środa, 14 grudnia 2016

7. Ahhh te wspomnienia

- Boże Magda nie możesz tak nie wracać nie mówiąc mi nic. - Łukasz był wkurzony, że nie wróciłam na noc i z tego powodu wywiązała się kłótnia między nami. Dziewczynek nie było aktualnie w pokoju, poszły na basen, co umożliwiło nam spokojną rozmowę. - Zasnęłam! Nie planowałam tego! - Wyrzuciłam ręce w powietrze ze zdenerwowania, bo nie rozumiałam jego zarzutów. - To jak czułaś że zasypiasz trzeba było wstać i wyjść, a nie że ja się zastanawiam gdzie jesteś! - Totalnie nie rozumiałam w czym leży jego problem, wybaczcie mi może jestem mało inteligentna ale nie wiem o co mu chodzi. - Boże Łukasz zostawmy już ten temat nie ma sensu się kłócić bo ty mówisz swoje ja nie wiem o co ty masz do mnie pretensje skoro powiedziałam ci że zasnęła. Inna sprawa by była gdybym ja ci specjalnie nie dała znać. - Odeszłam od niego chcąc zakończyć temat ale on nie dawał za wygraną. - A może tak było? - Kiedy to usłyszałam stanęłam i nie wiedziałam co zrobić. - Czy ty sugerujesz że cię okłamałam? - spojrzałam na niego i czekałam aż mi odpowie. - Nie wiem ty mi to powiedz. - W tym momencie napłynęły mi łzy do oczu. Wiedziałam, że wszystko się zacznie pieprzyc, kiedy tylko Justin ponownie zawita w moim życiu. Chyba za długo mi się układało. - Wiesz co? Ta rozmowa nie ma sensu i tak mi nie uwierzysz... - Pokręciłam w nie do wierzeniu głową i wyszłam z hotelu. Szłam ulicami Los Angeles i mijałam tych wszystkich ludzi. Jedni szczęśliwi, drudzy zakochani, inni zabiegani, źli, biedni, bogaci. Wszyscy! Dla każdego coś co by mu w danym momencie pasowało. Weszłam do Starbucksa po kawę, usiadam przy stoliku i czekałam aż będzie gotowa. Po jakiś 4 minutach przyszła kelnerka z moim zamówieniem. - Dziękuję. - Uśmiechnęłam się. Posłodziłam sobie moją kawę i monotonnie mieszałam łyżeczką. Zamyśliłam się o tym wszystkim co stało się przez ten tydzień. Niecałe 8 lat temu zostawiłam Justina i wróciłam do Polski układając sobie życie bez niego. Nawet mi się to udało, mam świetnego męża, piękne i kochane córki. Jedyne czego nie mam to kariery muzycznej.

Moje myśli powędrowały po całym moim życiu i zajęło mi to akurat tyle że skończyłam pic kawę i wyszłam na zewnątrz ponownie spacerując ulicami LA. Nie wiedząc kiedy i jak znalazłam się niedaleko szpitala w którym leżał Justin. Z jednej strony chciałam tam wejść ale z drugiej nie wiem o czym miała bym z nim rozmawiać? Na pewno zauważył by że coś jest nie tak, a ja nie chce mu mówić że pokłóciłam się z mężem o to że myśli że go zdradzam. Kiedy zbliżałam się do wejścia zobaczyłam paparazzi i kobietę średniego wzrostu z mężczyzną w okularach w których rozpoznałam Pattie i Jeremiego. Za nimi szedł jakiś chłopak, blondyn średniego wzrostu może miał jakieś 11 lat a obok niego dziewczyna z troszkę ciemniejszymi niż on włosami spiętymi w kucyk i miała może 14 lat.
To Jaxon i Jazmyn? Niemożliwe żeby tak urośli. Teraz nie mogę tam wejść, przecież oni mogą mieć do mnie żal za to co zrobiłam i że to przeze mnie Justin zszedł na złą drogę.- Przepraszamy. - Nagle usłyszałam głos jakiejś dziewczyny za sobą, kiedy się odwróciłam zobaczyłam 2 brunetki stojące tuż obok mnie. - Słucham? - Spojrzałam na nie, ciekawa co mogą ode mnie chcieć. - Ty jesteś Magda, prawda? - Jedna z nich zapytała z nadzieją, że się nie myli. - No tak, a o co chodzi? - Teraz czułam się troszkę bardziej zdezorientowana, a one zaczęły się cieszyć i podskakiwać. Wtedy do mnie doszło. Rozpoznały mnie. - Idziesz do Justina? Jak on się czuję? Co się tak naprawdę stało? Wróciliście do siebie? Co się z tobą działo przez te wszystkie lata? - Tych pytań było za dużo, uniosłam dłonie do góry, żeby dać im znać aby były cicho. - proszę was nie tak głośno. - Rozglądałam się czy paparazzi spod wejścia patrzą się w nasza stronę. - Czemu? - Spytały jakby totalnie nie wiedziały o co mi chodzi. - Bo fotoreporterzy zaraz tu przylecą i szlak trafi całe moje starania o zapomnieniu o mnie. - Wyjaśniłam, a one porozumiewawczo pokiwały głowami. - Słuchajcie z Justinem już jest wszystko w porządku, nie wiem czy mogę wam powiedzieć co się stało więc uszanujcie to proszę. I nie, ja i Juss to zamknięty rozdział. - Odpowiedziałam na tyle pytań na ile je zapamiętałam. - Okej, a możemy zrobić sobie z tobą zdjęcie? - Zapytała jedna z nich. - Oj dziewczyny przepraszam was ale nie, bo nie chce żeby ktokolwiek teraz wiedział jak wyglądam. - Ponownie mnie zrozumiały i pożegnały się z uśmiechami i odeszły, ja natomiast postanowiłam wejść do środka, kiedyś i tak będę musiała się zmierzyć z jego rodzicami i czym wcześniej tym lepiej. Będę miała już najgorsze z głowy. Najbardziej głupio mi w stosunku do Pattie bo ona tak dużo dla mnie poświęciła.

Weszłam bocznym wejściem i udałam się pod sale Justina. Jak na razie nie widziałam nikogo z jego rodziny, może się pomyliłam i to nie byli oni? Kiedy chciałam złapać za klamkę zauważyłam że cała czwórka jest w środku, chyba musieli wyjść bo lekarz pokazał w stronę drzwi. Spanikowałam i nie bardzo wiedziałam co mam zrobić, ale było już za późno na odwrót. Pierwszy z sali wyszedł Jaxon a zaraz po nim Jazmyn i rodzice. - Przepraszamy ale fanów nie wpuszczamy do środka, proszę odejść. - Jaxon, którego rozpoznałam już na 100% przewrócił oczami i zaczął mnie wyganiać. - Eee ale ja nie... - nie dokończyłam kiedy Pattie odwróciła głowę i chwilę jej zajęło żeby zakodowała kim jestem. - Boże! Magda! - Podeszła do mnie szybko i uściskała z całej siły. - Nareszcie! Wróciłaś! - była uśmiechnięta i pełna radości. Jeremy nie był tak optymistycznie nastawiony a dwójka jego dzieci stała wryta nie bardzo rozumiejąc co jest grane. - Teraz jak już jesteś to wyciągniesz Justina z tego całego bałaganu.. Tylko tobie się to uda. Boże jak to dobrze, że jesteś! - Ponownie mnie przytuliła, nie dała mi nawet szansy na odpowiedź. - Magda ty... - Zatrzymałam ją, bo bez tego nie dopuściła by mnie do głosu. - Pattie ja...ja nie... my z Justinem nie wróciliśmy do siebie. - To zdanie wystarczyło żeby w oczach Pattie można było dostrzec łzy. Pokręciła głową w nie do wierzeniu. - Nie...to nie prawda! - Odeszła od nas. Spojrzałam w tym momencie na pozostałą trójkę. - Wybacz, mojej żonie ona nie umie odnaleźć się w tej całej sytuacji. - Czy Jeremy mnie przeprosił za …
swoją żonę?! Rany oni do siebie wrócili, to jest świetna wiadomość. - To ja przepraszam. - Opuściłam głowę i poczułam jak para ramion mnie obejmuje. - My zrozumieliśmy twój wybór, ale mogłaś odejść w inny sposób. - Wyjaśnił, otarłam łzy i uśmiechnęłam się nieśmiało. - Ma pan rację. - Przytaknąłem – Jaki pan? Już zapomniałaś jak się nazywam? - Posłał mi uśmiech który Justin odziedziczył po nim. -Tak, jasne że pamiętam Jeremy. - Dwójka dzieciaków była dalej zagubiona. - Wy jesteście pewnie Jazmyn i Jaxon. Ale wyrośliście. - Spojrzałam na nich. - Przepraszam ale kim pani jest? - Odezwała się ta mała dziewczynka z którą się kiedyś bawiłam. - Wy mnie nie pamiętacie ale jestem byłą dziewczyną waszego brata. - Wyjaśniłam im, a oni przytaknęli. - Nie pamiętacie mnie a bawiłam się z wami jakieś 9 lat temu. - Uśmiechnęłam się na wspomnienie tamtych czasów. - Mogą państwo wejść. - Lekarz oznajmił wychodząc z sali. - Idźcie ja poszukam Pattie. - Powiedziałam i poszłam w stronę w którą odeszła od nas. Mijałam salę, za salą, chorego za chorym, i nagle na jednej z ławek spotkałam płaczącą Pattie. Podeszłam powoli do niej i usiadłam obok. - Przepraszam. - Odezwałam się cicho, na co spojrzała na mnie. - Za co? Ty nie masz powodu do przepraszania. Odeszłaś bo było ci źle i ja to rozumiem. To ja przepraszam, bo ja myślałam, że skoro tu jesteś to znaczy, ze wróciłaś do Justina. Tylko ty zawsze miałaś na niego tak duży wpływ. On cie nadal kocha. - Na słowa Pattie oczy mi się zaszkliły. To dawne uczucie wróciło do mnie. To jak czułam się te parę lat temu. Tak jakby na chwilę dawna Magda wróciła i dopiero teraz czułam że to jest coś co powinno już zostać. Jednak nie mogę pozwolić sobie na to, mam męża i dzieci chociaż by ze względu na te dwie istotki nie mogę zniszczyć im życia, odebrać coś co tak bardzo kochały. Coś co tak bardzo kochały...już raz komuś to odebrałaś, możesz przecież zrobić to drugi raz. Tak teraz będę kłóciła się z samą sobą, kiedy obok siedzi Pattie i czeka aż jej odpowiem. - To też jest dla mnie trudne. Widzisz, przez te wszystkie lata nie było dnia żebym nie pomyślała o Justinie i o tym jak to wszystko się zaczęło. To były najwspanialsze chwile w moim życiu, jednak po śmierci Demi to już nie było to samo. Czułam się osaczana z każdej strony, ból w sercu rósł z każdym spojrzeniem na Justina. Było mi ciężko odchodzić od was, Tym bardziej, że zrobiliście dla mnie tak dużo, ale gdybym miała patrzeć tylko pod tym względem nigdy bym siebie nie zadowoliła. - Wyjaśniłam jej, wtedy uśmiechnęła się do mnie, ocierając łzy. - Rozumiem cię bardzo dobrze, ale proszę jeżeli cię już zobaczył to nie zostawiaj go. Tylko o to proszę, to nie jest dużo, a może mu pomóc. - Widziałam w jej oczach desperacje. W środku mnie słyszałam tylko Wypuść mnie!! Nooo głupia jesteś! Miłość twojego życia leży właśnie w szpitalu a ty marnujesz siebie z Łukaszem! Tam jest Justin! Twój Justin!
Cholera gdybym wiedziała, że te wakacje tak będą wyglądały nigdy bym tutaj nie przyjechała. - Chodźmy do Justina. - Odezwała się Pattie i wstając z krzesła wzięła mnie za rękę i poszłyśmy korytarzem do sali.

- Witaj kochanie jak się czujesz? - Zapytała miłym tonem głosu, całując go w czoło, spojrzał tylko na mnie lekko zdziwiony, że jego mama jest w takim dobrym humorze. - Dobrze mamo. Lekarz powiedział, że prawdopodobnie już jutro wyjdę. - To wspaniale. - Ucieszyła, się. - No dobrze, chodźcie mieliśmy tylko na chwilę wpaść. Przyjedziemy jeszcze wieczorem, do zobaczenia. - Cała rodzina pożegnała się z nim i wyszli. - Tak, moja mama dalej taka opiekuńcza jak widzisz. - Zażartował, podnosząc się na łóżku. Nie miał bluzki, przez co mogłam ponownie ujrzeć jego tatuaże. - Tak trochę ich zrobiłem... - Odezwał się, wiedząc czemu się przyglądam. - Noo trochę tego jest, nie rozumiem po co. - Pokręciłam głową w rozbawieniu. - Taki nałóg. - Wyjaśnił, a ja się zaśmiałam. - Serio jutro wychodzisz? - Zapytałam ciekawa czy mówił poważnie. - Tak. Alfredo przyjedzie jutro po mnie i zawiezie mnie do domu. - Wyjaśnił, a mi wpadł do głowy świetny pomysł. - To może też przyjadę, ugotuję ci coś. Hmm? Na pewno przez pierwszy dzień wypadało by żebyś leżał, a Oliwii też nie wypada żeby się przemęczała. - W tym momencie nie chciałam wracać do hotelu, więc zaproponowałam swoją pomoc Justinowi. Swoją drogą dalej jest tak samo przystojny jak kiedyś.
- Serio? Mogła byś? - Chyba nie bardzo mógł uwierzyć że wymyśliłam coś takiego. - Pewnie, pojadę już dziś, zrobię zakupy, ogarnę i jutro będziesz mógł wrócić do czystego i pachnącego domku? Co ty na to? - Zaśmiałam się. - Nieee głupio mi. Zadzwonię po panią która sprząta mi dom i ogarnie to. - Ejj przecież ja tutaj chce pomóc, a on mi nie pozwala...Ja nie będę miała co dziś robić przecież... - Nie gadaj tyle, tylko daj kluczyki do domu. - Wstałam i wyciągnęłam rękę oczekując aby podał mi to o co prosiłam. - A co na to Łukasz? - Zapytał i to było właśnie to pytanie którego usłyszeć nie chciałam. - A co cię obchodzi Łukasz? Skoro tu jestem to chyba nie ma nic przeciwko nie? - Wzruszyłam ramionami. - No dobrze, ale w takim razie pozdrów go ode mnie i proszę.. - Sięgnął do szafki. - Tu są kluczyki. Kasę na zakupy znajdziesz tam gdzie zawsze. - Podał mi klucze do reki, na co się uśmiechnęłam. - Dzięki i do zobaczenia jutro. - Puściłam mu oczko i przytuliłam go.

Wyszłam tylnym wyjściem i wzięłam taksówkę, która zawiozła mnie do domu Justina. - Dziękuję, proszę tu pieniądze, reszty nie trzeba. - Uśmiechnęłam się do kierowcy i wysiadłam. Podeszłam do bramki i weszłam na posesje Jussa. Nic się nie zmieniło, a przejście przez ten próg był takim wspomnieniem jak to robiłam kiedyś. Było tak dziwnie. Szczerze to nie wiem co zrobię jak wejdę do samego domu, w którym taki wiele się wydarzyło. Przeszłam kawałek i zatrzymując się przed drzwiami już uderzyła mnie fala wspomnień. Wzięłam głęboki oddech i przekręciłam klucz wchodząc następnie do środka. Zamknęłam drzwi, i popatrzyłam na korytarz, przeszłam do kuchni i przypomniała mi się pierwsza wizyta w tym domu...

-
yy. Justin, ale to jest twój dom, a ja chciałam do siebie wracać.
- no wiem, ale tacie nie powiedziałaś o której konkretnie będziesz. A jednak tu będziesz najczęściej.
- Ehh no dobra.
Weszliśmy. Wewnątrz było ślicznie, tak przestronnie i jasno. Pokazał mi każdy zakątek jego domu. Potem wyszliśmy na ogród. Był tam duży basen. - To co może mała kąpiel?
- tak, jasne, czekaj tylko założę strój kąpielowy... - powiedziałam z sarkazmem.
- no ale po co? Skoro możemy... - nie dokończył.
- ooo nie, co to to nie, mój drogi. - uśmiechnęłam się i kiwałam przecząco głową, jednocześnie odpychając go lekko.


Na wspomnienie tego momentu poczułam dziwne ukłucie w klatce piersiowej i zanim się spostrzegłam siedziałam na schodach i czułam łzy lecące po moich policzkach. To był smutek i tęsknota za tym co było kiedyś i utrata tej perspektywy jak wspaniale mogło by być. Jednak ja wolałam odpuścić, bo nadeszła jedna gorsza chwila w życiu więc postanowiłam odejść. Tak długo walczyłam o moje marzenia, o prawdziwą miłość, o niemartwienie się ...I co mi z tego wyszło? Moje marzenia pożegnały się wraz moją prawdziwą i szczerą miłością. A to o niemartwieniu się o nic? Też gówno wyszło...Codziennie wstaje z myślą, że zostawiłam Justina w taki a nie inny sposób...

Kiedy już uspokoiłam swoje emocje weszłam do kuchni, potem przeszłam do salonu i wyszłam na ogród i basen przy którym też wiele się działo, jednak nigdy nie zapomnę tego poranka kiedy siedziałam na ogródku i myślałam nad wszystkim a potem przyszedł Justin i rozmawialiśmy o nas i tym co podziało się między nami.
Ok 8 wstałam. Juss jeszcze spał, nie chciałam go budzić, więc poszłam się umyć i przebrać. Zjadłam śniadanie i poszłam na ogród. Był dość duży więc mogłam sobie pospacerować, Koło grządki z kwiatami było dużo chwastów, więc postanowiłam je wyplewić. Poszłam do domku z rzeczami dla ogrodnika, wzięłam wiaderko na odpady i rękawiczki. Przyklękłam i zabrałam się do roboty, było ciepło, ale lekki wiaterek umilał pobyt na podwórku. Kiedy skończyłam, zaniosłam wszystko na swoje miejsce i poszłam w głąb ogrodu. Była tam ławeczka więc postanowiłam usiąść. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w śpiew ptaków, i szum wiatru. Wyciszyłam się. Myślałam o tym co w moim życiu się zmieniło, co się wydarzyło, a co nastąpi...
Jeszcze do niedawna byłam zwykłą nastolatką, z marzeniami, która chodziła do szkoły i była rozchwytywana przez chłopaków. Miałam swojego idola, którego słuchałam codziennie, marzyłam o tym, żeby go poznać i choć przez moment móc z nim porozmawiać. A teraz nie dość że spełniam moje marzenie odnośnie muzyki, to mieszkam w Los Angeles a mój idol w tym momencie jest moim chłopakiem, a raczej narzeczonym i jestem z nim w ciąży. Z jednej strony to coś fantastycznego, a z drugiej strony mam dopiero 18 lat i już takie rzeczy w moim życiu się podziały. Nagle usłyszałam jak ktoś mnie woła. Tak to był on, ten sam który do niedawna był moim idolem, a teraz jest tu ze mną i mnie kocha.
- Magda, tu jesteś, szukałem cie.
- No to znalazłeś.
Usiadł przy mnie na ławeczce. - Dawno wstałaś?
- No około 8.
- I czemu mnie nie budziłaś?
- No bo tak sobie spałeś, a ja się potem wybrałam na zwiedzanie ogródka.
- a wiesz która jest godzina?
- Nie...
- 12 kochanie.
- Co?! Niemożliwe...
- Haha No a jednak, co ty tu robiłaś tyle czasu?
- Najpierw troszkę plewiłam, a potem sobie usiadłam i myślałam. - przytuliłam się do niego.
- A o czym tak myślałaś? Jeśli mogę wiedzieć.
- O tym wszystkim co podziało się w moim życiu ostatnimi czasy. Że byłam zwykłą dziewczyną z marzeniami, która posiadała swojego idola, a teraz spełnia swoje marzenie a jej idol siedzi teraz koło niej na ławeczce i tak po prostu ją kocha.
- No ale zapomniałaś o jeszcze jednym małym szczególe.
- Tak? Jakim?
- Że za niedługo ta dziewczyna i jej idol będą mieli dziecko.
Tak pamiętam to dobrze, słońce świeciło, ptaszki śpiewały, ukochany przy boku i ten wewnętrzny spokój. To coś czego nie doznałam przez te 8 lat. Tak wiem pomyślicie teraz ,,A co z Łukaszem? Podobno go kochasz” Tak kocham, ale druga połówka każdego z nas jest tylko jedna i moją jest Justin. Wiem, że głupio zrobiłam zostawiając go skoro teraz mówię że jest miłością mojego życia. Ale byłam wtedy młoda i zdesperowana. Dlatego go zostawiłam, nie przemyślałam tego nawet za dobrze, po prostu wstałam spakowałam się i zostawiłam list na pożegnanie. Już więcej się nie widzieliśmy. Potem poślubiłam Łukasza, urodziła się Brooklyn i potem doszła Basia. Teraz jest za późno żeby to wszystko zmienić.
A może i nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz