, wejśc do środka i zamknij się tam, żeby żaden pijak się do ciebie nie dobierał. - Przytaknęła mi głową i zrobiła to o co ją poprosiłem. Za to ja poszedłem w kierunku wejścia. Przed budynkiem było parę dziwek (tak sądzę), pijaków i napaleńców. W środku nie było za miło, dym nosił się w górze, wszędzie pół nagie kobiety, napakowani kolesie, a przy barze ten przygłup, z jakimś kolesiem, nie widzieli mnie. Kiedy jednak szedłem w ich kierunku oni wstali i gdzieś poszli, nie wiem gdzie, bo jakaś babka podeszła do mnie i zaczęła się do mnie przystawiac. Spławiem ją, ale nie wiedziałem gdzie są. Postanowiłem na nich poczekac. Jednak mineło 20 min, a ich jeszcze nie było.
- A ty co? Będziesz tu tak siedział? Albo coś zamawiasz albo wypad. - Powiedział do mnie barman.
- yyy tak jasne, zmywam się. - wstałem i wyszedłem. Oliwia od razu na mnie spojrzała.
Wszedłem do samochodu i opowiedziałem jej wszystko.
- Rany Ryan, a jak jemu coś się stanie? Boję się o niego.
- Oliwia tu jest jego auto, na pewno po nie wróci. - Po ok 2 godzinach zobaczyliśmy jak Justin żegna się z tym kolesiem ale daje mu kasę. Ale za co?! Powoli wyszedłem z samochodu i kiedy zauważyłem, że ten facet daje mu coś podejrzanego wiedziałem że to są narkotyki.
- Dziękujemy, ale jemu to nie będzie potrzebne! - Krzyknąłem tak, żeby oboje mnie usłyszeli. Justin bardzo się zdziwił kiedy mnie zobaczył. - Ryan? Co ty tu robisz?
- Ratuje cię kretynie przed popełnieniem największego błędu w życiu.
- Dzięki, ale nie potrzebuje niańki. - Koleś w tym czasie zdążył uciec, ale z towarem, więc Justin nic nie dostał.
- Wsiadaj do auta, tylko uważaj bo Oliwia ma ochotę cię zabic. - Kiedy zauważyłem że jego źrenice są powiększone, a on buja się i uśmiecha jak debil zorientowałem się co jest grane.
- Cholera...ćpałeś!
- Ehem...i co z tego? - Dalej się usmiechał.
- Boże Magda cię zabiję jak się dowie! - Złapałem go za ramie i wsadziłem go do auta.
- Oooo a co z moim autkiem? - Zapytał dziecinnym głosem.
- Boże, a on co? Aż tak się uchlał? - Zapytała Oliwia.
- Niestety nie.... - Przerwałem.
- No to co? - spojrzałem na nią z zakłopotaniem.
- Nie! - Krzyknęła i odwróciła się do Justina.
- Ooo tak. - Odezwał się.
- No ja cię po prostu zabije!
- Spokojnie, nie denerwuj się – starałem się ją jakoś uspokoic, ale to nie było możliwe.
- Ryan jak mam być spokojna! Moja przyjaciółka leży w szpitalu nie wiadomo czy przeżyje, a jej narzeczony idiota pije i bierze narkotyki! Jak Magda się dowie to ona go zabije przecież! O ile ja nie będę pierwsza!
- To był pierwszy i ostatni raz już ja o to zadbam z chłopakami.

Podjechaliśmy pod dom, odstawiliśmy do do łóżka i kiedy ogarnęliśmy dom, odwiozłem Oliwie do domu, a potem samo pojechałem do siebie. Zostawiliśmy Justinowi kartkę z wiadomością, że ma przyjechac do szpitala, bo nie było go już 2 dni. 


Kto się jara ze mną tą piosenką? :D


No i tak....za wszelkie błędy przepraszam, ale dodaje na szybkiego ;(
Nie mam pojęcia kiedy będzie następny rozdział, bo nie mam go napisanego :/ A strasznie dużo zajęc mam ;/ Postaram się napisac jak najszybciej :D