wtorek, 27 grudnia 2016

10. W końcu w domu!

Natalia
Wczoraj całą rodziną pojechaliśmy na zakupy pamiątkowe, robiliśmy sobie zdjęcia chociaż było mi to wybitnie nie na rękę, ale cóż mogłam zrobić. Do Łukasza odzywałam się tylko kiedy musiałam i tak żeby dziewczynki nie domyśliły się że jest coś między nami nie tak. Wieczorem poszliśmy do restauracji na mieście żeby zjeść kolację, pech chciał że Usher tam był, a zobaczyłam go jak tylko weszliśmy do środka. Nie zwracał na szczęście uwagi na otoczenie, więc i mnie nie zauważył.

Kiedy tylko zajęliśmy miejsca zaczęliśmy czytać karty, które podał nam kelner. Przez dobre 15 minut nie mogliśmy wybrać nic bo żadne z nas totalnie nie wiedziało co wziąć, Łukasz bo myślał o czymś innym, Broke bo nie za bardzo szło jej czytanie i nie rozumiała wszystkich słów bo były zbyt zawodowo napisane, a ja bo myślałam o Łukaszu i Justinie naraz. Kiedy jednak się już zdecydowaliśmy i zamówiliśmy, nasze dania przyszły do nas po około 25 minutach i były piękne, każdy talerz był starannie przygotowany, aż szkoda było ruszać to dzieło. Basia oczywiście porobiła zdjęcia po czym kazała mi i Łukaszowi przysunąć się do siebie i się pocałować bo chciała to uwiecznić. Tak też się stało, jednak był to zwykły buziak, nic więcej.

Po zjedzonej kolacji Łukasz zapłacił i zbierając się do wyjścia moje spojrzenie mimowolnie padło na Ushera, który dalej siedział tam wraz ze swoją żoną. Nasze spojrzenia się spotkały i... bum! Poznał mnie. - Magda?? - Wstał i podszedł do nie. Nie pozostało mi nic więcej jak uśmiechnąć się u z radością do niego podejść. W sumie cieszyłam się bardzo że go widzę, bo jak by nie było stęskniłam się za nim. - Boże, ale się zmieniłaś. - Przytulił mnie co z chęcią odwzajemniłam. - Co tu robisz? - Kiedy padło to pytanie z jego ust odwróciłam się do mojej rodziny i odpowiedziałam – jestem na wakacjach z rodziną. To są moje córki Brooklyn i Basia, a to mój mąż Łukasz. - Wskazałam na każdego ręką, oczywiście tej najstarszej oczy się zaświeciły. - Wooow, widzę że nieźle ułożyłaś już sobie życie. Gdzie mieszkacie? - Pytania, pytania i pytania... Uwielbiam spotykać starych znajomych... - W Nowym Jorku. Odpowiedziałam grzecznie. - A co tam u ciebie?- Postanowiłam przejąć inicjatywę – Nic szczególnego, to samo, muzyka, rodzina i przyjaciele. Ostatnio pracujemy z Justinem nad nową płytą. - Kiedy te ostatnie stwierdzenie wyszło z jego ust delikatnie przymrużył oczy na znak zakłopotania. Postanowiłam więc przerwać to i nie przedłużać więcej rozmowy. - To życzę wam powodzenia, a my już się zbieramy, bo jest trochę późno a najmłodsza córka już trochę jest zmęczona. - Przytuliłam go i chcąc odejść zatrzymał mnie. - Daj mi może twój numer to zadzwonię jak będę kiedyś w Nowym Jorku to się spotkamy! Tak dawno nie rozmawialiśmy. Jutro jadę w trasę więc nie proponuje nawet spotkania w tym tygodniu. - Średnio chce wracać do tego towarzystwa, ale nie mogę mu odmówić, zresztą kiedy on znajdzie czas na Nowy Jork. Podałam więc mu mój numer i ponownie się pożegnałam. Kiedy jednak wychodziliśmy z restauracji nieoczekiwanie zaczęłam z każdej strony słyszeć – Magda! - O nie... nie, nie, nie to nie może się dziać naprawdę! Pytania spadały w takiej ilości że nie wiedziałam co mam robić.
- Dlaczego tak długo się ukrywałaś?
-Czy to twoja rodzina?
- Co z Justinem?
- Jak się czujesz?
- CO robisz w Los Angeles?
I wiele innych, paparazzi zaczęli robić zdjęcia, flesze aparatów nas oślepiały powiedziałam tylko do dzieci i Łukasza żeby zakryli twarze i sama pomagałam robić to Brooklyn. Po chwili weszliśmy wszyscy do taksówki gdzie Broke się rozpłakała, bo nie wiedziała co się stało, Basia była uśmiechnięta, a Łukasz... on jak zwykle poker face i siedział cicho. Starałam uspokoić się małą, ale było to trochę ciężkie, bo nie wiedziałam co powinnam z tym zrobić, nie miałam pojęcia że akurat teraz mnie poznają! Po ok. 10 minutach Broke zasnęła więc kiedy dojechaliśmy do hotelu mój mąż wziął ją ode mnie na ręce i zaniósł do pokoju hotelowego do jej łóżka. Tak więc wszyscy poszliśmy spać w ciszy.

Dziś rano natomiast obudził mnie telefon od Oliwii, wszyscy jeszcze spali więc, szybko odebrałam telefon i wyszłam na balkon. - No co jest? - Zapytałam zaspanym głosem. - O rany obudziłam cie... przepraszam, ale mam ważną sprawę mogła byś przyjechać? - O nie... coś tu śmierdzi i to bardzo. - Oliwia nie obraź się ale jestem na wakacjach z rodziną i nie chce tak cały czas latać między Wami a Justinem. To miały być rodzinne 2 tygodnie, a jak na razie jest to wojna małżonków i powrót do starego życia. - Czuję że on chce znowu rozmawiać o Justinie, ale cholera ja nie chce. Czy do nich to nie dociera? Nie chce i koniec. - Magda wiem, przepraszamy Cię za to ale to nie nasza wina że spotkałaś Jussa, nie nasza wina że się naćpał i przede wszystkim nie nasza wina że go zostawiłaś. Nie chcę mieszać w twoim życiu, tylko pomyśl jak jest nam trudno przyjaźnić się z obojgiem? Ja nie mogę mówić jemu o tobie, a tobie o nim i to jest taki błędne koło. Szlak mnie trafia bo on na samą wzmiankę o tobie świruje, a ty dostajesz napadu nerwicy na samą myśl że chce z tobą o nim porozmawiać. - Uniosła się i w ten oto sposób pokłóciłam się w tym tygodniu z 3 już osobami. Ciekawe kto następny. - Ok, rozumiem, czy coś jeszcze? - Postanowiłam zakończyć tą rozmowę bo nie była warta kontynuowania jej. - Nie, zapomnij o tym telefonie. Nie przyjeżdżaj i spędzaj te swoje rodzinne wakacje. - Rozłączyła się a mi nie pozostało nic innego jak usiąść na balkonie oparta o ścianę i płakać. To najgorsze wakacje ever.
Nagle poczułam parę ramion obejmujących mnie. Wiedziałam, że to Łukasz ale byłam już bez sił, nie wiedziałam co robić Wtuliłam się w niego i chwilę tak siedzieliśmy. Czekał spokojnie aż wypłaczę się, nie mówił nic tylko przytulał. Po jakiejś chwili oderwałam się od niego i spoglądając mu w oczy usłyszałam – Pakujmy się i wracajmy do domu. - Pokiwałam głową i jedyne co udało mi się wydusić z siebie to bezdźwięczne „przepraszam”.. Łukasz uśmiechnął się tylko i siedzieliśmy tak kolejne parę minut.
- To najgorsze wakacje jakie kiedykolwiek miałam. - Skomentowałam po chwili, kiedy już zupełnie się uspokoiłam. - Moje też, jeżeli cię to pocieszy więc siedzimy w tym razem. Jednak przepraszam cię za moje zachowanie, nie potrzebnie się unosiłem. - Powiedział spokojnym tonem głosu. - Ja też nie byłam święta więc spoko. - Zaśmiałam się po czym wstaliśmy oboje i zaczęliśmy zbierać nasze rzeczy.
Kiedy dziewczyny wstały, poszliśmy na śniadanie i postanowiliśmy im oznajmić że już wracamy do domu, bo pozmieniało się parę spraw. Nie podobało im się to, Brooklyn nawet się popłakała, ale nic na to nie poradzę, wole ten płacz rozpaczy niż moje ponownie rujnujące się życie. Wytłumaczyłam im, że w zamian za to polecą do Polski do swoich babć, ten pomysł spodobał im się od razu więc nie mogą mi zarzucić że nie ma czegoś za coś. Co prawda w Polsce nie ma takich pięknych plaż jak tutaj, ale za to jest rodzina i znajomi.

Po śniadaniu nasz trójka poszła się pakować, a Łukasz załatwiał sprawy z wcześniejszym wymeldowaniem się z hotelu o prawie tydzień. Mam nadzieję, że zwrócą nam chociaż trochę kosztów za te dni kiedy nas już tu nie będzie. Kiedy Łukasz wrócił powiedział że na szczęście udało się odzyskać troszkę pieniędzy, ale też powiedział że dużo osób dzwoni do hotelu i pyta o mnie, nawet paru paparazzich jest przy wejściu. Trochę mnie to zmartwiło, ale nic na to nie poradzę. Po około godzinie kiedy się już spakowaliśmy i udało nam się przebookować bilety na dziś nie mieliśmy mało czasu na dojechanie na lotnisko. Postanowiliśmy razem z Łukaszem że oni pojadą jedną taksówką, a ja samochodem hotelowym, który został mi zaproponowany na koszt oczywiście hotelu. Oni pojechali pierwsi, a ja jakieś 15 minut później wyszłam z hotelu i udałam się do samochodu, jednak nie obeszło się bez pytań i fleszy skierowanych w moją stronę, to jest okropne, kiedy w najgorszym momencie twojego życia ludzie postanawiają że sobie o tobie przypomną i będą cię gnębić na ten temat i zadawać dużo pytań bez zastanowienia się czy ciebie to boli. W trakcie mojej jazdy na lotnisko, szofer powiedział mi że jedzie za nami jakiś Van z reporterami, przewróciłam tylko oczami, ale podziękowałam za wiadomość. Miałam też czas żeby spokojnie poszperać w interenecie tak jak to zazwyczaj lubię robić dla relaksu, ale tam tylko dużo wiadomości od znajomych i rodziny i z tego co zdążyłam zaobserwować zrobił się szum z powodu ,,mojego powrotu”. Ludzie ja nigdzie nie wróciłam!! Cholera, teraz nie będę miała spokoju. Chociaż nie ważna jestem ja, tutaj chodzi o prywatność mojej rodziny. Nie chcę narażać Basi na niebezpieczeństwo i tym samy też Broke ale ją też na stres z tym związanym. Łukasz wiem że będzie mnie wspierał w tym, ale on nie zna się na tym całym świecie celebrytów i nie będzie to pewnie dla niego łatwe. Mam jednak nadzieję, że dadzą mi spokój za jakiś czas.

~*~

- Nareszcie! - Powiedział Łukasz wnosząc walizki do środka naszego mieszkania. - Szkooooda że musieliśmy już wracać, ale pojedziemy do babci prawda? - Zapytała mnie Brooklyn siadając w kuchni przy wysepce. - Tak, oczywiście. Polecicie tam z tatą i wrócicie może na koniec wakacji co? - Dziewczyny jak tylko to usłyszały zaczęły się cieszyć. Uwielbiają latać do Polski, bo Brooklyn kocha babcie a Basia ma tam znajomych z którymi dalej utrzymuje kontakt, bo i oczywiście całą rodzinę. Czasami żałuję, że nie mieszkam tam już, bo to było spokojne życie. Cóż kiedyś musiało się zacząć poważne, dorosłe życie.
W momencie kiedy rozpakowywałam nasze rzeczy zadzwonił mi telefon, kiedy zobaczyłam, że to Justin ponownie ciśnienie mi wzrosło i nie wiedziałam co on ode mnie może chcieć. Jednak był ze mną Łukasz i Basia więc nie chciałam odbierać przy nich. Jak jest to coś ważnego zadzwoni jeszcze raz, może wtedy będę mogła rozmawiać. Po około godzinie wszyscy się rozpakowaliśmy, ja wstawiłam pranie i położyłam się chcąc odpocząć w momencie kiedy pozostała 3 wyszła z domu na zakupy. Kiedy tak leżałam i usypiałam telefon ponownie mi zadzwonił, to był znowu on...
- Słucham? - Odebrałam telefon, jak gdyby nigdy nic. - Magda, przepraszam, nie chciałem żeby to tak wyszło. Pomogłaś mi, a ja zachowałem się jak ostatni cham i prostak... - Westchnęłam kiedy zaczął przepraszać. - Justin nie chcę być źródłem twoich problemów więc serio lepiej będzie kiedy o sobie zapomnimy. Byłam w Los Angeles tylko parę dni a moje życie totalnie się zaczęło walić i to tylko dlatego że spotkałam ciebie. Nie chce tego. Mam swoje życie, poukładane i spokojne, niech tak zostanie. Nie gniewam się na ciebie, ale rozumiem twój żal do mnie. - Zaczęłam mówić, jednak on postanowił mi przerwać. - Nie, nie, nie. Nie chce żebyś znowu odchodziła. - Ta rozmowa nie miała totalnie sensu. On mówił swoje, ja swoje i nie widziałam nawet szansy na jakikolwiek kompromis.
Moje rozmyślania przerwał jednak Justin, który ewidentnie miał zdziwiony głos. - Magda, czy dziennikarze cię dopadli? - Zapytał niepewny. - Tak, niestety. - Westchnęłam, bo cóż mogłam powiedzieć. - Rany przepraszam cie, nie chciałem tego. - Dziwne bo to nie jest przez niego nawet, a czuje się winny. - Justin to nie twoja wina, widzieli mnie jak rozmawiałam z Usherem w restauracji, bo przypadkiem tam na siebie wpadliśmy, także nie obwiniaj się. - Naszą rozmowę przerwał dzwonek do drzwi podeszłam i odebrałam nie przerywając rozmowy z Justinem, okazało się że to moja rodzina wraca z miasta. - Justin muszę kończyć bo mój mąż wraca do domu z dziewczynami. - Rozłączyłam się i otworzyłam im drzwi.
- Mamo! Tata kupił nam popcorn na dziś i wypożyczyliśmy film na wieczór! - Rozochocona Broke opowiadała mi wszystko ze szczegółami co kupowali, jak wypożyczali film i kto go znalazł. Ona jest czasami taka rozbrajająca że potrafi cały smutek i złość zniwelować w człowieku.

Taki jaki wymyślili plan tak właśnie zrobiliśmy. Ja zrobiłam popcorn, Basia nasypała chipsy do misek, a Łukasz z najmłodszą z nas włączali film na DVD. Kiedy już usiedliśmy i oglądaliśmy dostałam smsa, wzięłam więc telefon i spojrzałam że napisał Justin. ''Do mnie przyjechał syn i pójdę za Twoją radą. Skupię się na nim.'' Nie odpisałam mu nic, niech się w takim razie skupia na synu, może uda mu się zapomnieć o mnie. Kurcze nie wiem co się z nim stało, zrobił się hmm żeby tak jakoś delikatnie powiedzieć, dupą życiową. Z niczym sobie nie radzi, ludzie chcą mu pomóc a on nie przyjmuje tego, wie że robi źle ale tak jest mu dobrze, cierpi, ale nie zamierza tego nawet zmienić. Totalnie go nie rozumiem ale to jego życie i niech robi to co chce.

czwartek, 15 grudnia 2016

9. To twoja wina, że jestem w tym miejscu w którym jestem!

- No i już po sprawie, kolano i rączka się szybko zagoją. Nawet nie zauważysz – Justin powiedział do jeszcze troszkę pociągającej noskiem Brooklyn. - Obiecujesz? - Zapytała mała patrząc na niego z nadzieją. - Pewnie tylko musisz starać się o tym nie myśleć. - Uśmiechnął się i podał jej lizaka którego miał w szafce za sobą. - A teraz leć się bawić ale nie wchodź już na ławkę dobrze? - Przytaknęła głową i pobiegła dalej na ogród.

Mała spadła z ławki którą Justin na ma ogrodzie jeszcze od czasów kiedy ja tu mieszkałam. Narobiła nam strachu ale na szczęście skończyło się tylko na paru zadrapaniach a większym strachu i płaczu małej.
- Nieźle sobie poradziłeś z nią. Zazwyczaj jak zacznie płakać to ciężko ją uspokoić. Łukasz musi jej obiecywać cuda na patyku i zagadywać jakimiś bzdurami kiedy Magda przemywa jej ranę. Ty po prostu masz dar! - Pochwaliła go Basia, a ja posłałam jej spojrzenie typu LIZUS, na co ona wystawiła mi język. - Żaden dar tylko on sam jest jak dziecko więc po prostu duże dziecko pogadało z małym dzieckiem i dali radę. - Ledwo powstrzymywałam śmiech patrząc na jego poważny wzrok, który zaraz po chwili zmienił się w wielki uśmiech. - Tak odezwała się widzę dalej ta dorosła. - Szturchnął mnie kiedy po chwili ja mu oddałam, a po chwili usłyszeliśmy dźwięk aparatu. Spojrzeliśmy w stronę Basi która trzymała w ręce mojego iPhona z którego zrobiła nam obojgu zdjęcie. - Hahaha oboje wyglądacie jak dzieci. - Zaczęła się śmiać, a potem i my kiedy zobaczyliśmy jak wyszliśmy.

- Dobra wypadało by coś zjeść! - Wstałam z kuchennego krzesła od blatu o podeszłam do kuchenki. - Basia idź proszę po Broke. - Przytaknęła mi i wyszła do salonu z którego następnie weszła na ogród w celu znalezienia małej. - Fajne masz te córki. - Odezwał się po chwili ciszy Justin. - Dziękuję, muszę przyznać że masz rację. - Uśmiechnęłam się do niego zatykając pasmo włosów za ucho. - a Łukasz nie jest zły że tutaj jesteś? - No i zaczął się niewygodny temat. - Powiedzmy że on dziś ma wolne i dzień dla siebie bo ja go miała wczoraj. - Odpowiedziałam szybko i zabrałam się za nakładanie jedzenia na talerze. Przygotowałam kurczaka na parze z warzywami, więc powinno wszystkim smakować. - Czyli się pokłóciliście? - spojrzałam na niego zdziwiona skąd to wie... Przecież nikt mu nie mógł powiedzieć bo nikomu nie mówiłam o naszej sprzeczce. - No co? Troszkę czasu minęło ale dalej dość dobrze cię znam i nie uda ci się takiej ważnej rzeczy przede mną ukryć. - No dobra ma racje dalej potrafimy z siebie czytać jak z otwartych ksiąg ale że aż tak... - No troszkę ale to nic wielkiego za niedługo wracamy do domu to wszystko będzie w porządku. - Uśmiechnęłam się do niego i akurat w tym momencie weszły do kuchni dziewczynki więc dziękowałam w duszy że nie musimy kontynuować tej rozmowy. Podałam każdemu jego porcję i usiedliśmy do stołu. - Smacznego wszystkim. - Pożyczył Justin.

Po obiedzie ja ogarnęłam kuchnię a w tym czasie Juss wraz z dziewczynami wygłupiali się i rozmawiali na ogrodzie. Basia zasypywała go milionem pytań a on z cierpliwością odpowiadał na wszystkie najdokładniej jak potrafił. Po jego wyrazie twarzy nawet dobrze mu się z nią rozmawiało. Kiedy tak patrzyłam na nią widziałam w niej siebie sprzed prawie 10 lat i jednak mowa tu o latach a ja dalej mam wrażenie jakby to było tylko parę dni temu. Pamiętam wszystko. Każde miejsce, słowo, rzecz, uśmiech i łzę wszystko co dzieliłam z Justinem. Cholera Magda! Wiedziałam że jak z powrotem będziesz przebywałam w jego towarzystwie to ponownie wszystko wróci! Musisz się ogarnąć bo to nie może tak być! Masz dzieci i męża których kochasz... nie możesz tego zostawić dla Justina... Mój wewnętrzny monolog przerwał głos mojej najmłodszej córki – Mamo chodź do nas! Będziemy oglądali bajkę! - Zawołała z radością. Uśmiechnęłam się do niej i odpowiedziałam – Dobrze już do Was idę. – Zostawiłam wszystko i poszłam usiąść koło nich na sofie w salonie. – To co oglądamy? Króla lwa? – Zapytał Justin podnosząc płytkę z filmem do góry. – Tak! – Krzyknęła Brooklyn.

- Chyba zasnęły. – Odezwał się Justin gdy film się skończył. Spojrzałam na dziewczynki i uśmiechnęłam się. – To one niech śpią a my chodźmy na ogród. – Zaproponował a ja przytaknęłam. Przykryliśmy je kocem (który pamiętam bardzo dobrze, bo to właśnie leżąc pod nim podjęłam decyzję o odejściu).
- Śliczny masz ten ogród. – odezwałam się podziwiając piękne kwiaty. – Dziękuję, nawet nie staram się o niego dbać, a one i tak rosną. – Wzruszył ramionami, patrząc przed siebie. – To co? Jak będzie z tobą i tymi używkami? – Zaczęłam niewygodny dla niego temat.

Justin
- Rany Magda nie zaczynaj tego tematu. Nie mam ochoty o tym rozmawiać, bo po co to komu?
– Ale ty nie możesz tak marnować swojego życia. – Chyba nie zrozumiała mojego przesłania, że jestem zmęczony całym tym truciem mi że powinienem z tym skończyć. – Nie marnuje go, tylko … tylko czasami za bardzo szaleje jak ostatnio, dodatkowo nie biorę tego nałogowo tylko jak mam okazje. – Wzruszyłem kolejny raz ramionami i spojrzałem na nią. Jej wzrok mógł by w tym momencie zabić każdego. – Okazje?! Ty jesteś uzależniony?! Da sobie pomóc, zrozum że masz problem i powinieneś się leczyć! – Podniosła głos, żeby dać mi chyba do zrozumienia że to co mówi jest bardzo poważne, tylko że ja jakoś nie widzę w tym problemu. – Czy musimy psuć ten dzień? W końcu mamy okazję porozmawiać, a ty chcesz się kłócić. – Jęknąłem, lekko podirytowany, w sumie teraz to bym coś zapalił… - Najwidoczniej teraz to się tylko tak z tobą da rozmawiać, bo nic do ciebie nie dochodzi. – Wymachiwała rękami i wiedziałem że jest zdenerwowana. – Powiedz mi czemu mam zrobić to co ty i wszyscy inni mi każecie w momencie kiedy sami nie jesteście lepsi?! – Teraz to i ja nie wytrzymałem. Magda przystanęła i spojrzała na mnie jakby nie wiedziała o co mi chodzi. – O czym ty mówisz? – Pokręciła głową. – Chodzi mi o to że gdybyście byli prawdziwymi przyjaciółmi i naprawdę mnie kochali to ty byś mnie nigdy nie zostawiła, a oni nie zachowywali by się tak jakby udawali że nic się nie stało! Nie wiem czym sobie zasłużyłem że mnie zostawiłaś! – Nasza niby tak spokojna rozmowa przerodziła się w kłótnię, która mogła się skończyć bardzo szybko albo tym że ktoś powie coś za dużo. – Justin… - Magda przeczesała ręką swoje włosy – Nic nie zrobiłeś…to ja… to moja wina i nie wracajmy do tego. – Zaśmiałem się ironicznie… - Twoja wina? To ty mnie zostawiłaś więc chyba musiało być coś przez co mnie opuściłaś. Starałem się być jak najlepszym chłopakiem, martwiłem się, opiekowałem się tobą, spędzałem czas, oddałem ci całe moje serce a ty tak znikąd zniknęłaś z mojego życia, zostawiając po sobie zwykły list, który czytałem codziennie i starałem się doszukać jakiegoś sensu w tym wszystkim, ale nie mogłem! Potem było coraz gorzej! Piłem, imprezowałem a na końcu doszły narkotyki! To twoja wina że jestem w takim punkcie życia a nie innym! – Magda słuchała mnie i widziałem jak wraz z moimi ostatnimi słowami łzy spływają jej po policzkach. Cholera…chyba to ja powiedziałem coś za dużo. – Więc to mnie obwiniasz za wszystko złe co przytrafiło ci się w życiu? Szkoda bo ja tobie zawdzięczam fantastyczne chwile… a po odejściu nie tylko tobie było źle…w tym wszystkim byłeś ty i ja…. Z tym że ja nauczyłam się żyć z tym bólem i radzić sobie z nim, bo wiem że teraz mam dla kogo, tobie też dobrze radzę naucz się tego i zapomnij… - Kiedy skończyła odwróciła się i poszła w stronę domu. – Nie…Magda nie to chciałem powiedzieć. – Dogoniłem ją, jednak oboje zamarliśmy kiedy zobaczyliśmy Basie stojącą w progu drzwi wejściowych do domu z ogrodu. – Kochanie jedziemy do Łukasza, weź Brooklyn. – Powiedziała do córki i zaczęła zbierać ich rzeczy. – Magda! – Starałem się jakoś ją zatrzymać, ale nie zwracała na mnie uwagi. – Zostań, proszę… - Powiedziałem kiedy wychodziły z domu. – Skoro tak bardzo mnie obwiniasz za wszystko to zostawiam cię już samego. – Zatrzasnęła drzwi i odeszła. Kolejny raz mnie zostawiła. Złość wypełniła mnie całego i uderzyłem w najbliższą ścianę żeby wyładować emocje. Pierwsze o czym pomyślałem to muszę zapalić! Udałem się do szafki gdzie miałem papierosy, wyciągnąłem i odpaliłem. Pozwoliłem aby dym wypełnił moje płuca dając mi tym samym ulgę. Usiadłem na leżaku przy basenie i w tym samym momencie zadzwonił mi telefon. Nie patrząc na to kto dzwonił odebrałem – Halo? – mój ton był suchy i nie zbyt miły. – Tatusiu mam pytanie. – To był Cody, nie spodziewałem się że zadzwoni. W sumie to dobrze że nie spojrzałem kto dzwoni bo jak bym zobaczył że Cristal to zignorował bym telefon. – Cześć synku, jakie pytanie masz? – Zmieniłem ton, żeby nie pomyślał sobie że jestem na niego zły. – Mogę do ciebie przyjechać na parę dni, bo się stęskniłem? - Cholera jeszcze tego mi brakuje żebym się w tym wszystkim bawił w opiekunkę, ale może pomoże mi to jakoś zapomnieć na jakiś czas o wszystkim. – Pewnie, nie ma problemu. – Mały zaczął się cieszyć i automatycznie oddał telefon mamie. – Przywiozę go jutro wieczorem do ciebie. – Oznajmiła Cristal. – Taa ok. – Odpowiedziałem szorstko. – Boże Justin! Czy ty nie możesz sobie chociaż raz darować i być miły? Ciebie już nawet syn nie obchodzi… Nie dzwonisz, nie pytasz, nie przyjedziesz, nic. – Jak zwykle zaczęła mi wypominać wszystkie moje zaniedbania, a mnie jak zwykle nic to nie obchodziło. – Wiesz mógł bym Ci powiedzieć dlaczego, ale jakoś nie mam ochoty na dalszą rozmowę więc, ten ee cześć i czołem. – Powiedziałem i rozłączyłem się nie mając zamiaru nawet czekać żeby mi coś odpowiedziała. Teraz miałem ważniejsze rzeczy na głowie niż ona i te jej zasrane wieczne pretensje do mojej osoby.
Kiedy wypaliłem papierosa pomyślałem, że muszę przeprosić Magdę, więc wymyśliłem plan. Zadzwoniłem do Oliwi, którą poprosiłem o pomoc. Wytłumaczyłem wszystko po kolei i kiedy już skończyłem zapytałem czy da rade zorganizować spotkanie moje z Magdą.
- Justin pewnie, że dam radę, tylko proszę cię ogarnij się do jutra i przemyśl dokładnie jak co chcesz jej powiedzieć i czego oczekujesz od tej rozmowy. Przemyśl o tym co ona może powiedzieć i bądź miły ale szczery żeby nie było żadnych kłamstw, dobrze? - Oczywiście obiecałem jej to i kiedy skończyliśmy rozmowę postanowiłem, że pójdę spać.

środa, 14 grudnia 2016

8. Początek

Cały dzień wydzwaniał do mnie Łukasz. Około godziny 17 już odebrałam – Słucham? - Zapytałam grzecznie na wypadek jak by to miała być Broke albo Basia. - Gdzie ty jesteś? - Zapytał lekko zmartwionym głosem. - Nie powinno cię to interesować przecież i tak mi nie uwierzysz. - Zaczęłam, a w odpowiedzi dostałam tylko westchnięcia. - Przyjdę jak będę miała taką ochotę, a jak na razie to przykro mi ale muszę kończyć bo jestem zajęta. - Rozłączyłam się, ale po chwili jednak dostałam smsa
Od: Łukasz
Gdzie jesteś? Wrócisz na noc? Kochanie przepraszam...
Tak myśli, że tym zamartwianiem się i czułym słówkiem mnie przekona? Jak tak to się grubo myli
Do: Łukasz
Jak wrócę to wrócę. Będę późno w nocy pewnie i około 7 też wyjdę i nie będzie mnie cały dzień. Wieczorem będziemy mogli wyjść gdzieś całą rodziną. A jak na razie daj mi spokój.
Wysłałam i wróciłam do porządków. Jednak cały dzień wystarczył mi, żebym ogarnęła dom. Oczywiście pierwsze co rzuciło mi się w oczy kiedy weszłam do salonu to stół zawalony alkoholem jakimiś lekami i chyba narkotykami. Oczywiście nie wahałam się nawet przez sekundę co z tym zrobić. Wzięłam worek i wszystko jak leciało wyrzuciłam. Pewnie mnie za to zabije, ale nie bardzo się tym przejmowałam. Kiedy otworzyłam lodówkę i zobaczyłam trunki typu piwo albo wino również wyrzuciłam, żeby go nie korciło. Chociaż z drugiej strony jest dorosły i może po prostu iść do sklepu i kupić sobie alkohol.

Postanowiłam nie myśleć teraz o tym i poszłam zrobić mu jakieś zakupy. Jednak najpierw zadzwoniłam do Justina, żeby upewnić się co może jeść a czego jeszcze nie.
- Halo? - Odebrał bardzo szybko. - Justin idę do sklepu, co ci kupić? Co lekarz mówił że możesz? - Zapytałam zamykając dom i wychodzą na ulicę. - Nie wiem co mogę ale na pewno nie mogę jeść nic ciężko strawnego i tłustego... - zrobił przerwę na myślenie. - W sumie to miałem płukanie żołądka to muszę powoli wszystko dodawać do mojej diety. - Zakodowałam i w sumie to ma rację nie pomyślałam o tym. Z tego stresu to zapominam o wszystkim. Kurcze nie powinnam tak pomagać Justinowi, ja w ogóle powinnam trzymać się od niego z daleka.
- Haaalo Magda tu ziemia, słyszysz mnie? - jego głos wydobył się ze słuchawki wyciągając mnie tym samym z zamyślenia. - Tak, tak słyszę. Dobra to ja idę do sklepu i do zobaczenia jutro. - Zakończyłam rozmowę i weszłam do jednego z większych spożywczych w tej okolicy.

Wzięłam koszyk i szłam po kolei stoiskami i patrzyłam co mogło by mi się przydać. Było tego dużo, bo sama wiem po sobie, że jak by mi przyszło jeść codziennie to samo dietetyczne jedzenie to bym chyba już z głodu umierała, dlatego jemu przygotuję parę potraw i będzie mógł sobie wybrać.

Kiedy miałam już pełen koszyk poszłam do kasy i zaczęłam wyciągać moje zakupy aby ekspedientka mogła podliczyć to co miałam zamiar kupić. Pani była bardzo miła i nawet ją pamiętam...że też jej się nie znudziła ta praca z tego co pamiętam to pracuje tutaj już około 10 lat, więc można powiedzieć, że staż to ona ma tutaj niezły. - Razem będzie 210 dolarów. - Odezwała się i z uśmiechem czekała, aż dam jej pieniądze. Wyciągnęłam więc portfel i podałam jej gotówkę. Następnie zapakowałam wszystko do siatek i poszłam pod sklep. Wyciągnęłam telefon i kiedy chciałam zadzwonić po taksówkę usłyszałam męski głos – Magda? - Odwróciłam się w stronę skąd dochodził i kiedy ujrzałam Michaela od razu się uśmiechnęłam od ucha do ucha. - Rany Michael! - Przytuliłam go co w sumie odwzajemnił z taką samą radością. - Co ty tu robisz? - Zapytał, ciekawy bo po moim wyjeździe nie utrzymywaliśmy kontaktu. - Emmm... to długa historia ale ogółem to jestem z rodziną na wakacjach. - Uśmiechnęłam się do niego. - Kurcze wypadało by się spotkać i pogadać! Wiesz w ogóle co się dzieje z Justinem? Podobno teraz jest w szpitalu... - Kurcze i co ja mam mu powiedzieć że wiem? Jak tylko mu to powiem, to zacznie się rozmowa o Jussie, a ja jakoś nie mam ochoty na ten temat rozmawiać. - Ej w sumie może cię podwiozę i pogadamy tak jak kiedyś? - Cholera myśl! Magda myśl jak z tego wybrnąć bo on przecież nie może cie podwieźć pod dom Justina. - Ee nie dzięki, właściwie to śpieszy mi się a ty dopiero widzę wchodzisz do sklepu, spoko zadzwonię sobie po taksówkę. - uśmiechnęłam się do niego z nadzieją że to kupi. Wiem, że kiedyś bardzo mi pomógł, bo w sumie był pierwszym który dowiedział się że wylatuje z USA i wracam do domu i jeszcze mnie na lotnisko zawiózł. Jednak ja nie chce rozmawiać na temat mojego nieudanego związku z Justinem. To jest zakończony tema i nie ma już o czym mówić, a on i tak będzie nawiązywał wszystko do jednego punktu, który bardzo chce omijać. - na zakupy mogę wpaść później a spotkać się z tobą raczej nie. - No i mi się nie udało...ale dalej będę twierdziła że bardzo mi się spieszy i nie mam czasu... - Wiesz co, naprawdę ci dziękuję, ale nie mogę, dziś i w ogóle nie bardzo mam czas bo wiesz córka mi się rozchorowała i muszę z nią siedzieć. -
Brawo Magda! W myślach przybiłam sobie piątkę, za tak błyskotliwie szybkie myślenie. - Oj to chodź podwiozę Cię chociaż. - Cholera czy on nawet aluzji nie może załapaż?! - Michael powiem w prost bo delikatnie nie rozumiesz. Nie chcę żebyś mnie odwoził bo wiesz ja mam bardzo zazdrosnego męża i on nie zrozumie tego że jesteś tylko znajomym z kiedyś. - Taaak miało być szczerze...no teoretycznie to Łukasz jest zazdrosny...ale by zrozumiał że to kolega tylko ...chyba...
- No to chyba, że tak. To w taki razie trzymaj się i powodzenia. - Przytulił mnie na odchodne i wszedł do sklepu a ja zadzwoniłam spokojnie po taksówkę i pojechałam do domu Justina.

Około godziny 21 zaczął dzwonić mi telefon. Podeszłam do torebki i wyciągnęłam go z niej nie patrząc nawet na to kto dzwoni. - Halo? - Zapytała, wyłączając kuchenkę bo właśnie kończyłam gotować. - Mamusiu gdzie jesteś? Cały dzień cię nie było... - Głos Brooklyn
wyłonił się z mojej słuchawki. Był już lekko śpiący co oznaczało, że nie może zasnąć, (czasami tak ma i wtedy muszę być ja) więc powinnam wracać do hotelu. - Kochanie, musiałam pomóc przyjacielowi, ale już do ciebie pędzę, dobrze? - Zapytałam głosem spokojnym. Jednak było mi przykro, że jestem tutaj na wakacjach z nimi ale w ogóle nie spędzam z nimi czasu. - Dobrze, będę na ciebie czekała. - Jej kochany i słodki głosik spowodował że moje serce się złamało, bo nie było mnie wtedy kiedy moja córka mnie potrzebowała. Czułam wyrzuty sumienia...zamiast być z rodziną ja siedzę u mojego byłego chłopaka w domu i sprzątam mu w domu i gotuje dla niego.

Kiedy tylko pożegnałam się z Brooklyn, wyłączyłam wszystko u Jussa i wychodząc zamknęłam dom. Taksówka już na mnie czekała, więc wsiadłam i pojechałam nią do hotelu gdzie mieszkałam. - Dziękuję. - po zapłaceniu pożegnałam się i wysiadłam. Następnie weszłam do środka i wjechałam windą na nasze piętro. - Jestem już. - Powiedziałam cicho, bo jednak miałam nadzieję, że małej udało się zasnąć ale na nic zdała się moja nadzieja. - Mama!! - Brooklyn przybiegła do mnie i mocno mnie przytuliła. - Gdzie byłaś? Pomagałaś Justinowi? - Zapytała, a ja nie bardzo wiedziałam co mam powiedzieć. Postanowiłam jednak powiedzieć jej prawdę, przy okazji nie będę potem musiała samemu Łukaszowi tego opowiadać. - Kochanie byłam u Justina w domu bo wiesz...musiałam mu ugotować coś bo jutro wychodzi już ze szpitala. - Wyjaśniłam jej, a kątem oka zauważyłam jak Łukasz przeciera twarz dłońmi. Robi tak zawsze kiedy jest zdenerwowany, a w tym przypadku był i to raczej nie trochę a bardzo... - To dobrze, a będę mogła z tobą jutro do niego jechać? - Mała zapytała i w tym momencie do rozmowy wtrącił się ten któremu ta cała sytuacja była wybitnie nie na rękę. - Brooklyn jest późno do spania. - Mała pokiwała głową i poszła w stronę swojego łóżka ciągnąc mnie za sobą. Położyłam się koło niej i mała wtulając się we mnie zasnęła po około 10 minutach.

Kiedy wstałam, widziałam, że Łukasz już czeka na mnie i chce porozmawiać, ale wtedy nie byłam pewna czy ja tego chce. Odeszłam od łóżka Brooklyn i podeszłam do szafki z naszymi rzeczami chcąc wziąć jakąś piżamę. - Magda możemy porozmawiać? - Podszedł do mnie z tym swoim skruszonym wzrokiem, który w tamtym momencie na mnie nie działał. - Nie, przepraszam ale nie mam ochoty. - odeszłam od niego i poszłam w stronę łazienki, ale poczułam, że Łukasz łapie mnie za nadgarstek. - Maga proszę cię. - Westchnęłam i spojrzałam na niego. - Dziewczyny śpią i będą słyszały porozmawiamy jutro. - Pociągnęłam ręką tak, ze wyrwałam ją z jego uścisku i weszłam do łazienki. W tamtym momencie w ogóle nie miałam ochoty tam być. Gdyby nie Brooklyn to pewnie spędziła bym noc w domu u Justina.

Po bardzo długiej kąpieli wyszłam z łazienki i nie patrząc się na niego położyłam się do łóżka. Wiedziałam, że nie śpi. Wkurza mnie to, że mógł pomyśleć że skoro pojawił się Juss w moim życiu na nowo to ja już od razu będę go zdradzała. Nigdy bym nie pomyślała, że mój własny mąż tak o mnie pomyśli.

Na następny dzień obudziły mnie dziewczyny rozmawiające z Łukaszem. - Czemu mama nie była z nami na śniadaniu? - Zapytała Brooklyn. - Bo widocznie jest zmęczona i potrzebuje więcej snu. - Kiedy tak ich słuchałam doszło do mnie że jest już bardzo późno. Otworzyłam szybko oczy i wyskoczyłam z łóżka. - Która godzina? - Zapytałam gorączkowo szukając mojego telefonu albo zegarka, żeby sprawdzić czas. - 8:32 – Odpowiedziała Basia, a ja posłałam jej wdzięczny uśmiech. - muszę się zbierać, będę około 16 to pójdziemy gdzieś co wy na to? - Zapytałam ich biorąc z torby jakieś ubrania. - A gdzie idziesz? Możemy z tobą? - Słyszałam w głosie Basi nadzieję, że im na to pozwolę. Wyprostowałam się i patrząc na Łukasza odpowiedziałam im z pewnością w głosie. - Tak, myślę że możemy dać tacie jeden dzień wolnego. - Widziałam w jego oczach złość przeplataną smutkiem.

Kiedy dziewczyny i ja się wyzbierałyśmy była godzina 9 więc musiałyśmy szybko jechać do domu Justina, żeby jeszcze coś ogarnąć i dogotować jedzenie. - Gdzie dziś będziemy? - Zapytała Basia patrząc przez okno i obserwując ludzi na chodniku. - W domu Justina, bo wychodzi ze szpitala i zobowiązałam się mu pomóc. - Kiedy tylko usłyszała słowo Justin i doszło do niej że spędzi ten dzień z nim jej oczy zabłyszczały i nie mogąc w to uwierzyć z radości myślałam że wyleci z samochodu. Broke nie bardzo wiedziała o co chodzi, jedyne co do niej doszło to, to że będzie duży ogród w którym będzie mogła się bawić.

Po około 30 minutach zajechałyśmy pod dom Justina i wysiadłyśmy z samochodu. Basia dalej nie mogła uwierzyć, że jest tutaj naprawdę i kiedy tak stała i patrzyła się na dom buzia otwierała jej się coraz szerzej. - hej piękna zamierzasz dziś tutaj wejść?
Nagle się ocknęła i podeszła do nas. Pod drzwiami zaczęłam szukać w torebce kluczy i kiedy je znalazłam włożyłam do zamka po czym przekręciłam w prawo i otworzyłam. Pozwoliłam dziewczyną wejść najpierw, kiedy Broke weszła, jej reakcja była jak każdego chyba dziecka – Wow mamo ale tu jest ładnie! I wszystko takie wielkie! A gdzie jest ogródek? - Zapytała patrząc na mnie. W rękach trzymała swój plecak z zabawkami, które na dziś sobie przygotowała. - Chodź pokażę ci. - Wzięłam małą za rękę, kątem oka sprawdzając czy z Basią jeszcze wszystko w porządku. Stała znowu z otworzoną buzią i nie wiedziała gdzie się ma patrzeć. Zanim zostawiłam ją samą musiałam jej powiedzieć, że nie ma żadnego wchodzenia na piętro, żadnych zdjęć i pisania do koleżanek że tu jest. - To ma zostać między nami i koniec dobrze? - Upewniłam się czy dobrze mnie zrozumiała. Pokiwała głową więc mogłam spokojnie zaprowadzić małą na ogród.

- Tylko kochanie uważaj na basen bardzo cię proszę. Plus bądź tylko tutaj i uważaj na siebie jak będziesz czego potrzebowała to krzyknij i przyjdę. - Uśmiechnęłam się do niej i weszłam z powrotem do domu, akurat zaczął dzwonić mi telefon. Szybko odebrałam i oczywiście był to nikt inny jak Justin. - Halo?
- Już jadę do domu, wszystko w porządku?
- Tak, ogarnęłam, zakupy zrobiłam więc jest super. Tylko jest jakby sprawa. - Zaczęłam i nie bardzo wiedziałam jak mam dokończyć. - Bo są ze mną moje córki, nie będzie to problem? - Cholera teraz poczułam się jak jakaś pomoc domowa, która pyta swojego pracodawcę czy może przyjść do pracy z dziećmi. - Oczywiście że nie! Z miłą chęcią je poznam. - To było dziwne ale to brzmiało tak jakby się ucieszył. Nie wiem z czego, ale to dobrze, przynajmniej może poświęci trochę czasu Basi która chodzi po domu i kręci z nie do wierzeniem głową. - No to super, my czekamy na ciebie. - Pożegnałam się z nim i odłożyłam telefon na blat w kuchni. - Justin już jedzie, będzie za niedługo. - Oznajmiłam a oczy Basi się zaświeciły. - Czy ty to rozumiesz?! Jestem w Domu Justina Biebera! To jest jak spełnienie marzeń! - Zaczęła mnie przytulać i dziękować że ją ze sobą wzięłam. - Hahaha i pomyśleć że kiedyś byłam taka jak ty... - Spojrzałam na nią z uśmiechem na twarzy. - A czy możesz mi opowiedzieć jak to było z tobą i Jussem? - Westchnęłam i stwierdziłam, że w sumie mogę jej powiedzieć bo wiem, że ona i tak nikomu nie powtórzy.
- No to było tak że on zaczynał swoją karierę, a ja byłam po prostu jedną z wielu Beliebers. Pewnego dnia zobaczyłam, że jest konkurs w którym można wygrać spotkanie z nim, wystarczyło napisać tylko czemu chce się z nim spotkać i stwierdziłam, że nic mi się nie stanie jak napiszę więc wysłałam list i czekałam. Jednak nie dostawałam żadnej odpowiedzi, ale pewnego dnia...
Wparadowała mama do mojego pokoju i mówi mi że muszę się w miarę szybko zebrać bo ma dla mnie niespodzianke. No ja oczywiście powiedziałam jej ze nie teraz bo śpię, a jak to w wakacje bywa lubię sobie pospać dłużej. Na co moja mama odparła ze jeżeli zaraz nie ogarne pokoju i siebie to żadnej niespodzianki nie będzie ale to na moje własne życzenie. I wszyła z pokoju. Pomyślałam ze może być to coś fajnego, więc się wyzbierałam i poszłam się umyć i ubrać, następnie pościeliłam łózko i ogarnęłam w pokoju. W międzyczasie zupełnie zapomniałam o jakiejkolwiek niespodziance bo byłam zbyt zaspana. Zeszłam na dół a moja mama poprosiła mnie żebym ubrała się tak jak bym zaraz miała wyjść na miasto. Ja zaskoczona i jednocześnie zbulwersowana ze nigdzie nie ide poszłam do kuchni coś zjeść. Mama pobiegła za mną i powiedziała mi ze nic nie będę jadła dopóki nie zrobie tego o co mnie prosi. No to się zgodziłam i poszłam się przebrać. W międzyczasie zastanawiałam się o co może jej chodzić ale nie doszłam do żadnego konkretnego wniosku. Po ponownym zejściu na dół spytałam się mamy czy już mogę zjeść śniadanie, a ona na to czy nie jestem ciekawa jaka to jest niespodzianka. A ja w tym momencie już się obudziłam i stanęłam jak wryta i mówie ze oczywiście ze jestem ciekawa ale kompletnie o niej zapomniałam. A mama na to ze zaraz zobacze za jakieś 20 min powinna dotrzeć ta niespodzianka. Osłupiałam. Stałam przy drzwiach i wypatrywałam ale mama mnie odganiała. Zastanawiałam się co albo kto może to być. W międzyczasie przeszła mi myśl o moim bracie starszym i jego żonie bo na ich widok zawsze się ciesze. W pewnym momencie mama poprosiła mnie żebym zajrzała do łazienki i wyłączyła pralkę. No to pędem pobiegłam na górę kiedy wychodziłam z łazienki usłyszałam odgłos otwieranej bramy, nie wiedzieć czemu zwolniłam i stanełam. Zaczełam nasłuchiwać. Usłyszałam głos mojej szwagierki ale nie słyszałam jej za dobrze, w sumie to jej nawet nie rozumiałam. I wreszcie otworzyły się drzwi. Moje serce już nie waliło bo wiedziałam że ta niespodzianką jest wizyta brata i jego żony. Zgadłam! Gdy drzwi się zamknęły usłyszałam, że moja mama już ich przywitała i pomyślałam kogo Ania (szwagierka) przyprowadziła? Pomyślałam że to ktoś od niej z rodziny. I W tym momencie moja mama mnie zawołała odpowiedziałam głośno ''już ide!'' i usłyszałam szept i chichot 3 osób na dole. Zeszłam i uniosłam głowę i zobaczyłam najpierw uśmiechniętą mamę potem moją szwagierkę a następnie... JUSTINA BIEBERA!!!!!Tak to był on!! Uśmiechnięty i radosny patrzył się na mnie! Moje serce podeszło mi do gardła, łzy same poleciały. Usiadłam na schodach. Podszedł do mnie i powiedział: - Ej co jest? To tylko ja Juss! nie płacz bo i mnie się udzieli!
Podniosłam głowę i popatrzyłam się w jego piękne oczy i zapytałam: - ale jak to? Ty tutaj?
Justin odparł: - no tak był bym zapomniał! Gratulacje wygrania konkursu!
Te słowa były wspaniałe! Juss usiadł koło mnie na schodach i mocno mnie przytulił dodając: - to co, już? Nie będziesz płakała? Może i faktycznie jestem brzydki i aż strach się na mnie patrzeć ale no żeby od razu płakać?!
Zaśmiałam się i powiedziałam - Haha.. nie no nie jesteś brzydki, ale nie zaskakuj mnie tak więcej! A tak w ogóle to jestem Magda.
Justin uśmiechnął się do mnie i powiedział: - Miło mi Cię poznać, ja jestem Justin ale ty chyba już to wiesz.
Rozmawialiśmy tak chwilkę i zaprosiłam go do swojego pokoju. Był pod wrażeniem że w przeciwieństwie do innych dziewczyn nie mam całego pokoju w Nim. Spodobało mu się to że nie mam tak wielu rzecz z nim na widoku, co świadczyło o tym, że nie mam obsesji.
Podczas naszej rozmowy oczywiście przeprosiłam go za mój angielski i jak by czegoś nie zrozumiał to żeby mówił a ja postaram się dokładniej wytłumaczyć o co mi chodzi. Odpowiedział mi ze właściwie to on mnie świetnie rozumie i nie jest tak źle jak mi się wydaje, bo normalnie się dogadujemy. Pytałam się go o wszystko, a on mnie. Byłam zdumiona że jego tez ciekawi moja osoba, ze jest ciekawy co lubię, a czego nie. Po około godzinie zaproponował mi wyjście na miasto. Ja oczywiście się zgodziłam.


- I tak to się zaczęło, najpierw przyjaźń potem związek i na końcu problemy oraz rozpad naszego związku. - Wyjaśniłam jej wszystko. Potem opowiadałam jej jak nagrywałam płytę i mieszkałam w Mediolanie. Była pod wrażeniem, że tak dużo udało mi się osiągnąć i za razem była pełna podziwu że zrezygnowałam z tego wszystkiego. Nasza rozmowa mogła ciągnąć się tak dalej gdyby nie dźwięk otwieranych drzwi. Wyszłam na hall żeby pomóc Justinowi. Kiedy go zobaczyłam razem z torbami szybko je od niego zabrałam. - Nie jestem małym dzieckiem poradził bym sobie. - Uśmiechnął się i przytulił mnie do siebie. - Wiem, ale czemu mam stać jak kołek kiedy mogę pomóc. - Wzruszyłam ramionami na co on się zaśmiał. - Dobra chodź do kuchni zjesz coś i pójdziesz się położyć.
- Ooo nie.. ja już mam dość leżenia, miałem nadzieję że mi odpuścisz. - Jęknął, na co zachichotałam. - Dobra chodź już.

Kiedy weszliśmy do kuchni Basia zesztywniała, widziałam że próbuje wyglądać na wyluzowaną ale zbyt dobrze ją znałam. - Oo ty pewnie jesteś...Basia tak? - Podszedł do niej i podał jej dłoń. Wtedy popukałam go po ramieniu, a on spojrzał na mnie. - Sądzę, że wolała by żebyś ją uściskał. - Ja się zaśmiała, Justin odwrócił się do niej i mocno ją objął. - Tak, jestem Basia a ta tutaj – Pokazała na mnie. - Lubi wprowadzać mnie w zakłopotanie. - Juss tylko spojrzał na mnie i z pogardą pokręcił głową a po chwili wszyscy się już śmialiśmy. Jednak naszą chwilę radości przerwał głośny płacz i dopiero po chwili doszło do mnie, że ten płacz należy do mojej córki. Wybiegliśmy z domu na ogród szukając wzrokiem Broke.
- Brooklyn!
- Tu- u je-jesteeeem! - Jej płacz był głośny i już wiedziałam gdzie jest.

7. Ahhh te wspomnienia

- Boże Magda nie możesz tak nie wracać nie mówiąc mi nic. - Łukasz był wkurzony, że nie wróciłam na noc i z tego powodu wywiązała się kłótnia między nami. Dziewczynek nie było aktualnie w pokoju, poszły na basen, co umożliwiło nam spokojną rozmowę. - Zasnęłam! Nie planowałam tego! - Wyrzuciłam ręce w powietrze ze zdenerwowania, bo nie rozumiałam jego zarzutów. - To jak czułaś że zasypiasz trzeba było wstać i wyjść, a nie że ja się zastanawiam gdzie jesteś! - Totalnie nie rozumiałam w czym leży jego problem, wybaczcie mi może jestem mało inteligentna ale nie wiem o co mu chodzi. - Boże Łukasz zostawmy już ten temat nie ma sensu się kłócić bo ty mówisz swoje ja nie wiem o co ty masz do mnie pretensje skoro powiedziałam ci że zasnęła. Inna sprawa by była gdybym ja ci specjalnie nie dała znać. - Odeszłam od niego chcąc zakończyć temat ale on nie dawał za wygraną. - A może tak było? - Kiedy to usłyszałam stanęłam i nie wiedziałam co zrobić. - Czy ty sugerujesz że cię okłamałam? - spojrzałam na niego i czekałam aż mi odpowie. - Nie wiem ty mi to powiedz. - W tym momencie napłynęły mi łzy do oczu. Wiedziałam, że wszystko się zacznie pieprzyc, kiedy tylko Justin ponownie zawita w moim życiu. Chyba za długo mi się układało. - Wiesz co? Ta rozmowa nie ma sensu i tak mi nie uwierzysz... - Pokręciłam w nie do wierzeniu głową i wyszłam z hotelu. Szłam ulicami Los Angeles i mijałam tych wszystkich ludzi. Jedni szczęśliwi, drudzy zakochani, inni zabiegani, źli, biedni, bogaci. Wszyscy! Dla każdego coś co by mu w danym momencie pasowało. Weszłam do Starbucksa po kawę, usiadam przy stoliku i czekałam aż będzie gotowa. Po jakiś 4 minutach przyszła kelnerka z moim zamówieniem. - Dziękuję. - Uśmiechnęłam się. Posłodziłam sobie moją kawę i monotonnie mieszałam łyżeczką. Zamyśliłam się o tym wszystkim co stało się przez ten tydzień. Niecałe 8 lat temu zostawiłam Justina i wróciłam do Polski układając sobie życie bez niego. Nawet mi się to udało, mam świetnego męża, piękne i kochane córki. Jedyne czego nie mam to kariery muzycznej.

Moje myśli powędrowały po całym moim życiu i zajęło mi to akurat tyle że skończyłam pic kawę i wyszłam na zewnątrz ponownie spacerując ulicami LA. Nie wiedząc kiedy i jak znalazłam się niedaleko szpitala w którym leżał Justin. Z jednej strony chciałam tam wejść ale z drugiej nie wiem o czym miała bym z nim rozmawiać? Na pewno zauważył by że coś jest nie tak, a ja nie chce mu mówić że pokłóciłam się z mężem o to że myśli że go zdradzam. Kiedy zbliżałam się do wejścia zobaczyłam paparazzi i kobietę średniego wzrostu z mężczyzną w okularach w których rozpoznałam Pattie i Jeremiego. Za nimi szedł jakiś chłopak, blondyn średniego wzrostu może miał jakieś 11 lat a obok niego dziewczyna z troszkę ciemniejszymi niż on włosami spiętymi w kucyk i miała może 14 lat.
To Jaxon i Jazmyn? Niemożliwe żeby tak urośli. Teraz nie mogę tam wejść, przecież oni mogą mieć do mnie żal za to co zrobiłam i że to przeze mnie Justin zszedł na złą drogę.- Przepraszamy. - Nagle usłyszałam głos jakiejś dziewczyny za sobą, kiedy się odwróciłam zobaczyłam 2 brunetki stojące tuż obok mnie. - Słucham? - Spojrzałam na nie, ciekawa co mogą ode mnie chcieć. - Ty jesteś Magda, prawda? - Jedna z nich zapytała z nadzieją, że się nie myli. - No tak, a o co chodzi? - Teraz czułam się troszkę bardziej zdezorientowana, a one zaczęły się cieszyć i podskakiwać. Wtedy do mnie doszło. Rozpoznały mnie. - Idziesz do Justina? Jak on się czuję? Co się tak naprawdę stało? Wróciliście do siebie? Co się z tobą działo przez te wszystkie lata? - Tych pytań było za dużo, uniosłam dłonie do góry, żeby dać im znać aby były cicho. - proszę was nie tak głośno. - Rozglądałam się czy paparazzi spod wejścia patrzą się w nasza stronę. - Czemu? - Spytały jakby totalnie nie wiedziały o co mi chodzi. - Bo fotoreporterzy zaraz tu przylecą i szlak trafi całe moje starania o zapomnieniu o mnie. - Wyjaśniłam, a one porozumiewawczo pokiwały głowami. - Słuchajcie z Justinem już jest wszystko w porządku, nie wiem czy mogę wam powiedzieć co się stało więc uszanujcie to proszę. I nie, ja i Juss to zamknięty rozdział. - Odpowiedziałam na tyle pytań na ile je zapamiętałam. - Okej, a możemy zrobić sobie z tobą zdjęcie? - Zapytała jedna z nich. - Oj dziewczyny przepraszam was ale nie, bo nie chce żeby ktokolwiek teraz wiedział jak wyglądam. - Ponownie mnie zrozumiały i pożegnały się z uśmiechami i odeszły, ja natomiast postanowiłam wejść do środka, kiedyś i tak będę musiała się zmierzyć z jego rodzicami i czym wcześniej tym lepiej. Będę miała już najgorsze z głowy. Najbardziej głupio mi w stosunku do Pattie bo ona tak dużo dla mnie poświęciła.

Weszłam bocznym wejściem i udałam się pod sale Justina. Jak na razie nie widziałam nikogo z jego rodziny, może się pomyliłam i to nie byli oni? Kiedy chciałam złapać za klamkę zauważyłam że cała czwórka jest w środku, chyba musieli wyjść bo lekarz pokazał w stronę drzwi. Spanikowałam i nie bardzo wiedziałam co mam zrobić, ale było już za późno na odwrót. Pierwszy z sali wyszedł Jaxon a zaraz po nim Jazmyn i rodzice. - Przepraszamy ale fanów nie wpuszczamy do środka, proszę odejść. - Jaxon, którego rozpoznałam już na 100% przewrócił oczami i zaczął mnie wyganiać. - Eee ale ja nie... - nie dokończyłam kiedy Pattie odwróciła głowę i chwilę jej zajęło żeby zakodowała kim jestem. - Boże! Magda! - Podeszła do mnie szybko i uściskała z całej siły. - Nareszcie! Wróciłaś! - była uśmiechnięta i pełna radości. Jeremy nie był tak optymistycznie nastawiony a dwójka jego dzieci stała wryta nie bardzo rozumiejąc co jest grane. - Teraz jak już jesteś to wyciągniesz Justina z tego całego bałaganu.. Tylko tobie się to uda. Boże jak to dobrze, że jesteś! - Ponownie mnie przytuliła, nie dała mi nawet szansy na odpowiedź. - Magda ty... - Zatrzymałam ją, bo bez tego nie dopuściła by mnie do głosu. - Pattie ja...ja nie... my z Justinem nie wróciliśmy do siebie. - To zdanie wystarczyło żeby w oczach Pattie można było dostrzec łzy. Pokręciła głową w nie do wierzeniu. - Nie...to nie prawda! - Odeszła od nas. Spojrzałam w tym momencie na pozostałą trójkę. - Wybacz, mojej żonie ona nie umie odnaleźć się w tej całej sytuacji. - Czy Jeremy mnie przeprosił za …
swoją żonę?! Rany oni do siebie wrócili, to jest świetna wiadomość. - To ja przepraszam. - Opuściłam głowę i poczułam jak para ramion mnie obejmuje. - My zrozumieliśmy twój wybór, ale mogłaś odejść w inny sposób. - Wyjaśnił, otarłam łzy i uśmiechnęłam się nieśmiało. - Ma pan rację. - Przytaknąłem – Jaki pan? Już zapomniałaś jak się nazywam? - Posłał mi uśmiech który Justin odziedziczył po nim. -Tak, jasne że pamiętam Jeremy. - Dwójka dzieciaków była dalej zagubiona. - Wy jesteście pewnie Jazmyn i Jaxon. Ale wyrośliście. - Spojrzałam na nich. - Przepraszam ale kim pani jest? - Odezwała się ta mała dziewczynka z którą się kiedyś bawiłam. - Wy mnie nie pamiętacie ale jestem byłą dziewczyną waszego brata. - Wyjaśniłam im, a oni przytaknęli. - Nie pamiętacie mnie a bawiłam się z wami jakieś 9 lat temu. - Uśmiechnęłam się na wspomnienie tamtych czasów. - Mogą państwo wejść. - Lekarz oznajmił wychodząc z sali. - Idźcie ja poszukam Pattie. - Powiedziałam i poszłam w stronę w którą odeszła od nas. Mijałam salę, za salą, chorego za chorym, i nagle na jednej z ławek spotkałam płaczącą Pattie. Podeszłam powoli do niej i usiadłam obok. - Przepraszam. - Odezwałam się cicho, na co spojrzała na mnie. - Za co? Ty nie masz powodu do przepraszania. Odeszłaś bo było ci źle i ja to rozumiem. To ja przepraszam, bo ja myślałam, że skoro tu jesteś to znaczy, ze wróciłaś do Justina. Tylko ty zawsze miałaś na niego tak duży wpływ. On cie nadal kocha. - Na słowa Pattie oczy mi się zaszkliły. To dawne uczucie wróciło do mnie. To jak czułam się te parę lat temu. Tak jakby na chwilę dawna Magda wróciła i dopiero teraz czułam że to jest coś co powinno już zostać. Jednak nie mogę pozwolić sobie na to, mam męża i dzieci chociaż by ze względu na te dwie istotki nie mogę zniszczyć im życia, odebrać coś co tak bardzo kochały. Coś co tak bardzo kochały...już raz komuś to odebrałaś, możesz przecież zrobić to drugi raz. Tak teraz będę kłóciła się z samą sobą, kiedy obok siedzi Pattie i czeka aż jej odpowiem. - To też jest dla mnie trudne. Widzisz, przez te wszystkie lata nie było dnia żebym nie pomyślała o Justinie i o tym jak to wszystko się zaczęło. To były najwspanialsze chwile w moim życiu, jednak po śmierci Demi to już nie było to samo. Czułam się osaczana z każdej strony, ból w sercu rósł z każdym spojrzeniem na Justina. Było mi ciężko odchodzić od was, Tym bardziej, że zrobiliście dla mnie tak dużo, ale gdybym miała patrzeć tylko pod tym względem nigdy bym siebie nie zadowoliła. - Wyjaśniłam jej, wtedy uśmiechnęła się do mnie, ocierając łzy. - Rozumiem cię bardzo dobrze, ale proszę jeżeli cię już zobaczył to nie zostawiaj go. Tylko o to proszę, to nie jest dużo, a może mu pomóc. - Widziałam w jej oczach desperacje. W środku mnie słyszałam tylko Wypuść mnie!! Nooo głupia jesteś! Miłość twojego życia leży właśnie w szpitalu a ty marnujesz siebie z Łukaszem! Tam jest Justin! Twój Justin!
Cholera gdybym wiedziała, że te wakacje tak będą wyglądały nigdy bym tutaj nie przyjechała. - Chodźmy do Justina. - Odezwała się Pattie i wstając z krzesła wzięła mnie za rękę i poszłyśmy korytarzem do sali.

- Witaj kochanie jak się czujesz? - Zapytała miłym tonem głosu, całując go w czoło, spojrzał tylko na mnie lekko zdziwiony, że jego mama jest w takim dobrym humorze. - Dobrze mamo. Lekarz powiedział, że prawdopodobnie już jutro wyjdę. - To wspaniale. - Ucieszyła, się. - No dobrze, chodźcie mieliśmy tylko na chwilę wpaść. Przyjedziemy jeszcze wieczorem, do zobaczenia. - Cała rodzina pożegnała się z nim i wyszli. - Tak, moja mama dalej taka opiekuńcza jak widzisz. - Zażartował, podnosząc się na łóżku. Nie miał bluzki, przez co mogłam ponownie ujrzeć jego tatuaże. - Tak trochę ich zrobiłem... - Odezwał się, wiedząc czemu się przyglądam. - Noo trochę tego jest, nie rozumiem po co. - Pokręciłam głową w rozbawieniu. - Taki nałóg. - Wyjaśnił, a ja się zaśmiałam. - Serio jutro wychodzisz? - Zapytałam ciekawa czy mówił poważnie. - Tak. Alfredo przyjedzie jutro po mnie i zawiezie mnie do domu. - Wyjaśnił, a mi wpadł do głowy świetny pomysł. - To może też przyjadę, ugotuję ci coś. Hmm? Na pewno przez pierwszy dzień wypadało by żebyś leżał, a Oliwii też nie wypada żeby się przemęczała. - W tym momencie nie chciałam wracać do hotelu, więc zaproponowałam swoją pomoc Justinowi. Swoją drogą dalej jest tak samo przystojny jak kiedyś.
- Serio? Mogła byś? - Chyba nie bardzo mógł uwierzyć że wymyśliłam coś takiego. - Pewnie, pojadę już dziś, zrobię zakupy, ogarnę i jutro będziesz mógł wrócić do czystego i pachnącego domku? Co ty na to? - Zaśmiałam się. - Nieee głupio mi. Zadzwonię po panią która sprząta mi dom i ogarnie to. - Ejj przecież ja tutaj chce pomóc, a on mi nie pozwala...Ja nie będę miała co dziś robić przecież... - Nie gadaj tyle, tylko daj kluczyki do domu. - Wstałam i wyciągnęłam rękę oczekując aby podał mi to o co prosiłam. - A co na to Łukasz? - Zapytał i to było właśnie to pytanie którego usłyszeć nie chciałam. - A co cię obchodzi Łukasz? Skoro tu jestem to chyba nie ma nic przeciwko nie? - Wzruszyłam ramionami. - No dobrze, ale w takim razie pozdrów go ode mnie i proszę.. - Sięgnął do szafki. - Tu są kluczyki. Kasę na zakupy znajdziesz tam gdzie zawsze. - Podał mi klucze do reki, na co się uśmiechnęłam. - Dzięki i do zobaczenia jutro. - Puściłam mu oczko i przytuliłam go.

Wyszłam tylnym wyjściem i wzięłam taksówkę, która zawiozła mnie do domu Justina. - Dziękuję, proszę tu pieniądze, reszty nie trzeba. - Uśmiechnęłam się do kierowcy i wysiadłam. Podeszłam do bramki i weszłam na posesje Jussa. Nic się nie zmieniło, a przejście przez ten próg był takim wspomnieniem jak to robiłam kiedyś. Było tak dziwnie. Szczerze to nie wiem co zrobię jak wejdę do samego domu, w którym taki wiele się wydarzyło. Przeszłam kawałek i zatrzymując się przed drzwiami już uderzyła mnie fala wspomnień. Wzięłam głęboki oddech i przekręciłam klucz wchodząc następnie do środka. Zamknęłam drzwi, i popatrzyłam na korytarz, przeszłam do kuchni i przypomniała mi się pierwsza wizyta w tym domu...

-
yy. Justin, ale to jest twój dom, a ja chciałam do siebie wracać.
- no wiem, ale tacie nie powiedziałaś o której konkretnie będziesz. A jednak tu będziesz najczęściej.
- Ehh no dobra.
Weszliśmy. Wewnątrz było ślicznie, tak przestronnie i jasno. Pokazał mi każdy zakątek jego domu. Potem wyszliśmy na ogród. Był tam duży basen. - To co może mała kąpiel?
- tak, jasne, czekaj tylko założę strój kąpielowy... - powiedziałam z sarkazmem.
- no ale po co? Skoro możemy... - nie dokończył.
- ooo nie, co to to nie, mój drogi. - uśmiechnęłam się i kiwałam przecząco głową, jednocześnie odpychając go lekko.


Na wspomnienie tego momentu poczułam dziwne ukłucie w klatce piersiowej i zanim się spostrzegłam siedziałam na schodach i czułam łzy lecące po moich policzkach. To był smutek i tęsknota za tym co było kiedyś i utrata tej perspektywy jak wspaniale mogło by być. Jednak ja wolałam odpuścić, bo nadeszła jedna gorsza chwila w życiu więc postanowiłam odejść. Tak długo walczyłam o moje marzenia, o prawdziwą miłość, o niemartwienie się ...I co mi z tego wyszło? Moje marzenia pożegnały się wraz moją prawdziwą i szczerą miłością. A to o niemartwieniu się o nic? Też gówno wyszło...Codziennie wstaje z myślą, że zostawiłam Justina w taki a nie inny sposób...

Kiedy już uspokoiłam swoje emocje weszłam do kuchni, potem przeszłam do salonu i wyszłam na ogród i basen przy którym też wiele się działo, jednak nigdy nie zapomnę tego poranka kiedy siedziałam na ogródku i myślałam nad wszystkim a potem przyszedł Justin i rozmawialiśmy o nas i tym co podziało się między nami.
Ok 8 wstałam. Juss jeszcze spał, nie chciałam go budzić, więc poszłam się umyć i przebrać. Zjadłam śniadanie i poszłam na ogród. Był dość duży więc mogłam sobie pospacerować, Koło grządki z kwiatami było dużo chwastów, więc postanowiłam je wyplewić. Poszłam do domku z rzeczami dla ogrodnika, wzięłam wiaderko na odpady i rękawiczki. Przyklękłam i zabrałam się do roboty, było ciepło, ale lekki wiaterek umilał pobyt na podwórku. Kiedy skończyłam, zaniosłam wszystko na swoje miejsce i poszłam w głąb ogrodu. Była tam ławeczka więc postanowiłam usiąść. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w śpiew ptaków, i szum wiatru. Wyciszyłam się. Myślałam o tym co w moim życiu się zmieniło, co się wydarzyło, a co nastąpi...
Jeszcze do niedawna byłam zwykłą nastolatką, z marzeniami, która chodziła do szkoły i była rozchwytywana przez chłopaków. Miałam swojego idola, którego słuchałam codziennie, marzyłam o tym, żeby go poznać i choć przez moment móc z nim porozmawiać. A teraz nie dość że spełniam moje marzenie odnośnie muzyki, to mieszkam w Los Angeles a mój idol w tym momencie jest moim chłopakiem, a raczej narzeczonym i jestem z nim w ciąży. Z jednej strony to coś fantastycznego, a z drugiej strony mam dopiero 18 lat i już takie rzeczy w moim życiu się podziały. Nagle usłyszałam jak ktoś mnie woła. Tak to był on, ten sam który do niedawna był moim idolem, a teraz jest tu ze mną i mnie kocha.
- Magda, tu jesteś, szukałem cie.
- No to znalazłeś.
Usiadł przy mnie na ławeczce. - Dawno wstałaś?
- No około 8.
- I czemu mnie nie budziłaś?
- No bo tak sobie spałeś, a ja się potem wybrałam na zwiedzanie ogródka.
- a wiesz która jest godzina?
- Nie...
- 12 kochanie.
- Co?! Niemożliwe...
- Haha No a jednak, co ty tu robiłaś tyle czasu?
- Najpierw troszkę plewiłam, a potem sobie usiadłam i myślałam. - przytuliłam się do niego.
- A o czym tak myślałaś? Jeśli mogę wiedzieć.
- O tym wszystkim co podziało się w moim życiu ostatnimi czasy. Że byłam zwykłą dziewczyną z marzeniami, która posiadała swojego idola, a teraz spełnia swoje marzenie a jej idol siedzi teraz koło niej na ławeczce i tak po prostu ją kocha.
- No ale zapomniałaś o jeszcze jednym małym szczególe.
- Tak? Jakim?
- Że za niedługo ta dziewczyna i jej idol będą mieli dziecko.
Tak pamiętam to dobrze, słońce świeciło, ptaszki śpiewały, ukochany przy boku i ten wewnętrzny spokój. To coś czego nie doznałam przez te 8 lat. Tak wiem pomyślicie teraz ,,A co z Łukaszem? Podobno go kochasz” Tak kocham, ale druga połówka każdego z nas jest tylko jedna i moją jest Justin. Wiem, że głupio zrobiłam zostawiając go skoro teraz mówię że jest miłością mojego życia. Ale byłam wtedy młoda i zdesperowana. Dlatego go zostawiłam, nie przemyślałam tego nawet za dobrze, po prostu wstałam spakowałam się i zostawiłam list na pożegnanie. Już więcej się nie widzieliśmy. Potem poślubiłam Łukasza, urodziła się Brooklyn i potem doszła Basia. Teraz jest za późno żeby to wszystko zmienić.
A może i nie?

wtorek, 13 grudnia 2016

6. Przy tak pięknej kobiecie mogę budzić się codziennie

- W jakim sensie wrócisz? Wrócisz do mnie? - Spojrzał na mnie z niedowierzającym wyrazem twarzy. - Tak do ciebie... do nas – Zaczęłam tłumaczyć – Ale jako przyjaciółka. Będziemy się spotykać, rozmawiać, dzwonić do siebie ale nie będziemy razem. Tylko przyjaźń. Idziesz na taki układ? - Posłałam mu lekki uśmiech. Sama nie wierzę że to powiedziałam. Właśnie postanowiłam odnowić kontakt z Justinem. To będzie bolało, ale chce mu pomóc, chce żeby wyszedł z tego okropnego nałogu. Pomogę mu. - Nie wiem co powiedzieć. Bo ja chcę ciebie całą dla mnie, ale skoro ty nie chcesz chyba nie mogę cię zmusić... - Posłał mi to swoje niewinne spojrzenie równie niewinnie się uśmiechając i wzruszył ramionami. Awwwww to jest mega słodkie. Boże Magda ogarnij się! - To co przyjaciele? - Boże to zabrzmiało tak tandetnie...to zawsze tak brzmi! Justin popatrzył na mnie – Rany to stwierdzenie serio jest beznadziejne, ale ok przyjaciele – I w momencie zaczęliśmy się obydwoje śmiać.

- To w końcu jak to jest z tobą za jakiego Łukasza wyszłaś za mąż? - Zapytał, kiedy rozmawialiśmy. - Za tego którego znasz i który próbował odebrać ci mnie jak miałam 17 a ty 18 lat. - Pokiwał głową w zrozumieniu. - No tak i macie córkę no dwie z tego co zrozumiałem jak się nazywają? - Ponownie zapytał. Chciał wiedzieć coś o mnie więc zadawał pytania a ja mu odpowiadałam. Ja nie bardzo chciałam pytać o niego bo wiem że za mną tęskni. - tą co widziałeś to Basia i ma 17 lat jeszcze jest Brooklyn która ma 6 lat. - Wyjaśniłam, zatykając pasmo włosów za ucho. - Rozumiem. Cieszę się że ci się ułożyło. Bo mi jak widać nie. Cristal mnie zostawiła i zabrała syna. Nazywa się Cody i ma 5 lat. Kochany szkrab. Cholernie żałuję, że nie jest ze mną bo może nie było by tego wszystkiego teraz, ale sąd postanowił że to ona będzie się nim zajmowała a u mnie jest co jakiś czas. Przez muzykę też nie mam dla niego za dużo czasu. - No dobra porozmawialiśmy sobie o naszym życiu i fajnie jest ale ja muszę wrócić do tego tematu – Justin... - Zaczęłam a on na mnie spojrzał – Nie odpowiedziałeś mi na pytanie. - powiedziałam cicho. - Ja...Nie wiem to nie jest takie proste skończyć z tym. - Zaczął a ja bałam się co to może oznaczać. - Nie, to jest proste, ale ty tego musisz chcieć. - nie dał mi nawet dokończyć. - Tak pewnie mi zaraz wyskoczysz z tekstem, że jak się czegoś bardzo chce to wszystko się spełni... - Przewrócił oczami a tak naprawdę miał rację! I dlaczego sam nie wierzy w swoje słowa? - No tak! Właśnie to bym powiedziała. - Dalej siedziałam przy jago łóżku i tej jego kroplówce która kapała raz po raz bardzo powoli ale w wystarczającym tempie żeby mogła krążyć w jego organizmie. - To ja chce żebyś wróciła... - Iiiii z powrotem zrobiło się niezręcznie. - Justin rozmawialiśmy już o tym. - Jęknęłam i teraz już stałam. - Tak rozmawialiśmy tak samo jak i o mnie i moim braniu narkotyków. Nic złego się nie stanie już, uwierz mi nie biorę żadnych twardych narkotyków i nie jestem narkomanem. Obiecuję że taka sytuacja jak ta się już nie powtórzy nie wymieszam wszystkiego ze sobą ok? Spokojniejsza? - Tak pewnie. Oczywiście! Cholera do niego nie dochodzi to co wszyscy próbujemy mu wytłumaczyć ale mnie to denerwuje. W sumie nigdy nie potrafiliśmy się dogadać jeśli mieliśmy 2 różne punkty widzenia. - Nie, nie jestem spokojniejsza – Zaczęłam ale w tym momencie przerwała nam pielęgniarka. - Przepraszam że przeszkadzam, ale muszę sprawdzić parę rzeczy. - Uśmiechnęła się życzliwie i podeszła do aparatury kliknęła parę razy, następnie podeszła do łóżka gdzie zawieszona była karta z jego chyba aktualnym stanem zdrowia i zapisała parę rzeczy. Kiedy skończyła pisać podeszła do kroplówki która się skończyła i podpięła nową po czym wyszła z sali mile się żegnając.
- Dobra ja się będę zbierała, wpadnę wieczorem sprawdzić jak się masz. - Uśmiechnęłam się i nachyliłam się żeby dać mu buziaka w policzek – Do zobaczenia. - Odpowiedział, a ja wyszłam za drzwi i pojechałam razem z Basią do hotelu.

- I jak tam Justin? - Zapytał Łukasz kiedy spacerowaliśmy po alejkach w parku. Dziewczyny wygłupiały się parę metrów przed nami śmiejąc się i robiąc sobie zdjęcia. - Już jest dobrze i nawet z nim rozmawiałam – Powiedziałam delikatnie, żeby móc go przygotować na informację, że nie będę już go unikała tylko wręcz przeciwnie będziemy się widywali częściej. Pewnie mu się to nie spodoba, bo jakiemu obecnemu mężowi spodobało by się że jego małżonka właśnie odnowiła kontakt z byłym narzeczonym... - Yhym no i o czym rozmawialiście? - Zapytał a ja nie wiem co mam mu powiedzieć... i chyba zdecydowanie ominę tą część z tym, że on chce do mnie wrócić. - Pytałam się czemu to zrobił, ale mi nie odpowiedział tylko zmieniał temat, ale wiesz muszę ci coś powiedzieć. - Zaczęłam ale nie byłam pewna jak zareaguje, jednak jak już zaczęłam to wypadało by dokończyć. - Co takiego? - Spojrzał na mnie puszczając moją rękę – Bo ja i … Nie inaczej... - Plątałam się i nie wiedziałam jak to powiedzieć. - Jesteśmy przyjaciółmi, nie chce zrywać ponownie kontaktu z nim. Ale nie chce też żebyś pomyślał cokolwiek złego. Chodzi tylko o to że to nie ma sensu. - Dobra moja wypowiedź nie bardzo miała sens w sumie nawet chyba mu lekko jakby coś zasugerowałam... - Czyli że odnowiliście kontakt tak? - Spytał dla upewnienia się czy dobrze zrozumiał, a ja dziękowałam sobie w duszy, że zrozumiał to tak jak zrozumieć powinien. - Tak, właśnie tak. Nie masz nic przeciwko? Ja mu chcę pomóc tylko. - Byłam zmieszana podczas tej rozmowy, nie była mi ona całkowicie na rękę. - No wiesz...nie bardzo mi się to wszystko podoba, ale już ci powiedziałem jak chcesz to jest twój wybór, nie mogę zabronić ci czegoś co sprawia że jesteś szczęśliwa. - Wzruszył ramionami, spoglądając w ziemię. - Dziękuję – Pocałowałam go w policzek i złapałam za rękę.

~*~
- Oglądamy jakiś film? - Zapytała Basia siedząc na łóżku. - No możemy, a jaki proponujesz? - Odezwał się Łukasz wykończony dzisiejszym dniem. - Kochanie ja wychodzę, nie czekajcie na mnie bo nie wiem o której wrócę bo idę do Justina do szpitala. - Powiedziałam i założyłam buty. - Co? Przecież byłaś już dziś? Jutro do niego pojedziesz, teraz siadaj i oglądaj z nami film. - Poklepał miejsce obok siebie, a ja pokiwałam tylko głową – Nie mogę, obiecałam że będę. - Wzięłam torebkę i całując go na pożegnanie wyszłam z pokoju hotelowego. Udałam się w stronę wyjścia gdzie czekało już na mnie auto, które miało mnie zawieźć do szpitala.

- Dziękuję – Uśmiechnęłam się do kierowcy i wyszłam z samochodu. Następnie poszłam do sali w której był Justin. - Jesteś! - Ucieszył się podnosząc głowę. - Tak, przecież obiecałam. - Uśmiechnęłam się ale zaraz mój wyraz twarzy się zmienił. Podeszłam bliżej – Boże ale jesteś blady. Co się stało? - Zapytałam łapiąc jego twarz w swoje dłonie. - Wszystko w porządku. - Powiedział, ale nawet jego ton głosy był słabszy. - Mam zapytać się lekarza co jest grane? - Zagroziłam i wtedy westchnął – Źle się czułem i trochę no wiesz wymiotowałem. - Wyjaśnił mi. - A no tak. A teraz jak się czujesz? - Zapytałam jednocześnie poprawiając mu poduszkę. - Dob... nie...zaraz znowu będę... - O dziwo wstał i poszedł do łazienki ale gdyby nie ja urwał by kroplówkę więc pobiegłam za nim z tym takim wieszakiem na te woreczki z różnymi substancjami typu właśnie kroplówka. Otworzył drzwi i dobrze że ubikacja była zaraz przy drzwiach bo dalej by nie dobiegł. Stałam koło niego z tym stojakiem i czekałam aż skończy.

Po chwili się wyprostował bardzo powoli następnie podszedł do umywalki i umył twarz. - Już okej? - Zapytałam łagodnym głosem, cały czas gładząc jego plecy. Nie miał koszulki więc mogłam dostrzec wszystkie jego tatuaże które sobie zrobił przez ten cały czas. Ten ze mną rzucał mi się w oczy, ale postanowiłam o tym teraz nie myśleć. - Ta, przepraszam, że musiałaś na to patrzeć. - Przeprosił, a ja się tylko uśmiechnęłam – Spoko mam dwie córki i one chorują również na grypy żołądkowe i inne tego typu dolegliwości to czasem nawet nie zdążą dobiec tak jak ty i muszę to sprzątać. - Zaśmiałam się idąc za nim z powrotem do łóżka z tym stojakiem. Justin położył się z powrotem do łóżka. - Wygodnie? Potrzebujesz czegoś? - Zapytałam przechodząc na drugą stronę łóżka. Wtedy Justin złapał mnie za rękę – Chcę tylko żebyś wróciła. - Powiedział, a ja oniemiałam. Wiem, że gdzieś tam w środku siedzi stara Magda ale nie mogę pozwolić jej wyjść na zewnątrz, bo ona będzie chciała wrócić, a ja nie mogę do tego dopuścić. - Justin, odpocznij. Jesteś na pewno wykończony. Połóż się. - pogładziłam jego twarz wierzchem dłoni. W odpowiedzi zamknął oczy pod moim dotykiem. - Nie chce... - Jego głos był cichy. - Czemu? Powinieneś wypoczywać teraz. - Wyjaśniłam mu, bo najwidoczniej nie zdaje sobie sprawy z tego jak ważny jest dla niego teraz odpoczynek. - Bo boję się że jak otworze potem oczy to już ciebie tu nie będzie. - Mój żołądek wywinął koziołka na to jego jedno zdanie. - Nie martw się, nawet jak by mnie nie było to wrócę, przecież obiecałam. - uśmiechnęłam się i wreszcie udało mi się go tym przekonać, żeby się przespał. Była godzina 19 więc postanowiłam że posiedzę jeszcze około godziny i wrócę do hotelu. Usiadłam na krześle i nagle zrobiło mi się błogo.

Zerwałam się pod dźwiękiem mojego telefonu, który szybko odebrałam, żeby przypadkiem Justina nie obudziło. Tym samym uświadomiłam sobie, że zasnęłam. - halo? - Odebrałam telefon nawet nie patrząc kto dzwonił. - Gdzie ty jesteś? Wiesz która jest godzina? - Odezwał męski głos który należał do mojego męża. - Noo właśnie nie wiem. Przepraszam zasnęłam przy łóżku Justina. - Powiedziałam szybko i bez zastanowienia się czy mogę powiedzieć prawdę czy jednak nie. - 23:40, Ehhh boję się żebyś wracała teraz sama, może przyjadę po ciebie? - Zapytał, na co szybko zareagowałam. - Nie, zostań z dziewczynami. Ja wrócę już rano, dobrze? - Odezwałam się przecierając oczy z senności. - Ale tam jest niewygodnie Magda. - Noo tak teraz będziemy przejmować się tym że jest tu niewygodnie. - To jest nie ważne. Dam radę kochanie. A teraz śpij. Dobranoc. - Nie dając mu nawet szansy na odpowiedź rozłączyłam się i wyciszyłam od razu telefon. Następnie usiadłam na krześle i kładąc ręce na łóżko oparłam głowę i ponownie zamknęłam oczy.
Justin

Obudziłem się w nocy i od razu wiedziałem, że Magdy nie ma, ale kiedy chciałem zmienić pozycje na łóżku poczułem jakiś ciężar. Zapaliłem lampkę przy łóżku i okazało się że to ona śpi na krześle. Od razu zrobiło mi się jej szkoda, bo to jest cholernie niewygodna pozycja. Sam wiem bo spałem tak kiedyś przy niej jak miała operację na arytmie.

Postanowiłem ją obudzić i poprosić aby położyła się koło mnie. Dotknąłem ją delikatnie a ona od razu podniosła głowę – Tak? Coś się stało? - Zapytała opiekuńczym tonem głosu. - Nie, tylko proszę cię chodź tu na łóżko bo kręgosłup będzie cię jutro bolał niemiłosiernie. - Ostrzegłem ją, ale nie bardzo spodobał jej się ten pomysł – Nie, spokojnie wytrzymam. - Odparła, ale ja nalegałem bo będę miał jutro wyrzuty sumienia. - Tu ci będzie wygodniej, a ja nawet cię nie dotknę. - Zapewniłem i wtedy przytaknęła i położyła się. Dziwne jakie te szpitalne łóżka są pojemne. Potem przez jakieś pół godziny nie mogłem spać, Magda wyglądała rozkosznie, tak spokojnie. Pocałowałem ją w czubek głowy – Tak bardzo cię kocham, gdybym tylko mógł cofnąć czas i zatrzymać cię przy sobie. - W tej chwili miałem w głowie wszystkie wspaniałe chwile z nią. To było naprawdę wspaniałe życie. Niekontrolowanie uciekła mi jedna łza i popłynęła po policzku, ale szybko ją starłem. Nagle odwróciła się do mnie i wtuliła się we mnie jak gdyby nigdy nic. Co prawda wiem, że świadomie tego by nie zrobiła, więc na pewno śpi. Zrobiło mi się miło, znowu móc ją przytulić, ale objąłem ją tylko delikatnie, bo w końcu obiecałem że jej nie dotknę.

~*~

Rano obudził nas mój budzik. Postanowiłem ustawić go żeby być przytomnym kiedy przyjdzie pielęgniarka. Teraz nawet i dobrze bo przy okazji Magda mogła oszczędzić sobie zakłopotania. Otworzyła swoje brązowe oczy i zamrugała parę razy i szybko wstała. - Wiesz co? - Spojrzała na mnie. - Przy pięknej kobiecie mogę się budzić codziennie. - Powiedziałem, a ona się uśmiechnęła, a po chwili chciała się przeciągnąć ale szybko złapała za kręgosłup – Cholera miałeś rację...boli... - jęknęła. - Zaraz będzie lekarz to poprosisz o coś przeciwbólowego .- Zasugerowałem. - Nie spoko, mam coś w torebce. - Wyciągnęła opakowanie ze środka i włożyła jedną tabletkę do ust i popiła wodą. - Dobra ja będę się zmywała do moich w hotelu. Pa, zajrzę może popołudniu. - Pomachała i wyszła z mojej sali, zostawiając mnie samego sobie. 

5. A co jeśli wrócę?

- Dobra lekarz pozwolił nam wejść do środka ale pojedynczo. - Oznajmił Alfredo. - Może ty wejdziesz? - Zapytał mnie, ale ja nie byłam w stanie, wiedziałam przez kogo i dlaczego Justin tutaj jest. Pokiwałam przecząco głową ze łzami w oczach. - Ejj co jest? - Zapytała Oliwia obejmując mnie opiekuńczo. Spojrzałam tylko przez szybę na Justina – Nie mogę... On tam jest prze ze mnie... - Oboje spojrzeli na mnie. - Ej lekarz przecież powiedział nam że zrobili mu płukanie żołądka i już za niedługo będzie wszystko okej, nawet możliwe że się obudzi dziś. - Odezwał się Alfredo przytulając mnie. Jednak co ja mu powiem jak się obudzi? ,,Cześć Justin?” No nawet jak bym chciała to nie będę wiedziała jak się zachować. - Ty idź pierwszy, albo Oliwia, ja tutaj zostanę.
- No dobra to ja pójdę. - Odezwała się Oliwia. Oboje pokiwaliśmy głowami i zakładając specjalny płaszcz weszła do środka. Usiadła na krześle obok łóżka Justina i złapała go za rękę.
Mówiła coś do niego, ale nie słyszałam bo w pewnym momencie poleciała jej ukradkiem jedna łza, którą szybko starła z policzka.
- Alfredo ale...ja nie wiem...nie będę wiedziała co mu powiedzieć? Co niby? Żeby przestał brać bo co? - Spojrzałam na przyjaciela i wytarłam oczy. - Żeby zrobił to chociaż by ze względu na ciebie. - Wyglądał na strasznie zmartwionego, ale nie chciał dać po sobie tego poznać, wiedział że i mi i Oliwii nie jest łatwo z tym. - Tak i potem zniknąć? Tak po prostu odejść?! Przecież to będzie cios po niżej pasa. To nie będzie fair w stosunku do niego! - Zdenerwowałam się na jego pomysł. Nie mogłam mu powiedzieć żeby zostawił to dla mnie skoro nawet nie będzie miał nic w zamian... - Nie musisz przecież odchodzić...- Zaczął Alfredo, ale ja wiedziałam co on ma na myśli i nie mogłam pozwolić mu tego dokończyć. - Nie...Ja ułożyłam sobie życie i jestem szczęśliwa...Mam dzieci i kochającego męża. I co? Sugerujesz żebym zostawiła to wszystko dla Justina który w tym momencie jest uzależniony od narkotyków i leków?! Pomyśl zanim coś powiesz. - Skomentowałam i odrywając się od niego poszłam w kierunku wyjścia.

- Magda zaczekaj! - Alfredo podbiegł do mnie. - Nie! Zostaw mnie! - Krzyknęłam odwracając się do niego. - Ja mam swoje życie, skoro on nie umiał go sobie poukładać to jego problem! Nie mogę być za wszystko winna! Zerwałam z nim bo miałam powód. Okej może go kochałam ale to było kiedyś! Teraz jest teraz i nie mam zamiaru być jego niańką. - Cały czas mówiłam przez łzy, bo emocje wzięły górę i nie mogłam już nad niczym panować. - Skoro wy nie potraficie mu pomóc jako przyjaciele to ja jako była tym bardziej! - Nie mogłam już dłużej wytrzymać, myślałam, że spędzę świetne wakacje z moją rodziną, ale oczywiście jak zwykle coś musi się spieprzyć. Zawsze jak w moim życiu pojawia się Justin coś mi się wali! Nie chce stracić rodziny przez niego. Nie chce zaczynać wszystkiego od początku.

Zadzwoniłam po taksówkę i już po 5 minutach była pod szpitalem. Wsiadłam i pojechałam do hotelu. Łukasz już na mnie czekał i zapłacił za taksówkę, bo ja nie miałam przy sobie pieniędzy.
Kiedy zobaczył mnie zapłakaną, wiedział że stało się coś złego – Ejj kochanie co jest? - Spytał patrząc się na mnie. Ja jednak nie byłam wstanie mówić, po prostu mocno się do niego przytuliłam i zaczęłam płakać. Wybuchłam płaczem takim na jaki zanosiło się już od dłuższego czasu. Staliśmy tak chwilę a ja płakałam. Łukasz jest wspaniały, był cicho i nic nie mówił, o nic nie pytał. Cierpliwie stał i czekał aż się wypłaczę.

Po chwili oderwałam się delikatnie od niego. - Już lepiej? - Zapytał gładząc moją twarz. Pokiwałam głową wyciągając z torebki chusteczki. - To co powiesz mi co jest grane? - spojrzał na mnie i zadał pytanie delikatnie, żeby mnie nie zdenerwować. - Chodzi o to, że... - Westchnęłam. - Bo ja wczoraj wieczorem spotkałam Justina... - Zaczęłam, a Łukasz podprowadził mnie do ławki. Spojrzałam na niego żeby wyczuć czy jest zły czy nie – Spokojnie, opowiadaj śmiało. - Uśmiechnął się zachęcająco. - Bo byłam na cmentarzu u naszej córki... I on przyszedł i mówił że za mną tęskni, że chce żebym wróciła, ale ja mu odpowiadałam, że jestem teraz szczęśliwa, że poukładałam sobie życie z kimś innym i nie chce tego psuć. - Łukasz dalej siedział i uważnie mnie słuchał. - I dziś ja, Alfredo i Oliwia pojechaliśmy bo Justin pomieszał alkohol, leki i … narkotyki ze sobą. W szpitalu lekarz nam wszystko wytłumaczył i już jest dobrze. W porę przyjechała karetka więc opanowali sytuację. - I w tym momencie wtrącił mój mąż swoje pytanie. - A po co ty tam im byłaś? - Spojrzałam na niego niepewnie – Bo chcieli żebym to ja mu te używki wyrzuciła z głowy i żebym mu powiedziała żeby zrobił to dla mnie, a ja się nie zgodziłam bo po co mam to mówić skoro zaraz z powrotem zniknę z jego życia? I wtedy Alfredo powiedział że nie muszę znikać... - Zrobiłam pauzę. - Co oznacza, że zasugerował mi żebym ciebie zostawiła i wróciła do Jussa. Zdenerwowałam się i mu wygarnęłam co o tym sądzę. Oliwia nawet nie miała pojęcia o tym co Alfredo wymyślił, bo była wtedy w sali u Justina. - Wytłumaczyłam mu całą sytuację, na co on tylko mnie przytulił. - Magda kocham cię ale nie chce żebyś była ze mną na siłę. - Odrywając się od niego szybko wstałam z ławki. - Ale kto powiedział, że jestem z tobą na siłę?! Kocham cię i to z tobą chce być, a nie z Justinem. On to zamknięty rozdział. - Powiedziałam i poszłam w stronę hotelu.

W pokoju dziewczynki już spały, a ja poszłam się myć i położyłam się spać. Po chwili dołączył do mnie Łukasz, który przytulił mnie i szepnął do ucha – Nic na siłę kochanie – I pocałował w głowę. Nie mogłam w ogóle spać, myślałam nad wszystkim i nic konkretnego nie przychodziło mi do głowy, same niepoukładane myśli. Chciało mi się płakać, ale nie mogłam sobie na to pozwolić, bo obudziła bym Łukasza...może nawet i dzieci.

Rano wstaliśmy i poszliśmy na śniadanie. Nie miałam już ochoty udawać że jest wszystko super. Jednak kiedy dziewczynki pytały się co mi jest odpowiadałam, że źle się czuję, a zapytana czemu wczoraj tak nagle musiałam gdzieś jechać odpowiadałam, że Alfredo miał niespodziankę dla Oliwii a ja miałam im zrobić zdjęcia. Po śniadaniu poszliśmy do pokoju skąd mieliśmy udać się na plaże kiedy nagle podeszła do mnie ze łzami w oczach Basia – Rany kochanie co się stało? - Zapytałam siadając na łóżku. - Magda ja wiem, że ciebie Justin już nie obchodzi i wiem, że wczoraj byłaś u niego w szpitalu bo widziałam zdjęcia na których ciebie rozpoznałam, ale muszę wiedzieć co z nim jest. Proszę powiedz mi. Wczoraj widziałaś pomimo tego że wiem kim jest Alfredo siedziałam cicho i udawałam w ogóle nie ruszoną, ale teraz proszę powiedz mi co jest z Jussem. - Łzy lały jej się po policzkach, a ja nie wiedziałam co mam zrobić, postanowiłam powiedzieć jej to co usłyszałam od lekarza. - Dobrze, więc Justin pomieszał alkohol, leki i niestety narkotyki ze sobą, ale lekarze opanowali sytuację i już jest dobrze. - Oznajmiłam jej uśmiechając się pocieszająco do niej. - Magda a...możemy do niego pojechać? Ja chce tylko zobaczyć przez chociaż szybę czy wszystko jest w porządku. - W momencie kiedy Basia mnie o to poprosiła, zadzwonił mój telefon. - Poczekaj to Oliwia. - Kiwnęła głową i otarła łzy. - Halo? - Odebrałam. - Justin się obudził. - Oznajmiła cichym i niepewnym głosem. - To dobrze, jesteście z nim? - Zapytałam, bo nie chciała bym żeby był teraz sam. - Tak, ale Magda nie słuchaj Alfredo, to dupek, chodzi o to żebyś z nim porozmawiała tyle. Nic więcej nie oczekujemy i nie chcemy. Prosimy o jedną rozmowę. - Zamknęłam oczy i przez uchylone drzwi do łazienki spojrzałam na Łukasza który powiedział mi bezdźwięczne – Jedź. - Na co ja kiwnęłam do niego głową i odezwałam się do Oliwii. - Dobrze, zaraz będę. - Rozłączyłam się – To co jedziesz ze mną? - Zapytałam Basi. - Tak! Łukasz mogę? - Zapytała go kiedy podszedł do nas. - Ale nie ma wchodzenia do niego, jest zmęczony. - Ostrzegłam ją. - Basia pokiwała na zrozumienia, a Łukasz na zgodę. - No to chodź idziemy. - Powiedziałam i poszłyśmy przed hotel skąd samochód hotelowy zawiózł nas do szpitala.

Kiedy weszłyśmy do środka budynku od razu mój żołądek zaczął wywijać koziołki z nerwów. - Denerwujesz się? - Zapytała Basia. - Dziwne by było gdybym się nie denerwowała. - Odpowiedziałam i akurat podeszłyśmy pod salę gdzie był Justin. Basia powoli podeszła pod szybę i stanęła patrząc na niego, a ja umiejscowiłam się zaraz koło niej.
Rozmawiał z Alfredo i Oliwą kiedy nagle jego oczy powędrowały w naszą stronę. W momencie przestał mówić i nasze spojrzenia się spotkały. Nasi przyjaciele będący w środku sali odwrócili się, żeby zobaczyć na kogo Juss tak patrzy, kiedy nas zauważyli od razy wyszli.
- Możesz wejść, my nie będziemy wam przeszkadzać. - Powiedział Alfredo. - Dobrze. - Odeszłam od Basi i powoli weszłam do środka. Moje ruchy nie były pewne, byłam cała w nerwach i nie bardzo wiedziałam co mam powiedzieć. - Siadaj. - Powiedział Justin. Zrobiłam to co powiedział. Między nami wytworzyło się pewnego rodzaju napięcie.


- To twoja córka? - Zapytał przerywając ciszę. - Nie, moja ma 6 lat a to była Basia teoretycznie też moja córka ale przybrana. Adoptowaliśmy ją bo Łukasz jest jej chrzestnym, a jej rodzice czyli jego siostra z mężem zginęli w wypadku samochodowym. - Oznajmiłam, na co kiwnął głową ze rozumieniem. - Czyli masz w swoim domu Belieberke, hę? - Uśmiechnął się, co również odwzajemniłam ale niepewnie. - Tak.
- Czyli wyszłaś za mąż za tego Łukasza o którym myślę tak? - Ponownie zapytał i ten temat akurat mogliśmy pominąć, postanowiłam więc zmienić temat. - Dlaczego Justin? - Spojrzał na mnie niepewnie i wzruszył ramionami. - Przecież musi być powód dla którego to zrobiłeś, bo nie uwierzę, że nie pomyślałeś przed pomieszaniem tego wszystkiego. - powiedziałam, a jego wzrok spotkał mój. - Bo nie mogę dłużej tak...moje życie to jedno wielkie gówno. - Nie wiedziałam jak i co mam mu odpowiedzieć. - Nie rozumiem, przecież mogłeś się zabić! - Podniosłam troszkę głos. - Powiedz po co mam żyć skoro ciebie nie ma obok? - kiedy to pytanie padło moje ciało zesztywniało. Siedziałam tam wpatrzona w niego. - Tyle jest fantastycznych dziewczyn, a ty akurat upatrzyłeś sobie mnie. Tyle lat minęło, powinieneś iść dalej a nie stać w miejscu i rozpamiętywać. Masz dziecko to nim powinieneś się teraz zajmować i na nim skupić. - Wytłumaczyłam mu, ale do niego to najwidoczniej nie dochodziło. - Magda ale to ty mi pokazałaś że można kochać całym sercem, że można się cieszyć z byle jakiego powodu, nie trzeba się nudzić i że zawsze coś można ciekawego porobić. I najważniejsze oddałem ci moje serce a ty mi swoje...jednak potem mi je zabrałaś i uciekałaś z moim. - Westchnęłam – Juss... - Jęknęłam, ale on miał racje w tym co mówił. - Wiem, że postąpiłam niewłaściwie, ale co? Miałam się męczyć? W tamtym momencie nie mogłam postąpić inaczej. - Wytłumaczyłam mu i znowu wróciliśmy do tego beznadziejnego tematu. - Mogłaś, ale wybrałaś wygodniejszą dla ciebie wersję. - Skomentował, a ja nie mogłam się z nim nie zgodzić, jednak nie po to tu przyszłam. - Dobrze, ale nie możemy tego rozpamiętywać. Przyszłam tu żeby poprosić cię żebyś to całe świństwo zostawił alkohol, leki i narkotyki. Zatruwasz sobie tym zdrowie. - Zaczęłam mówić na co on tylko westchnął i potarł twarz dłońmi. - Magda przynajmniej ty mi nie truj tego co wszyscy mi powtarzają od jakiegoś czasu. - Poprosił, ale nie mogłam się na to zgodzić. - Powiedz mi co ci to daje? Co takiego jest w alkoholu i narkotykach, że nie możesz lub nie chcesz ich odstawić? - Zapytałam, bo naprawdę chcę wiedzieć co w tym wszystkim takiego jest. - To jest pewnego rodzaju uśmierzenie bólu, który czuję i pomaga mi się wyluzować. - Stwierdził, na co tylko przewróciłam oczami. - Tak uśmierzenie bólu i co? Ile już tak go sobie uśmierzasz? Nie powinno już pomóc? A co do tego wyluzowania się to chyba tylko na godzinę czy dwie a potem rano masz kaca którego musisz leczyć lekami i tak w kółko. - Wytłumaczyłam mu i nawet nie próbował zaprzeczać wiedział, że mam rację. - Proszę cię daj już spokój... - jęknął przeczesując swoje włosy ręką. - Nie..nie dam ci spokoju bo się o ciebie martwię! Zrozum to wszyscy się martwimy! - Wstałam z krzesła bo już byłam wkurzona na niego i to jego olewanie całej sprawy. - Martwisz się o mnie? - Tak...za całej mojej wiadomości werbalnej obeszło go tylko to że się o niego martwię. - Tak Justin martwię się o ciebie! Była bym głupia gdyby nie obchodziło mnie twoje zdrowie! - Wytłumaczyłam mu ponownie siadając na krześle. Wiem, że w sumie nie powinnam tego mówić, ale we mnie...w środku jakby coś się łamało. Jakby stara Magda chciała wrócić, ale ta nowa jej na to nie chce pozwolić. - Proszę cie rzuć to... zrób to dla siebie...dla swojego syna – Musiałam w tym momencie wziąć go pod włos. Żeby pomyślał o swoim synu. - Ale moje życie nie ma sensu bez ciebie. - na te słowa ponownie zastygłam...ale nie mogłam się poddać musiałam mu to jakoś wyperswadować. - To zrób to dla mnie... - Myślałam, że to na niego poskutkuje. - Ale to też nie ma i nie będzie miało sensu jeśli ciebie nie będzie przy mnie. - Wtedy westchnęłam i odpowiedziałam – A co jeśli wrócę?

poniedziałek, 12 grudnia 2016

4. O mój Boże

- Co ty tu robisz? - Spojrzałam na Justina stojącego na wprost mnie. - Przyjechałem do naszej córki. To ktoś o kim ty najwyraźniej zapomniałaś. - Jego słowa mnie zabolały. - Nie...tak rozmawiać nie będziemy. - Odwróciłam się do nagrobku i cicho pożegnałam się z Demi. Następnie odwróciłam się i chciałam odejść ale złapał mnie za rękę, którą od razu wyszarpałam – Nie dotykaj mnie. - Syknęłam. - Przepraszam nie chciałem, żeby to tak wyszło. Nie tak chciałem … Przepraszam. - W tamtej chwili nie wiem czemu zostałam i chciałam go słuchać dalej. - Chodzi o to, że...wiedziałem że wrócisz, wiedziałem że jeszcze kiedyś cię spotkam. Tylko szkoda, że minęło aż 7 lat. - Nie wiedziałam co powiedzieć, z jednej strony stałam tam jak słup soli i wstyd mi było za to co zrobiłam parę lat temu, ale z drugiej strony nie miałam ochoty mu się tłumaczyć. - Tęskniłem. - Przerwał niezręczną ciszę. - Justin... - Jęknęłam cicho, bo zaczynał niewygodny dla mnie temat. - Nie, proszę daj mi dokończyć. Ty miałaś szanse powiedzieć swoje 7 lat temu, ja nie mogłem teraz daj mi to nadrobić. - Schował ręce w kieszeniach spodni i oblizując usta spojrzał na mnie. - Nie Justin. - Serce bolało mnie kiedy musiałam mu przerwać, zanim zabrnęło to za daleko. - To nie ma już żadnego znaczenia. - Żołądek podszedł mi do gardła wraz z tymi słowami. Wiem, że jego to zabolało, ale cały czas mam w głowie prośbę Oliwii i nie mogę mu dawać żadnej nadziei. -Co? Magda ja tęskniłem i... - urwał swoją wypowiedź. - I co? - Zapytałam spokojnym ale lekko podniesionym głosem. - I nie mogę przestać o tobie myśleć... Magda ja nie nauczyłem się jeszcze bez ciebie żyć. - Jego głos był spanikowany. Musiałam być stanowcza, bo inaczej do niego nie dotrze. - Ale ja się nauczyłam żyć  bez ciebie. - Odwróciłam się i zaczęłam iść  – Nadal cię kocham. - Na to jedno słowo zamarłam. Stanęłam jak wryta i nie mogłam się ruszyć, ale wiedziałam że musi być to wszystko jednoznaczne i muszę mówić dosadnie. Odwróciłam się do niego i z bólem serca skłamałam mu w żywe oczy – Ale ja ciebie już nie kocham. - Na zewnątrz było jeszcze jasno i mogłam dostrzec w jego oczach łzy. - I w tym momencie doszło do mnie że ja...ja go zraniłam tak samo jak siebie. Od 7 lat oszukuje się że już go nie kocham, że nic do niego nie czuje i że to zakończony rozdział. Bolało to, ale odeszłam od niego bez słowa.

Kiedy wróciłam do hotelu była godzina 21. Dziewczyny siedziały na jednym z łóżek i grały w jakąś grę. Łukasz siedział przy stole nad jakimiś papierami, ale kiedy tylko weszłam do środka, zostawił wszystko i podszedł do mnie – Cześć kochanie, jak było? - Spytał, całując mnie w policzek. - W sumie dobrze, ale jestem wykończona. Idę się myć a potem spać. - Powiedziałam szybko i poszłam w stronę łazienki.

~*~

Kiedy wstałam rano całą rodziną poszliśmy na śniadanie. Starałam się żeby nie widzieli u mnie skutków dnia poprzedniego, czyli rozmowy z Justinem. Jednak nie mógł mi wyjść z głowy jego głos mówiący ,,kocham cię'' Na te słowa zawsze miałam motyle w brzuchu i po tych 7 latach nadal je mam. Ten jego wzrok i ciepło, zachrypnięta barwa głosu...To nadal gdzieś tam we mnie siedzi.
- O czym myślisz mamo? - Zapytała Brooklyn, gryząc kanapkę, którą przygotowała sobie sama. - O tym co będziemy dzisiaj robić. - Uśmiechnęłam się do niej. - Ooo super i co wymyśliłaś? - Zapytała z zapałem, że to będzie coś niesamowitego. - Hmm..lody, plaża i może pojedziemy na wzgórze Hollywood? Co wy na to? - Oznajmiłam im. Wszystkim mój pomysł się spodobał i pokiwali na zgodę głowami. - Dobra to ja idę do pokoju bo jedyna jestem niezebrana i zaraz do was dołączę w hallu recepcyjnym. - Powiedziałam wstając z miejsca i wychodząc z restauracji hotelowej usłyszałam Basię – O nie! - Od razu wróciłam – Co się stało? - Zapytałam, bo była lekko smutna. - Emm...nie nic – Była lekko zmieszana, ale ja nie zamierzałam odpuścić ani Łukasz. - Basia...- Westchnęła i zabrała się do mówienia – No bo Justin wczoraj się podobno upił i nawet jest filmik, jak wychodzi z klubu i się zatacza. Biedny. Chyba ma jakiś problem. A jeszcze wczoraj popołudniu było wszystko dobrze. Coś najwidoczniej się musiało stało. - Oznajmiłam, a ja aż usiadłam, Boże mam nadzieję, że to nie przeze mnie. - Może kochanie po prostu za bardzo poimprezował.- Uspokajał ją Łukasz. - Mam nadzieję. - Odezwała się i przeglądała dalej telefon. - Dobrze a teraz pozwolicie, że pójdę już w spokoju do pokoju. - Uśmiechnęłam się i wyszłam z restauracji. Ledwo przekroczyłam próg pokoju i zaczął dzwonić mi telefon. Podeszłam i odebrałam – Hej Oliwia. - Odezwałam się, po czym usłyszałam. - Widziałaś się z Justinem wczoraj? - Zapytała krótko. - Emm no jakby spotkaliśmy się, ale przez przypadek, nie planowałam tego? - Nie byłam pewna o co chodzi. - O to, że wczoraj Justina odbierał Alfredo z baru i był kompletnie pijany i mówił coś o tobie i o tym że go nie kochasz. Magda co ty mu wczoraj powiedziałaś? - Spytała niepewnie. W jej głosie słuchać było zmartwienie. - Eeee no byłam stanowcza. Bo on mi mówił że za mną tęskni, że mnie kocha, a ja mu powiedziałam, że nauczyłam się bez niego żyć i że go nie kocham. - Cisza w słuchawce, a po chwili stwierdzenie. - No i to był gwóźdź do trumny. On cały czas miał nadzieję, że jednak coś czujesz, bo przez 7 lat nie usłyszał stwierdzenia nie kocham cię i teraz właśnie się doczekał. - Powiedziała powoli Oliwia. - Boże ale co ja mam na to poradzić? Przecież nie rzucę teraz wszystkiego dla niego. Ja nawet nie chciałam go spotkać! To on przyszedł na cmentarz wtedy kiedy ja i.... ja się tego nie spodziewałam. - Zaczęłam szybko mówić – Magda spokojnie, to nie twoja wina, to on nie umie sobie z tym poradzić. - Chciała mnie uspokoić. - Ale już jest wszystko okej. Niby uderzyło go to, ale przeżył to wczoraj dziś już jest w studiu. - Dodała do swojej wypowiedzi. - No dobrze. Skoro tak mówisz. - Nie byłam pewna, bo znam Justina i wiem, że przeżywa to wszystko w środku siebie, ale ważne że się trzyma. - No dobrze, to w takim razie do usłyszenia. - Powiedziałam chcąc się już pożegnać. - Czekaj, może wpadniecie do nas na kolacje? - Zaproponowała Oliwia. - W sumie czemu nie. Będziemy około 19. - Uśmiechnęłam się do telefonu. - Pa. - Rozłączyłam się i poszłam się przygotować do wyjścia.

~*~

- Dobra dziewczyny zbieramy się bo Oliwia nie będzie czekała z Alfredo. - Uśmiechnęłam się do nich i poszliśmy do hotelu.
Kiedy byliśmy już w pokoju najpierw toczył się spór o łazienkę, potem o żelazko, a następnie znowu o łazienkę. Po godzinie byliśmy już gotowi do wyjścia i pojechaliśmy zamówioną taksówką do Oliwii. Po około 30 minutach byliśmy już na miejscu. - Dziękujemy bardzo. - Powiedział Łukasz i zapłacił za kurs. Podeszliśmy do bramy. - No nieźle się urządziła. - Łukasz był mile zaskoczony tym co zobaczył. - Mówiłam ci. - Uśmiechnęłam się i zadzwoniłam. - Tak? - Odezwał się Alfredo. - Otwieraj, goście! - Powiedziałam i następnie otworzono nam. Przeszliśmy ich podwórko i weszliśmy do domu. - No witaj piękna! - Przytulił mnie mocno mąż mojej przyjaciółki. - No siema! - Uśmiechnęłam się szeroko. Potem kiedy już wszyscy się przywitaliśmy ze sobą weszliśmy do jadalni, gdzie stół był już pięknie przygotowany. - Nooo nieźle się postaraliście – Oznajmiłam podchodząc i siadając na moim krześle. - Noo wymagająca jesteś, to staraliśmy się jakoś co dogodzić. - Pokręciłam głową w rozbawieniu. - Dobra, dobra. Lepiej powiedzcie co na kolacje? - Zapytałam. - Pieczeń ta co zwykle, bo ostatnio bardzo ci Łukasz smakowała. - Oliwia zwróciła się do mojego męża. - Oooo no to super! Jeszcze był bym wdzięczny, jak byś nauczyła Magdę i już w ogóle będę w niebie. - Zaczęliśmy się śmiać. - Czy ty coś sugerujesz? - Zapytałam, przez śmiech. - Nie coś ty kochanie. - Łukasz zwrócił się do mnie, kładąc mi rękę na udzie. - A lubicie dziewczyny lody z szarlotką i bitą śmietaną? - Zapytał Alfredo nasze córki. - Taaak! - Krzyknęła Brooklyn, a Basia spokojnie pokiwała głową. - Magda pomożesz mi nałożyć? - Zapytała Oliwia wstając ze swojego krzesła. - Pewnie. - Poszłam z nią do kuchni.


- Pycha... - Odezwał się Łukasz kończąc swoją porcje lodów z szarlotką. - Boże tyle zjadłeś że pomyślą sobie, że cię głodzę w domu. - Zaśmiałam się.
Nagle do Alfredo zadzwonił telefon. - Przepraszam. - Powiedział i odszedł od stołu. - Mogę jeszcze lodów? - Zapytała Brooklyn. - Pewnie skarbie. - Oliwia wstała i poszła do kuchni.
- Dobrze, dobrze zaraz będziemy. - Odezwał się w pośpiechu Alfredo i pokazując palcem na mnie i na idąca z talerzem Oliwię żebyśmy szły za nim. - Co? Ale... - Zaczęłam, ale Alfredo szybko mi przerwał, kończąc rozmowę przez telefon. - Musimy jechać, po drodze wam wszystko wyjaśnię, ale teraz nie mamy czasu. - Okej.- kiwnęłam głową. - Łukasz weź dziewczyny i jedźcie do hotelu. - Odpowiedziałam zbierając Brooklyn. - A o której wrócisz? - Zapytał niby mnie ale bardziej Alfredo. - Nie wiem, ale odwiozę ją do hotelu, albo rano, a prześpi się u nas. - Łukasz kiwnął głową i pocałował mnie w usta. - Uważaj na siebie. - Powiedział, na co się uśmiechnęłam i poszli przed bramę gdzie czekała już na nich taksówka.

- To możesz nam w końcu powiedzieć co jest grane? - Zapytała Oliwia niecierpliwiąc się. - Justin jest w szpitalu. Lekarz zadzwonił do mnie. - Na tą wieść zamarłam. Czemu? Co się stało? 
- Ale jak to? - Zapytała Oliwia – Nie wiem, dowiemy się na miejscu. - Powiedział skupiając się na drodze. - Dobrze, ale czemu ja wam jestem potrzebna? - Zapytałam. Bo jak by nie było nie jestem im do niczego potrzebna. - Ja podejrzewam o co chodzi i jak to jest to o czym myślę, to ty mu to wyperswadujesz z głowy. - Spojrzał w lusterku na mnie. Pokiwałam tylko głową i siedzieliśmy w ciszy jadąc do szpitala.

Po około 30 minutach byliśmy już na miejscu. Alfredo zaparkował auto i pobiegliśmy do środka. Na recepcji pielęgniarka wskazała nam drogę gdzie mamy się udać. Podeszliśmy do sali 29 i akurat wychodził lekarz. - Dobry wieczór. To do pana dzwoniłem? - Zapytał mężczyzna około 50 lat z okularami. - Tak. - Lekarz westchnął i obrócił się za siebie. Wtedy zauważyliśmy leżącego na łóżku nie przytomnego Justina. - O mój Boże. - Nie mogłam się powstrzymać. Podeszłam do szyby i patrzyłam na niego. - Co się stało? - Zapytałam po chwili, wtedy lekarz powiedział zdanie klucz – Podejrzewamy, że pomieszał leki z narkotykami i alkoholem. - Już nic nie trzeba było mi więcej wiedzieć. Jak stałam, tak usiadłam na krześle na korytarzu. - Ale jak to? - Zapytała Oliwia?
- Jakaś kobieta wezwała pomoc i jak dojechaliśmy nikogo nie było tylko pan Bieber, leki i jakiś narkotyki na stoliku.

3. Wiedziałem...

- Natalia? - Odezwał się Łukasz siedząc ze mną na plaży kiedy dziewczyny się wygłupiały w wodzie. - Hmm? - Odezwałam się dalej patrząc w błękitną wodę przed nami. - Nie mieliśmy wczoraj okazji porozmawiać, ale widzę, że od kiedy spotkałaś wczoraj Justina jesteś inna. - Przełknęłam ślinę i powoli przekręciłam głowę tak, że teraz patrzyłam na niego – Inna, to znaczy? - Mój głos był spokojny – Zamyślona, smutna i jakby duchem obecna gdzie indziej na pewno nie tutaj. - Westchnęłam ciężko. - Bo...bo ja go po prostu dawno nie widziałam wiesz to był szok dla mnie. Wiesz co przeżyłam ale już jest w porządku. - Uśmiechnęłam się i nachyliłam, żeby go pocałować. - Kocham Cię – Powiedział z miłością Łukasz patrząc mi w oczy. Widziałam, że to było szczere i z głębi serca. - Ja ciebie też. - Ponownie go pocałowałam.
- Tak swoją drogą dzwoniłaś już do Oliwi? - Zapytał przesypując piasek w swoich dłoniach. - Nie, w sumie dobrze, że mi przypomniałeś. - Wzięłam telefon. - Zrobię to teraz – Wybrałam numer do Oliwi i czekałam aż odbierze. - Siema! - Odezwała się z radością – No cześć! Co tam? - Zapytałam uśmiechając się mimowolnie – Super, Alfredo teraz gdzieś wyszedł i zostałam do wieczora sama w domu.
- To może do ciebie wpadnę co? - Zapytałam, jedną ręką bawiąc się piaskiem. - Co? Jesteś w LA? - Zaskoczona moją propozycją pisnęła do słuchawki, przez do musiałam odstawić na chwile mojego iPhona od ucha. - Haha, nie, nie żartuję. Była bym u Ciebie tak za 2 godziny co ty na to? - Oliwia uradowana moją wizytą już mi opowiadała co zrobi na obiad. - Ale zaraz będziesz z Łukaszem i dziewczynami? Może zrobię coś innego, co lubią jeść? A na deser może tort lodowy, albo nie może sałatka owocowa, co o tym myślisz? - Zaczęłam się śmiać. - Nie Oliwia będę sama bo chce z tobą porozmawiać. - Chwila ciszy w słuchawce – To widzę, że coś się stało? Rozstaliście się? O Boże, dlaczego? Przecież macie 2 dzieci, wróć do niego i przegadajcie wszystkie sprawy jesteście ze sobą już ponad 6 nieeee 7 lat i teraz tak to zmarnować?! - Zaczęłam kręcić w niedowierzaniu głową. - Oliwia nikt się z nikim nie rozstał. Jesteśmy tu na wakacjach, ale chcę ci o czymś powiedzieć po prostu. - Kolejna chwila ciszy i zakłopotany śmiech mojej przyjaciółki – He he he...sorry. Dobra to ja czekam na ciebie. Pa – Rozłączyłyśmy się. Podeszłam do Łukasza i dziewczyn którzy budowali chyba coś z piasku – Ja jadę do Oliwi będę wieczorem okej? - Pokiwali głowami. - To do zobaczenia kochanie. - Łukasz mnie pocałował co odwzajemniłam i poszłam do hotelu się ogarnąć.

~*~

Dawno mnie nie było w tej okolicy, ale na szczęście jest to dość daleko od mojego dawnego domu. Podeszłam pod furtkę i zadzwoniłam. - Słucham? - Odezwał się głos Oliwii – To ja, otwórz. - Następnie weszłam przez bramkę i podeszłam do drzwi. Nie zdążyłam nawet zapukać kiedy Oliwia wyskoczyła zza drzwi i mocno mnie przytuliła – Boże jak ja się za tobą stęskniłam! - Zaczęła – ja za tobą też głupku! - Weszłyśmy do domu. - Noo nieźle zmieniło się tutaj od kiedy byłam tu ostatnio – zauważyłam rozglądając się – Byłaś tutaj moja droga ostatnio....jakieś 7 lat temu musiało się zmienić! - Zaczęłyśmy się obie śmiać.
Niestety ale taka prawda nie było mnie przez ten cały czas w LA. Nie chciałam tu wracać no i bałam się, że to wszystko do mnie wróci. Zawsze jak widywałam się z Oliwią to w święta w Polsce i raz była u mnie. Jak jeszcze Brooklyn miała 3 latka. - Dobra chodź zrobię coś do picia co chcesz? - Zapytała idąc w stronę kuchni. - A zrób mi to twoje dobre i zimne mojito – Zaśmiała się i kiwnęła głową. - Rozumiem że z alkoholem, bo ja sobie bez. - Tak mnie z czymś mocnym. - Uśmiechnęła się i zabrała się do roboty. - To o czym chciałaś ze mną porozmawiać? - Spojrzała na mnie przez chwilę i z powrotem zabrała się za krojenie limonki. - Emmm...bo wczoraj spotkałam Justina...
- Ała!! Cholera jasna! - Przeklnęła Oliwia kalecząc się w palca. Zaczęłam się śmiać – Spokojnie, co ty taka nerwowa?! - Podeszłam do niej i kazałam jej włożyć palca pod wodę. - Jak mam być spokojna? Gdzie go spotkałaś? - Zapytała nie przejmując się krwawiącym palcem. - Gdzie masz apteczkę? - Zapytałam. - Tam – Wskazała drugą ręką na szafkę u góry. Wyciągnęłam ,,sprzęt'' i opatrzyłam jej palca. - Gotowe. - Odłożyłam koszyczek do szafki. - To gdzie go spotkałaś? - Zapytała zniecierpliwiona. - Byłam w restauracji i on akurat przechodził, a że Basia jest belieber no to poleciała za nim, a ja za nią i robiłam im zdjęcie. - Oliwia westchnęła. - Co mówił? Chciał się spotkać? - Zadawała dużo pytań, a ja nie bardzo wiem o co jej chodzi. - Nie, chyba nie bardzo mnie poznał. - W tym momencie Oliwia się uspokoiła. - To dobrze i niech tak zostanie. - Odezwała się a mnie zaciekawiło to co powiedziała. - Ale czemu? Co jest? - Zapytałam, ciekawa tego jaki jest powód tego, że Justin nie może mnie spotkać. - Bo widzisz niby 7 lat minęło, ale on dalej nie może o tobie zapomnieć. Alkohol, szybka jazda, narkotyki to wszystko przez to że go zostawiłaś. On przed wszystkimi udaje, że jest dobrze, ale ja i Alfredo wiemy co się z nim tak naprawdę dzieje. - Odpowiedziała, a mnie ogarnęło coś dziwnego jakby moje sumienie nagle zrobiło się cięższe. - To moja wina, wiem, ale ja nie potrafiła bym tak dalej żyć. Teraz jestem szczęśliwa. - Oliwia skończyła robić nam drinki i podając mi moją szklankę odezwała się – Nie to nie twoja wina. To on nie może i nie potrafi sobie z tym poradzić. - Wyszłyśmy z kuchni poszłyśmy na zewnątrz. - Ale przecież miał żonę i ma dziecko. - Oliwia siadając na leżaku spojrzała na mnie. - To było tylko chwilowe zauroczenie, a powodem ich rozstania były jego problemy z alkoholem i narkotykami spowodowane tęsknotą za tobą. Wiesz jesteśmy jego najlepszymi przyjaciółmi mówi nam wszystko. - Wzięła łyk swojego napoju. - Kurcze nie wiedziałam, że to aż tak bardzo miało wpływ na niego. - Pokiwałam głową – I moją winą jest to że tak naprawdę wyszłam, bez słowa. Odeszłam od niego zostawiając mu list. Jeden głupi list, zamiast porozmawiać z nim i wszystko sobie wyjaśnić. - Oliwia podeszła do mnie i mnie przytuliła. - Zrobiłaś to co wtedy było według Ciebie słuszne. - Oderwałam się od niej w złości i wstałam z leżaka. - Nie Oliwia! Zrobiłam to tak, jak moje nastoletnie myślenie mi kazało. Wtedy powinnam myśleć doroślej a nie jak gówniara która szła na łatwiznę i nie potrafiła zmierzyć się ze wszystkim. Uciekłam jak tchórz! Zostawiłam go samego w równie ciężkim momencie jaki i ja przechodziłam. Myślałam samolubnie. Moje przebrzmiałe ego spowodowało to co się teraz z nim dzieje. Oddał mi się cały! Był ze mną zawsze kiedy tego potrzebowałam, a ja jak mu za to podziękowałam!? Zostawiając go samego z tym wszystkim! - Kiedy tak krzyczałam łzy napłynęły mi do oczu. Emocje wzięły górę i ponownie cały ból przeszył mnie od środka. - Ejjj cicho, Oliwia przytuliła mnie do siebie. - Nie możesz tak mówić. To co się stało już się nie odstanie. Teraz żeby tego nie utrudniać nie kontaktuj się z nim pomożesz mu tym bardzo. Bo jak on cię znowu zobaczy zacznie robić sobie znowu złudne nadzieje, a to może skończyć się źle.

- Dobra, jest już 18 więc będę się zbierała. - Wstałam z kanapy i przytuliłam przyjaciółkę. - Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. - Powiedziała z nadzieją. - Pewnie. A teraz pa – Pocałowałam ją w policzek i wyszłam na zewnątrz gdzie czekała już na mnie taksówka. - Witam, gdzie zawieźć? - Zapytał starszy mężczyzna w kaszkiecie za kierownicą. - Do hote...na cmentarz tylko nie pamiętam jak się nazywa. - W sumie nie wiem czemu to powiedziałam, taksówkarz pomógł mi przypomnieć sobie nazwę i pojechaliśmy.

- Poczekam tu na panią. - Spojrzałam na niego. - Nie, dziękują, nie wiem ile mi tu zejdzie. Zamówię kolejną taksówkę. - Mężczyzna kiwną głową i odjechał. Podeszłam do bramy cmentarza i stałam chwilę zastanawiając się po co ja tu przyjechałam i czy na pewno jestem gotowa na to.
Minęłam bramę i poszłam przed siebie. Po 10 minutach trafiłam na miejsce. ,,Demi Bieber'' … moja mała córeczka. Moja kochana i piękna dziewczynka. Stanęłam nad grobem i wpatrywałam się w kamienną tabliczkę. Nie wiedziałam co powiedzieć, było mi ciężko i czułam napływające łzy. Miałam zaledwie 18 lat kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży...

Po ok 20 minutach byliśmy już u lekarza. Usiedliśmy w poczekalni i czekaliśmy, aż nas wywołają. Jak widziałam te wszystkie kobiety z brzuszkami, łzy napływały mi do oczu. Nie to, że nie chcę mieć tego dziecka, po prostu jeszcze jest na to za wcześnie.. Nagle usłyszeliśmy nazwisko Bieber i weszliśmy do gabinetu. Lekarz poprosił mnie, abym jeszcze raz wykonała test, ale tym razem ten który on mi dał.
Po ok 20 minutach spojrzał na wynik, ale nic nie powiedział. Poprosił abym się położyła i wykonał USG.
- Proszę podciągnąć bluzkę do góry i osunąć w dół spodnie. - zrobiłam to o co prosił. Wtedy wylał mi na podbrzusze jakąś maź a potem zaczął jeździć po nim tym całym sprzętem. Juss cały czas trzymał mnie za rękę.
- I co panie doktorze? - dopytywał się.
- No cóż gratuluję 5 tydzień! - uśmiechnął się do nas, podał ręcznik i podszedł do swojego biurka.
Juss pomógł mi wytrzeć brzuch i wstać. Usiedliśmy przy jego biurku.
- No tak, z moich obliczeń wynika, że to jest 5 tydzień. Termin porodu przewiduje na 17 marca. Musi pani teraz bardzo o siebie dbać. Zero stresu, wysiłku jak najmniej, alkoholu też nie polecam. Wypiszę badanie które państwo wykonają u nas a jutro będą wyniki.
Podziękowaliśmy mu i wyszliśmy jeszcze się trzymałam w całości, może to dlatego, że Juss się wszystkim zajął, a ja się nie odzywałam, bo wtedy bym wybuchnęła płaczem. Zrobiliśmy badanie, tzn ja zrobiłam i wróciliśmy w ciszy do hotelu. Weszliśmy do pokoju, usiadłam na łóżku, Justin mnie mocno przytulił i wtedy już nie wytrzymałam, rozpłakałam się.
- 5 tydzień! Justin to znaczy że jest to 2 miesiąc!
- Ciiiii... zaopiekuję się wami! Słyszysz?
- Ale Juss ty nadal będziesz występował, będziesz robił to co kochasz, a ja z tego będę musiała zrezygnować i zająć się dzieckiem!
- Wiem skarbie, przykro mi! Nie wiem co powiedzieć. Poradzimy sobie z tym, a ty wrócisz do śpiewania! - pocałował mnie w czoło.
- Teraz trzeba powiedzieć to wszystkim. - do pokoju weszła Oliwia z Alfredo. - i co?
- 5 tydzień – odpowiedział Juss dalej mnie tuląc.
- No to gratulujemy! - powiedzieli.
Ja nadal nie byłam zadowolona, wiedziałam, że Juss też. Kiedy zostaliśmy sami odsunął się troszeczkę ode mnie i powiedział – Nie! Magda bierzemy się w garść! I cieszymy się! Bo teraz nic nie zmienimy, a ty swoim smutkiem możesz zaszkodzić dziecku.
- masz rację – otarłam łzy – nasze dziecko będzie wspaniałe!
- Tak w końcu ma świetną mamę.
- I tatę – powiedziałam, a on mnie przytulił.


Ciężko było w to uwierzyć. Dalej stałam tam w ciszy nie mogąc nic powiedzieć, ale w pewnym momencie usłyszałam – Wiedziałem, że to byłaś ty.