poniedziałek, 12 grudnia 2016

4. O mój Boże

- Co ty tu robisz? - Spojrzałam na Justina stojącego na wprost mnie. - Przyjechałem do naszej córki. To ktoś o kim ty najwyraźniej zapomniałaś. - Jego słowa mnie zabolały. - Nie...tak rozmawiać nie będziemy. - Odwróciłam się do nagrobku i cicho pożegnałam się z Demi. Następnie odwróciłam się i chciałam odejść ale złapał mnie za rękę, którą od razu wyszarpałam – Nie dotykaj mnie. - Syknęłam. - Przepraszam nie chciałem, żeby to tak wyszło. Nie tak chciałem … Przepraszam. - W tamtej chwili nie wiem czemu zostałam i chciałam go słuchać dalej. - Chodzi o to, że...wiedziałem że wrócisz, wiedziałem że jeszcze kiedyś cię spotkam. Tylko szkoda, że minęło aż 7 lat. - Nie wiedziałam co powiedzieć, z jednej strony stałam tam jak słup soli i wstyd mi było za to co zrobiłam parę lat temu, ale z drugiej strony nie miałam ochoty mu się tłumaczyć. - Tęskniłem. - Przerwał niezręczną ciszę. - Justin... - Jęknęłam cicho, bo zaczynał niewygodny dla mnie temat. - Nie, proszę daj mi dokończyć. Ty miałaś szanse powiedzieć swoje 7 lat temu, ja nie mogłem teraz daj mi to nadrobić. - Schował ręce w kieszeniach spodni i oblizując usta spojrzał na mnie. - Nie Justin. - Serce bolało mnie kiedy musiałam mu przerwać, zanim zabrnęło to za daleko. - To nie ma już żadnego znaczenia. - Żołądek podszedł mi do gardła wraz z tymi słowami. Wiem, że jego to zabolało, ale cały czas mam w głowie prośbę Oliwii i nie mogę mu dawać żadnej nadziei. -Co? Magda ja tęskniłem i... - urwał swoją wypowiedź. - I co? - Zapytałam spokojnym ale lekko podniesionym głosem. - I nie mogę przestać o tobie myśleć... Magda ja nie nauczyłem się jeszcze bez ciebie żyć. - Jego głos był spanikowany. Musiałam być stanowcza, bo inaczej do niego nie dotrze. - Ale ja się nauczyłam żyć  bez ciebie. - Odwróciłam się i zaczęłam iść  – Nadal cię kocham. - Na to jedno słowo zamarłam. Stanęłam jak wryta i nie mogłam się ruszyć, ale wiedziałam że musi być to wszystko jednoznaczne i muszę mówić dosadnie. Odwróciłam się do niego i z bólem serca skłamałam mu w żywe oczy – Ale ja ciebie już nie kocham. - Na zewnątrz było jeszcze jasno i mogłam dostrzec w jego oczach łzy. - I w tym momencie doszło do mnie że ja...ja go zraniłam tak samo jak siebie. Od 7 lat oszukuje się że już go nie kocham, że nic do niego nie czuje i że to zakończony rozdział. Bolało to, ale odeszłam od niego bez słowa.

Kiedy wróciłam do hotelu była godzina 21. Dziewczyny siedziały na jednym z łóżek i grały w jakąś grę. Łukasz siedział przy stole nad jakimiś papierami, ale kiedy tylko weszłam do środka, zostawił wszystko i podszedł do mnie – Cześć kochanie, jak było? - Spytał, całując mnie w policzek. - W sumie dobrze, ale jestem wykończona. Idę się myć a potem spać. - Powiedziałam szybko i poszłam w stronę łazienki.

~*~

Kiedy wstałam rano całą rodziną poszliśmy na śniadanie. Starałam się żeby nie widzieli u mnie skutków dnia poprzedniego, czyli rozmowy z Justinem. Jednak nie mógł mi wyjść z głowy jego głos mówiący ,,kocham cię'' Na te słowa zawsze miałam motyle w brzuchu i po tych 7 latach nadal je mam. Ten jego wzrok i ciepło, zachrypnięta barwa głosu...To nadal gdzieś tam we mnie siedzi.
- O czym myślisz mamo? - Zapytała Brooklyn, gryząc kanapkę, którą przygotowała sobie sama. - O tym co będziemy dzisiaj robić. - Uśmiechnęłam się do niej. - Ooo super i co wymyśliłaś? - Zapytała z zapałem, że to będzie coś niesamowitego. - Hmm..lody, plaża i może pojedziemy na wzgórze Hollywood? Co wy na to? - Oznajmiłam im. Wszystkim mój pomysł się spodobał i pokiwali na zgodę głowami. - Dobra to ja idę do pokoju bo jedyna jestem niezebrana i zaraz do was dołączę w hallu recepcyjnym. - Powiedziałam wstając z miejsca i wychodząc z restauracji hotelowej usłyszałam Basię – O nie! - Od razu wróciłam – Co się stało? - Zapytałam, bo była lekko smutna. - Emm...nie nic – Była lekko zmieszana, ale ja nie zamierzałam odpuścić ani Łukasz. - Basia...- Westchnęła i zabrała się do mówienia – No bo Justin wczoraj się podobno upił i nawet jest filmik, jak wychodzi z klubu i się zatacza. Biedny. Chyba ma jakiś problem. A jeszcze wczoraj popołudniu było wszystko dobrze. Coś najwidoczniej się musiało stało. - Oznajmiłam, a ja aż usiadłam, Boże mam nadzieję, że to nie przeze mnie. - Może kochanie po prostu za bardzo poimprezował.- Uspokajał ją Łukasz. - Mam nadzieję. - Odezwała się i przeglądała dalej telefon. - Dobrze a teraz pozwolicie, że pójdę już w spokoju do pokoju. - Uśmiechnęłam się i wyszłam z restauracji. Ledwo przekroczyłam próg pokoju i zaczął dzwonić mi telefon. Podeszłam i odebrałam – Hej Oliwia. - Odezwałam się, po czym usłyszałam. - Widziałaś się z Justinem wczoraj? - Zapytała krótko. - Emm no jakby spotkaliśmy się, ale przez przypadek, nie planowałam tego? - Nie byłam pewna o co chodzi. - O to, że wczoraj Justina odbierał Alfredo z baru i był kompletnie pijany i mówił coś o tobie i o tym że go nie kochasz. Magda co ty mu wczoraj powiedziałaś? - Spytała niepewnie. W jej głosie słuchać było zmartwienie. - Eeee no byłam stanowcza. Bo on mi mówił że za mną tęskni, że mnie kocha, a ja mu powiedziałam, że nauczyłam się bez niego żyć i że go nie kocham. - Cisza w słuchawce, a po chwili stwierdzenie. - No i to był gwóźdź do trumny. On cały czas miał nadzieję, że jednak coś czujesz, bo przez 7 lat nie usłyszał stwierdzenia nie kocham cię i teraz właśnie się doczekał. - Powiedziała powoli Oliwia. - Boże ale co ja mam na to poradzić? Przecież nie rzucę teraz wszystkiego dla niego. Ja nawet nie chciałam go spotkać! To on przyszedł na cmentarz wtedy kiedy ja i.... ja się tego nie spodziewałam. - Zaczęłam szybko mówić – Magda spokojnie, to nie twoja wina, to on nie umie sobie z tym poradzić. - Chciała mnie uspokoić. - Ale już jest wszystko okej. Niby uderzyło go to, ale przeżył to wczoraj dziś już jest w studiu. - Dodała do swojej wypowiedzi. - No dobrze. Skoro tak mówisz. - Nie byłam pewna, bo znam Justina i wiem, że przeżywa to wszystko w środku siebie, ale ważne że się trzyma. - No dobrze, to w takim razie do usłyszenia. - Powiedziałam chcąc się już pożegnać. - Czekaj, może wpadniecie do nas na kolacje? - Zaproponowała Oliwia. - W sumie czemu nie. Będziemy około 19. - Uśmiechnęłam się do telefonu. - Pa. - Rozłączyłam się i poszłam się przygotować do wyjścia.

~*~

- Dobra dziewczyny zbieramy się bo Oliwia nie będzie czekała z Alfredo. - Uśmiechnęłam się do nich i poszliśmy do hotelu.
Kiedy byliśmy już w pokoju najpierw toczył się spór o łazienkę, potem o żelazko, a następnie znowu o łazienkę. Po godzinie byliśmy już gotowi do wyjścia i pojechaliśmy zamówioną taksówką do Oliwii. Po około 30 minutach byliśmy już na miejscu. - Dziękujemy bardzo. - Powiedział Łukasz i zapłacił za kurs. Podeszliśmy do bramy. - No nieźle się urządziła. - Łukasz był mile zaskoczony tym co zobaczył. - Mówiłam ci. - Uśmiechnęłam się i zadzwoniłam. - Tak? - Odezwał się Alfredo. - Otwieraj, goście! - Powiedziałam i następnie otworzono nam. Przeszliśmy ich podwórko i weszliśmy do domu. - No witaj piękna! - Przytulił mnie mocno mąż mojej przyjaciółki. - No siema! - Uśmiechnęłam się szeroko. Potem kiedy już wszyscy się przywitaliśmy ze sobą weszliśmy do jadalni, gdzie stół był już pięknie przygotowany. - Nooo nieźle się postaraliście – Oznajmiłam podchodząc i siadając na moim krześle. - Noo wymagająca jesteś, to staraliśmy się jakoś co dogodzić. - Pokręciłam głową w rozbawieniu. - Dobra, dobra. Lepiej powiedzcie co na kolacje? - Zapytałam. - Pieczeń ta co zwykle, bo ostatnio bardzo ci Łukasz smakowała. - Oliwia zwróciła się do mojego męża. - Oooo no to super! Jeszcze był bym wdzięczny, jak byś nauczyła Magdę i już w ogóle będę w niebie. - Zaczęliśmy się śmiać. - Czy ty coś sugerujesz? - Zapytałam, przez śmiech. - Nie coś ty kochanie. - Łukasz zwrócił się do mnie, kładąc mi rękę na udzie. - A lubicie dziewczyny lody z szarlotką i bitą śmietaną? - Zapytał Alfredo nasze córki. - Taaak! - Krzyknęła Brooklyn, a Basia spokojnie pokiwała głową. - Magda pomożesz mi nałożyć? - Zapytała Oliwia wstając ze swojego krzesła. - Pewnie. - Poszłam z nią do kuchni.


- Pycha... - Odezwał się Łukasz kończąc swoją porcje lodów z szarlotką. - Boże tyle zjadłeś że pomyślą sobie, że cię głodzę w domu. - Zaśmiałam się.
Nagle do Alfredo zadzwonił telefon. - Przepraszam. - Powiedział i odszedł od stołu. - Mogę jeszcze lodów? - Zapytała Brooklyn. - Pewnie skarbie. - Oliwia wstała i poszła do kuchni.
- Dobrze, dobrze zaraz będziemy. - Odezwał się w pośpiechu Alfredo i pokazując palcem na mnie i na idąca z talerzem Oliwię żebyśmy szły za nim. - Co? Ale... - Zaczęłam, ale Alfredo szybko mi przerwał, kończąc rozmowę przez telefon. - Musimy jechać, po drodze wam wszystko wyjaśnię, ale teraz nie mamy czasu. - Okej.- kiwnęłam głową. - Łukasz weź dziewczyny i jedźcie do hotelu. - Odpowiedziałam zbierając Brooklyn. - A o której wrócisz? - Zapytał niby mnie ale bardziej Alfredo. - Nie wiem, ale odwiozę ją do hotelu, albo rano, a prześpi się u nas. - Łukasz kiwnął głową i pocałował mnie w usta. - Uważaj na siebie. - Powiedział, na co się uśmiechnęłam i poszli przed bramę gdzie czekała już na nich taksówka.

- To możesz nam w końcu powiedzieć co jest grane? - Zapytała Oliwia niecierpliwiąc się. - Justin jest w szpitalu. Lekarz zadzwonił do mnie. - Na tą wieść zamarłam. Czemu? Co się stało? 
- Ale jak to? - Zapytała Oliwia – Nie wiem, dowiemy się na miejscu. - Powiedział skupiając się na drodze. - Dobrze, ale czemu ja wam jestem potrzebna? - Zapytałam. Bo jak by nie było nie jestem im do niczego potrzebna. - Ja podejrzewam o co chodzi i jak to jest to o czym myślę, to ty mu to wyperswadujesz z głowy. - Spojrzał w lusterku na mnie. Pokiwałam tylko głową i siedzieliśmy w ciszy jadąc do szpitala.

Po około 30 minutach byliśmy już na miejscu. Alfredo zaparkował auto i pobiegliśmy do środka. Na recepcji pielęgniarka wskazała nam drogę gdzie mamy się udać. Podeszliśmy do sali 29 i akurat wychodził lekarz. - Dobry wieczór. To do pana dzwoniłem? - Zapytał mężczyzna około 50 lat z okularami. - Tak. - Lekarz westchnął i obrócił się za siebie. Wtedy zauważyliśmy leżącego na łóżku nie przytomnego Justina. - O mój Boże. - Nie mogłam się powstrzymać. Podeszłam do szyby i patrzyłam na niego. - Co się stało? - Zapytałam po chwili, wtedy lekarz powiedział zdanie klucz – Podejrzewamy, że pomieszał leki z narkotykami i alkoholem. - Już nic nie trzeba było mi więcej wiedzieć. Jak stałam, tak usiadłam na krześle na korytarzu. - Ale jak to? - Zapytała Oliwia?
- Jakaś kobieta wezwała pomoc i jak dojechaliśmy nikogo nie było tylko pan Bieber, leki i jakiś narkotyki na stoliku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz