środa, 14 grudnia 2016

8. Początek

Cały dzień wydzwaniał do mnie Łukasz. Około godziny 17 już odebrałam – Słucham? - Zapytałam grzecznie na wypadek jak by to miała być Broke albo Basia. - Gdzie ty jesteś? - Zapytał lekko zmartwionym głosem. - Nie powinno cię to interesować przecież i tak mi nie uwierzysz. - Zaczęłam, a w odpowiedzi dostałam tylko westchnięcia. - Przyjdę jak będę miała taką ochotę, a jak na razie to przykro mi ale muszę kończyć bo jestem zajęta. - Rozłączyłam się, ale po chwili jednak dostałam smsa
Od: Łukasz
Gdzie jesteś? Wrócisz na noc? Kochanie przepraszam...
Tak myśli, że tym zamartwianiem się i czułym słówkiem mnie przekona? Jak tak to się grubo myli
Do: Łukasz
Jak wrócę to wrócę. Będę późno w nocy pewnie i około 7 też wyjdę i nie będzie mnie cały dzień. Wieczorem będziemy mogli wyjść gdzieś całą rodziną. A jak na razie daj mi spokój.
Wysłałam i wróciłam do porządków. Jednak cały dzień wystarczył mi, żebym ogarnęła dom. Oczywiście pierwsze co rzuciło mi się w oczy kiedy weszłam do salonu to stół zawalony alkoholem jakimiś lekami i chyba narkotykami. Oczywiście nie wahałam się nawet przez sekundę co z tym zrobić. Wzięłam worek i wszystko jak leciało wyrzuciłam. Pewnie mnie za to zabije, ale nie bardzo się tym przejmowałam. Kiedy otworzyłam lodówkę i zobaczyłam trunki typu piwo albo wino również wyrzuciłam, żeby go nie korciło. Chociaż z drugiej strony jest dorosły i może po prostu iść do sklepu i kupić sobie alkohol.

Postanowiłam nie myśleć teraz o tym i poszłam zrobić mu jakieś zakupy. Jednak najpierw zadzwoniłam do Justina, żeby upewnić się co może jeść a czego jeszcze nie.
- Halo? - Odebrał bardzo szybko. - Justin idę do sklepu, co ci kupić? Co lekarz mówił że możesz? - Zapytałam zamykając dom i wychodzą na ulicę. - Nie wiem co mogę ale na pewno nie mogę jeść nic ciężko strawnego i tłustego... - zrobił przerwę na myślenie. - W sumie to miałem płukanie żołądka to muszę powoli wszystko dodawać do mojej diety. - Zakodowałam i w sumie to ma rację nie pomyślałam o tym. Z tego stresu to zapominam o wszystkim. Kurcze nie powinnam tak pomagać Justinowi, ja w ogóle powinnam trzymać się od niego z daleka.
- Haaalo Magda tu ziemia, słyszysz mnie? - jego głos wydobył się ze słuchawki wyciągając mnie tym samym z zamyślenia. - Tak, tak słyszę. Dobra to ja idę do sklepu i do zobaczenia jutro. - Zakończyłam rozmowę i weszłam do jednego z większych spożywczych w tej okolicy.

Wzięłam koszyk i szłam po kolei stoiskami i patrzyłam co mogło by mi się przydać. Było tego dużo, bo sama wiem po sobie, że jak by mi przyszło jeść codziennie to samo dietetyczne jedzenie to bym chyba już z głodu umierała, dlatego jemu przygotuję parę potraw i będzie mógł sobie wybrać.

Kiedy miałam już pełen koszyk poszłam do kasy i zaczęłam wyciągać moje zakupy aby ekspedientka mogła podliczyć to co miałam zamiar kupić. Pani była bardzo miła i nawet ją pamiętam...że też jej się nie znudziła ta praca z tego co pamiętam to pracuje tutaj już około 10 lat, więc można powiedzieć, że staż to ona ma tutaj niezły. - Razem będzie 210 dolarów. - Odezwała się i z uśmiechem czekała, aż dam jej pieniądze. Wyciągnęłam więc portfel i podałam jej gotówkę. Następnie zapakowałam wszystko do siatek i poszłam pod sklep. Wyciągnęłam telefon i kiedy chciałam zadzwonić po taksówkę usłyszałam męski głos – Magda? - Odwróciłam się w stronę skąd dochodził i kiedy ujrzałam Michaela od razu się uśmiechnęłam od ucha do ucha. - Rany Michael! - Przytuliłam go co w sumie odwzajemnił z taką samą radością. - Co ty tu robisz? - Zapytał, ciekawy bo po moim wyjeździe nie utrzymywaliśmy kontaktu. - Emmm... to długa historia ale ogółem to jestem z rodziną na wakacjach. - Uśmiechnęłam się do niego. - Kurcze wypadało by się spotkać i pogadać! Wiesz w ogóle co się dzieje z Justinem? Podobno teraz jest w szpitalu... - Kurcze i co ja mam mu powiedzieć że wiem? Jak tylko mu to powiem, to zacznie się rozmowa o Jussie, a ja jakoś nie mam ochoty na ten temat rozmawiać. - Ej w sumie może cię podwiozę i pogadamy tak jak kiedyś? - Cholera myśl! Magda myśl jak z tego wybrnąć bo on przecież nie może cie podwieźć pod dom Justina. - Ee nie dzięki, właściwie to śpieszy mi się a ty dopiero widzę wchodzisz do sklepu, spoko zadzwonię sobie po taksówkę. - uśmiechnęłam się do niego z nadzieją że to kupi. Wiem, że kiedyś bardzo mi pomógł, bo w sumie był pierwszym który dowiedział się że wylatuje z USA i wracam do domu i jeszcze mnie na lotnisko zawiózł. Jednak ja nie chce rozmawiać na temat mojego nieudanego związku z Justinem. To jest zakończony tema i nie ma już o czym mówić, a on i tak będzie nawiązywał wszystko do jednego punktu, który bardzo chce omijać. - na zakupy mogę wpaść później a spotkać się z tobą raczej nie. - No i mi się nie udało...ale dalej będę twierdziła że bardzo mi się spieszy i nie mam czasu... - Wiesz co, naprawdę ci dziękuję, ale nie mogę, dziś i w ogóle nie bardzo mam czas bo wiesz córka mi się rozchorowała i muszę z nią siedzieć. -
Brawo Magda! W myślach przybiłam sobie piątkę, za tak błyskotliwie szybkie myślenie. - Oj to chodź podwiozę Cię chociaż. - Cholera czy on nawet aluzji nie może załapaż?! - Michael powiem w prost bo delikatnie nie rozumiesz. Nie chcę żebyś mnie odwoził bo wiesz ja mam bardzo zazdrosnego męża i on nie zrozumie tego że jesteś tylko znajomym z kiedyś. - Taaak miało być szczerze...no teoretycznie to Łukasz jest zazdrosny...ale by zrozumiał że to kolega tylko ...chyba...
- No to chyba, że tak. To w taki razie trzymaj się i powodzenia. - Przytulił mnie na odchodne i wszedł do sklepu a ja zadzwoniłam spokojnie po taksówkę i pojechałam do domu Justina.

Około godziny 21 zaczął dzwonić mi telefon. Podeszłam do torebki i wyciągnęłam go z niej nie patrząc nawet na to kto dzwoni. - Halo? - Zapytała, wyłączając kuchenkę bo właśnie kończyłam gotować. - Mamusiu gdzie jesteś? Cały dzień cię nie było... - Głos Brooklyn
wyłonił się z mojej słuchawki. Był już lekko śpiący co oznaczało, że nie może zasnąć, (czasami tak ma i wtedy muszę być ja) więc powinnam wracać do hotelu. - Kochanie, musiałam pomóc przyjacielowi, ale już do ciebie pędzę, dobrze? - Zapytałam głosem spokojnym. Jednak było mi przykro, że jestem tutaj na wakacjach z nimi ale w ogóle nie spędzam z nimi czasu. - Dobrze, będę na ciebie czekała. - Jej kochany i słodki głosik spowodował że moje serce się złamało, bo nie było mnie wtedy kiedy moja córka mnie potrzebowała. Czułam wyrzuty sumienia...zamiast być z rodziną ja siedzę u mojego byłego chłopaka w domu i sprzątam mu w domu i gotuje dla niego.

Kiedy tylko pożegnałam się z Brooklyn, wyłączyłam wszystko u Jussa i wychodząc zamknęłam dom. Taksówka już na mnie czekała, więc wsiadłam i pojechałam nią do hotelu gdzie mieszkałam. - Dziękuję. - po zapłaceniu pożegnałam się i wysiadłam. Następnie weszłam do środka i wjechałam windą na nasze piętro. - Jestem już. - Powiedziałam cicho, bo jednak miałam nadzieję, że małej udało się zasnąć ale na nic zdała się moja nadzieja. - Mama!! - Brooklyn przybiegła do mnie i mocno mnie przytuliła. - Gdzie byłaś? Pomagałaś Justinowi? - Zapytała, a ja nie bardzo wiedziałam co mam powiedzieć. Postanowiłam jednak powiedzieć jej prawdę, przy okazji nie będę potem musiała samemu Łukaszowi tego opowiadać. - Kochanie byłam u Justina w domu bo wiesz...musiałam mu ugotować coś bo jutro wychodzi już ze szpitala. - Wyjaśniłam jej, a kątem oka zauważyłam jak Łukasz przeciera twarz dłońmi. Robi tak zawsze kiedy jest zdenerwowany, a w tym przypadku był i to raczej nie trochę a bardzo... - To dobrze, a będę mogła z tobą jutro do niego jechać? - Mała zapytała i w tym momencie do rozmowy wtrącił się ten któremu ta cała sytuacja była wybitnie nie na rękę. - Brooklyn jest późno do spania. - Mała pokiwała głową i poszła w stronę swojego łóżka ciągnąc mnie za sobą. Położyłam się koło niej i mała wtulając się we mnie zasnęła po około 10 minutach.

Kiedy wstałam, widziałam, że Łukasz już czeka na mnie i chce porozmawiać, ale wtedy nie byłam pewna czy ja tego chce. Odeszłam od łóżka Brooklyn i podeszłam do szafki z naszymi rzeczami chcąc wziąć jakąś piżamę. - Magda możemy porozmawiać? - Podszedł do mnie z tym swoim skruszonym wzrokiem, który w tamtym momencie na mnie nie działał. - Nie, przepraszam ale nie mam ochoty. - odeszłam od niego i poszłam w stronę łazienki, ale poczułam, że Łukasz łapie mnie za nadgarstek. - Maga proszę cię. - Westchnęłam i spojrzałam na niego. - Dziewczyny śpią i będą słyszały porozmawiamy jutro. - Pociągnęłam ręką tak, ze wyrwałam ją z jego uścisku i weszłam do łazienki. W tamtym momencie w ogóle nie miałam ochoty tam być. Gdyby nie Brooklyn to pewnie spędziła bym noc w domu u Justina.

Po bardzo długiej kąpieli wyszłam z łazienki i nie patrząc się na niego położyłam się do łóżka. Wiedziałam, że nie śpi. Wkurza mnie to, że mógł pomyśleć że skoro pojawił się Juss w moim życiu na nowo to ja już od razu będę go zdradzała. Nigdy bym nie pomyślała, że mój własny mąż tak o mnie pomyśli.

Na następny dzień obudziły mnie dziewczyny rozmawiające z Łukaszem. - Czemu mama nie była z nami na śniadaniu? - Zapytała Brooklyn. - Bo widocznie jest zmęczona i potrzebuje więcej snu. - Kiedy tak ich słuchałam doszło do mnie że jest już bardzo późno. Otworzyłam szybko oczy i wyskoczyłam z łóżka. - Która godzina? - Zapytałam gorączkowo szukając mojego telefonu albo zegarka, żeby sprawdzić czas. - 8:32 – Odpowiedziała Basia, a ja posłałam jej wdzięczny uśmiech. - muszę się zbierać, będę około 16 to pójdziemy gdzieś co wy na to? - Zapytałam ich biorąc z torby jakieś ubrania. - A gdzie idziesz? Możemy z tobą? - Słyszałam w głosie Basi nadzieję, że im na to pozwolę. Wyprostowałam się i patrząc na Łukasza odpowiedziałam im z pewnością w głosie. - Tak, myślę że możemy dać tacie jeden dzień wolnego. - Widziałam w jego oczach złość przeplataną smutkiem.

Kiedy dziewczyny i ja się wyzbierałyśmy była godzina 9 więc musiałyśmy szybko jechać do domu Justina, żeby jeszcze coś ogarnąć i dogotować jedzenie. - Gdzie dziś będziemy? - Zapytała Basia patrząc przez okno i obserwując ludzi na chodniku. - W domu Justina, bo wychodzi ze szpitala i zobowiązałam się mu pomóc. - Kiedy tylko usłyszała słowo Justin i doszło do niej że spędzi ten dzień z nim jej oczy zabłyszczały i nie mogąc w to uwierzyć z radości myślałam że wyleci z samochodu. Broke nie bardzo wiedziała o co chodzi, jedyne co do niej doszło to, to że będzie duży ogród w którym będzie mogła się bawić.

Po około 30 minutach zajechałyśmy pod dom Justina i wysiadłyśmy z samochodu. Basia dalej nie mogła uwierzyć, że jest tutaj naprawdę i kiedy tak stała i patrzyła się na dom buzia otwierała jej się coraz szerzej. - hej piękna zamierzasz dziś tutaj wejść?
Nagle się ocknęła i podeszła do nas. Pod drzwiami zaczęłam szukać w torebce kluczy i kiedy je znalazłam włożyłam do zamka po czym przekręciłam w prawo i otworzyłam. Pozwoliłam dziewczyną wejść najpierw, kiedy Broke weszła, jej reakcja była jak każdego chyba dziecka – Wow mamo ale tu jest ładnie! I wszystko takie wielkie! A gdzie jest ogródek? - Zapytała patrząc na mnie. W rękach trzymała swój plecak z zabawkami, które na dziś sobie przygotowała. - Chodź pokażę ci. - Wzięłam małą za rękę, kątem oka sprawdzając czy z Basią jeszcze wszystko w porządku. Stała znowu z otworzoną buzią i nie wiedziała gdzie się ma patrzeć. Zanim zostawiłam ją samą musiałam jej powiedzieć, że nie ma żadnego wchodzenia na piętro, żadnych zdjęć i pisania do koleżanek że tu jest. - To ma zostać między nami i koniec dobrze? - Upewniłam się czy dobrze mnie zrozumiała. Pokiwała głową więc mogłam spokojnie zaprowadzić małą na ogród.

- Tylko kochanie uważaj na basen bardzo cię proszę. Plus bądź tylko tutaj i uważaj na siebie jak będziesz czego potrzebowała to krzyknij i przyjdę. - Uśmiechnęłam się do niej i weszłam z powrotem do domu, akurat zaczął dzwonić mi telefon. Szybko odebrałam i oczywiście był to nikt inny jak Justin. - Halo?
- Już jadę do domu, wszystko w porządku?
- Tak, ogarnęłam, zakupy zrobiłam więc jest super. Tylko jest jakby sprawa. - Zaczęłam i nie bardzo wiedziałam jak mam dokończyć. - Bo są ze mną moje córki, nie będzie to problem? - Cholera teraz poczułam się jak jakaś pomoc domowa, która pyta swojego pracodawcę czy może przyjść do pracy z dziećmi. - Oczywiście że nie! Z miłą chęcią je poznam. - To było dziwne ale to brzmiało tak jakby się ucieszył. Nie wiem z czego, ale to dobrze, przynajmniej może poświęci trochę czasu Basi która chodzi po domu i kręci z nie do wierzeniem głową. - No to super, my czekamy na ciebie. - Pożegnałam się z nim i odłożyłam telefon na blat w kuchni. - Justin już jedzie, będzie za niedługo. - Oznajmiłam a oczy Basi się zaświeciły. - Czy ty to rozumiesz?! Jestem w Domu Justina Biebera! To jest jak spełnienie marzeń! - Zaczęła mnie przytulać i dziękować że ją ze sobą wzięłam. - Hahaha i pomyśleć że kiedyś byłam taka jak ty... - Spojrzałam na nią z uśmiechem na twarzy. - A czy możesz mi opowiedzieć jak to było z tobą i Jussem? - Westchnęłam i stwierdziłam, że w sumie mogę jej powiedzieć bo wiem, że ona i tak nikomu nie powtórzy.
- No to było tak że on zaczynał swoją karierę, a ja byłam po prostu jedną z wielu Beliebers. Pewnego dnia zobaczyłam, że jest konkurs w którym można wygrać spotkanie z nim, wystarczyło napisać tylko czemu chce się z nim spotkać i stwierdziłam, że nic mi się nie stanie jak napiszę więc wysłałam list i czekałam. Jednak nie dostawałam żadnej odpowiedzi, ale pewnego dnia...
Wparadowała mama do mojego pokoju i mówi mi że muszę się w miarę szybko zebrać bo ma dla mnie niespodzianke. No ja oczywiście powiedziałam jej ze nie teraz bo śpię, a jak to w wakacje bywa lubię sobie pospać dłużej. Na co moja mama odparła ze jeżeli zaraz nie ogarne pokoju i siebie to żadnej niespodzianki nie będzie ale to na moje własne życzenie. I wszyła z pokoju. Pomyślałam ze może być to coś fajnego, więc się wyzbierałam i poszłam się umyć i ubrać, następnie pościeliłam łózko i ogarnęłam w pokoju. W międzyczasie zupełnie zapomniałam o jakiejkolwiek niespodziance bo byłam zbyt zaspana. Zeszłam na dół a moja mama poprosiła mnie żebym ubrała się tak jak bym zaraz miała wyjść na miasto. Ja zaskoczona i jednocześnie zbulwersowana ze nigdzie nie ide poszłam do kuchni coś zjeść. Mama pobiegła za mną i powiedziała mi ze nic nie będę jadła dopóki nie zrobie tego o co mnie prosi. No to się zgodziłam i poszłam się przebrać. W międzyczasie zastanawiałam się o co może jej chodzić ale nie doszłam do żadnego konkretnego wniosku. Po ponownym zejściu na dół spytałam się mamy czy już mogę zjeść śniadanie, a ona na to czy nie jestem ciekawa jaka to jest niespodzianka. A ja w tym momencie już się obudziłam i stanęłam jak wryta i mówie ze oczywiście ze jestem ciekawa ale kompletnie o niej zapomniałam. A mama na to ze zaraz zobacze za jakieś 20 min powinna dotrzeć ta niespodzianka. Osłupiałam. Stałam przy drzwiach i wypatrywałam ale mama mnie odganiała. Zastanawiałam się co albo kto może to być. W międzyczasie przeszła mi myśl o moim bracie starszym i jego żonie bo na ich widok zawsze się ciesze. W pewnym momencie mama poprosiła mnie żebym zajrzała do łazienki i wyłączyła pralkę. No to pędem pobiegłam na górę kiedy wychodziłam z łazienki usłyszałam odgłos otwieranej bramy, nie wiedzieć czemu zwolniłam i stanełam. Zaczełam nasłuchiwać. Usłyszałam głos mojej szwagierki ale nie słyszałam jej za dobrze, w sumie to jej nawet nie rozumiałam. I wreszcie otworzyły się drzwi. Moje serce już nie waliło bo wiedziałam że ta niespodzianką jest wizyta brata i jego żony. Zgadłam! Gdy drzwi się zamknęły usłyszałam, że moja mama już ich przywitała i pomyślałam kogo Ania (szwagierka) przyprowadziła? Pomyślałam że to ktoś od niej z rodziny. I W tym momencie moja mama mnie zawołała odpowiedziałam głośno ''już ide!'' i usłyszałam szept i chichot 3 osób na dole. Zeszłam i uniosłam głowę i zobaczyłam najpierw uśmiechniętą mamę potem moją szwagierkę a następnie... JUSTINA BIEBERA!!!!!Tak to był on!! Uśmiechnięty i radosny patrzył się na mnie! Moje serce podeszło mi do gardła, łzy same poleciały. Usiadłam na schodach. Podszedł do mnie i powiedział: - Ej co jest? To tylko ja Juss! nie płacz bo i mnie się udzieli!
Podniosłam głowę i popatrzyłam się w jego piękne oczy i zapytałam: - ale jak to? Ty tutaj?
Justin odparł: - no tak był bym zapomniał! Gratulacje wygrania konkursu!
Te słowa były wspaniałe! Juss usiadł koło mnie na schodach i mocno mnie przytulił dodając: - to co, już? Nie będziesz płakała? Może i faktycznie jestem brzydki i aż strach się na mnie patrzeć ale no żeby od razu płakać?!
Zaśmiałam się i powiedziałam - Haha.. nie no nie jesteś brzydki, ale nie zaskakuj mnie tak więcej! A tak w ogóle to jestem Magda.
Justin uśmiechnął się do mnie i powiedział: - Miło mi Cię poznać, ja jestem Justin ale ty chyba już to wiesz.
Rozmawialiśmy tak chwilkę i zaprosiłam go do swojego pokoju. Był pod wrażeniem że w przeciwieństwie do innych dziewczyn nie mam całego pokoju w Nim. Spodobało mu się to że nie mam tak wielu rzecz z nim na widoku, co świadczyło o tym, że nie mam obsesji.
Podczas naszej rozmowy oczywiście przeprosiłam go za mój angielski i jak by czegoś nie zrozumiał to żeby mówił a ja postaram się dokładniej wytłumaczyć o co mi chodzi. Odpowiedział mi ze właściwie to on mnie świetnie rozumie i nie jest tak źle jak mi się wydaje, bo normalnie się dogadujemy. Pytałam się go o wszystko, a on mnie. Byłam zdumiona że jego tez ciekawi moja osoba, ze jest ciekawy co lubię, a czego nie. Po około godzinie zaproponował mi wyjście na miasto. Ja oczywiście się zgodziłam.


- I tak to się zaczęło, najpierw przyjaźń potem związek i na końcu problemy oraz rozpad naszego związku. - Wyjaśniłam jej wszystko. Potem opowiadałam jej jak nagrywałam płytę i mieszkałam w Mediolanie. Była pod wrażeniem, że tak dużo udało mi się osiągnąć i za razem była pełna podziwu że zrezygnowałam z tego wszystkiego. Nasza rozmowa mogła ciągnąć się tak dalej gdyby nie dźwięk otwieranych drzwi. Wyszłam na hall żeby pomóc Justinowi. Kiedy go zobaczyłam razem z torbami szybko je od niego zabrałam. - Nie jestem małym dzieckiem poradził bym sobie. - Uśmiechnął się i przytulił mnie do siebie. - Wiem, ale czemu mam stać jak kołek kiedy mogę pomóc. - Wzruszyłam ramionami na co on się zaśmiał. - Dobra chodź do kuchni zjesz coś i pójdziesz się położyć.
- Ooo nie.. ja już mam dość leżenia, miałem nadzieję że mi odpuścisz. - Jęknął, na co zachichotałam. - Dobra chodź już.

Kiedy weszliśmy do kuchni Basia zesztywniała, widziałam że próbuje wyglądać na wyluzowaną ale zbyt dobrze ją znałam. - Oo ty pewnie jesteś...Basia tak? - Podszedł do niej i podał jej dłoń. Wtedy popukałam go po ramieniu, a on spojrzał na mnie. - Sądzę, że wolała by żebyś ją uściskał. - Ja się zaśmiała, Justin odwrócił się do niej i mocno ją objął. - Tak, jestem Basia a ta tutaj – Pokazała na mnie. - Lubi wprowadzać mnie w zakłopotanie. - Juss tylko spojrzał na mnie i z pogardą pokręcił głową a po chwili wszyscy się już śmialiśmy. Jednak naszą chwilę radości przerwał głośny płacz i dopiero po chwili doszło do mnie, że ten płacz należy do mojej córki. Wybiegliśmy z domu na ogród szukając wzrokiem Broke.
- Brooklyn!
- Tu- u je-jesteeeem! - Jej płacz był głośny i już wiedziałam gdzie jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz