środa, 27 listopada 2013

Epilog

Magda
W moim życiu naprawdę różnie bywało, byłam zwykłą dziewczyną, która fascynowała się muzyką i jej wielkim marzeniem było stanąc kiedyś na wielkiej scenie i zaśpiewac jedną z piosenek które komponowała. Moim idolem był Justin Bieber, kochałam jego muzykę, chciałam go kiedyś poznac, więc wzięłam udział w konkursie i... przyjechał do mnie do domu. Zamiast piszczec, skakac czy chociażby rzucic się na niego ja się rozpłakałam i schowałam tak żeby mnie nie zobaczył.
Potem....a potem to już się samo potoczyło. Zakochałam się w nim, a on we mnie i pomimo tylu przeciwności losu my byliśmy niezłamani. Nic nie było w stanie stanąc między nami i nas rozdzielic. Oczywiście raz mieliśmy dośc długa przerwę od siebie, ale to nie stało nam na drodze do ponownego zejścia się. Przeszliśmy wiele kłótni i nie zawsze się ze sobą zgadzaliśmy, ale dochodziliśmy do porozumienia.
W momencie kiedy myślałam, że zapomniał o moich 18 urodzinach, on przygotował fantastyczną kolacje w parku na altanie, to było bardzo romantyczne. Zaśpiewał mi wtedy pamiętam ''nothing like us”. To była nasza piosenka a potem powiedział wiele wspaniałych słów, które ogrzały moje serce.
Następnie...następnie oświadczył mi się na wierzy Eiffla w Paryżu. Oczywiście się zgodziłam bo to facet moich marzeń.
Było pięknie, kolorowo aż do czasu kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. 18 lat i dziecko... świat mi się zawalił, Justin i ja nie wiedzieliśmy co się dzieje i dlaczego akurat my, ale to również nie był problem. On mnie nie zostawił w tym ciężkim okresie wręcz przeciwnie postanowił się mną zaopiekowac. Przeprowadziłam się do niego do domu w Los Angeles i było wspaniale. Pokochałam to dziecko, było moim numerem 1. Czułam się najszczęśliwsza na świecie, nie było by chyba szczęśliwszej kobiety ode mnie. Za każdym razem kiedy patrzyłam na Justina widziałam miłośc i radośc z tego co mamy. Nie potrafię tego ubrac w słowa. To był najpiękniejszy czas w moim życiu, aż do czasu....
Zostałam zaatakowana przez jedną z psychofanek nożem i przetransportowana do szpitala, gdzie szybko nie odzyskałam przytomności, lecz kiedy już to się wydarzyło i zobaczyłam miny wszystkich dookoła mnie wiedziałam, że jest coś nie tak i pomimo zmęczenia musiałam dowiedziec się co jest grane.

 
- Dobrze się pani czuje? - Zapytał lekarz. - tak, tylko wszystko mnie boli, zwłaszcza brzuch. - Powiedziałam po czym szybko złapałam się za brzuch i popatrzyłam na lekarza potem na Jussa – A co z dzieckiem? Co z dzieckiem – w tym momencie lekarz popatrzył się na niego i powiedział, że musi iśc do innego pacjenta.
- Justin? Co się stało? Co z dzieckiem? Powiedz, że wszystko w porządku. - Byłam spanikowana. Patrzyła na wszystkich, oni tylko spuścili głowy i posłali Justinowi spojrzenie oznaczające współczucie. Wyszli, a ja nie wiedziałam o co chodzi – Justin – Powiedziałam płaczącym głosem. - Magda...nie wiem jak mam ci to powiedziec...- Wziął mnie za rękę.
- Powiedz, że z dzieckiem jest wszystko w porządku i że wszystko będzie dobrze – Zaczęłam płakac. - Magda...przykro mi ale nie mogę, dziecko zmarło. - Szybko zakryłam oczy rękami i zaczęłam strasznie płakac. - Nie, nie, nie, nie...- Powtarzałam w kółko. Justin wiedział co ma robic, usiadł koło mnie i objął mnie mocno. - To niemożliwe, ja tak nie chce! Proszę zrób coś! - powiedziałam ledwo słyszalnym głosem. - Przepraszam. - Trzymałam go bardzo mocno. Cała się trzęsłam i nie mogłam przestac płakac.
Moje dziecko zmarło zanim zdążyłam je poznac to niesprawiedliwe. Te dni były dla mnie strasznie ciężkie, nie mogłam się pozbierac, z nikim nie chciałam rozmawiac i nie miałam nawet ochoty jeśc. Nic nie miało dla mnie sensu, nie miałam wtedy nawet ochoty życ.
Minął rok....jeden bardzo długi rok od tych wszystkich strasznych wydarzeń. Już nie jestem załamana pogodziłam się z tym i co więcej jestem pewna, że Demi ma tam na górze dobrze i patrzy na mnie i czuwa nade mną.

Ja z Justinem poukładaliśmy sobie życie, niestety...ale osobno. Ja mam męża, a Justin żonę. Nie potrafiłam już z nim dłużej być, musiałam odejśc. Za każdym razem kiedy się na niego patrzyłam i widzę go gdzieś w telewizji to przypomina mi się Demi. W tamtym czasie było to dla mnie okropne, nie mogłam się z pogodzic z losem i zapomniec nawet o Demi bo Justin był obok. Chciało mi się płakac, gardło mnie ściskało i nie dawałam rady mówic. Wpadałam w coraz większą depresję.

W tydzień po pogrzebie zaczęłam się zastanawiac nad tym czy to wszystko ma dalej szanse bytu, czy ma jakikolwiek sens. Przez kolejny tydzień myślałam nad powrotem do domu i odejściem od Justina, aż w końcu pewnego dnia oglądaliśmy film, a do Justina zadzwonił Scooter, więc musiał jechac do wytwórni. W momencie kiedy się przygotowywał do wyjścia naszła mnie myśl, żeby zrobic to szybko. Kiedy tylko Justin opuścił dom poderwałam się szybko z kanapy wyłączyłam telewizor i pobiegłam na górę spakowac swoje rzeczy jak najszybciej. Niektóre mniej potrzebne zostawiłam (Oliwia mi je potem przesłała). Następnie zniosłam torbę i zadzwoniłam do Michaela, żeby zawiózł mnie na lotnisko. W międzyczasie, jak przyszedł wzięłam kartkę papieru i napisałam list pożegnalny do Justina:
Justin,

Skoro to czytasz, mnie już w domu nie ma. Nie ma również moich rzeczy. Wiem, że mnie za to znienawidzisz, ale ja już tak dłużej nie potrafię, nie mogę, więc postanowiłam odejśc. To jest cięższe niż myślałam, nie poradzę sobie z tym kiedy Ty będziesz przy mnie. Za każdym razem kiedy na ciebie spojrzę widzę Demi. Chociaż jej nie widziałam, wiem, ze była by podobna do Ciebie i pewnie miała by Twoje poczucie humoru i dar do muzyki, miała by dołeczki kiedy by się uśmiechała, a jej oczy były by pełne miłości jaką byś ją z pewnością otaczał. Wiem, że dla Ciebie to też nie jest prosta sprawa, ale zrozum mnie ja to dziecko nosiłam pod sercem, z każdym dniem mój żal się pogłębia chociaż tego nie widac.
Chciała bym Ci podziękowac za wspaniały czas jaki z Tobą spędziłam, za każdy uśmiech, pomoc i opiekę. Wiem, że zawsze mogłam na Ciebie liczyc tak jak ty na mnie, ale od teraz to się zmieni. Odchodzę i proszę Cię o to abyś nie kontaktował się ze mną, zostawiłam Ci iPhona którego od Ciebie dostałam. Nie dzwoń do mnie bo i tak nie odbiorę, nie wypytuj nikogo o mnie, bo nikt nic nie wie o tym, że wyjechałam. Zapomnij o mnie, o tym co między nami było i o tym że kiedykolwiek istniałam. Nie chce żebyś mnie szukał.
Przepraszam, mam nadzieję, że mnie zrozumiesz i uszanujesz moją prośbę o nie kontaktowanie się ze mną. To koniec Justin.
Do widzenia, jeszcze raz dziękuję i przepraszam.

P.s
W kopercie zostawiłam Ci pierścionek zaręczynowy, daj to kobiecie, która naprawdę na niego zasługuje.
            Kocham Cię
                                                                                                        Magda


Pisząc ten list płakałam, nie chciałam tego robic, przynajmniej nie byłam tego pewna. Jednak teraz z perspektywy czasu uważam, że to był dobry krok. Ciężki bo przepłakałam dużo nocy i moje serce bolało, ale nie widziałam innego wyjścia z tej sytuacji.

Z tego co wiem od Oliwi (bo tylko ona wiedziała co się ze mną dzieje) Justin zaczął mnie szukac. Wydzwaniał do wszystkich, totalnie się załamał, zaczął pic, popadł w narkotyki i imprezował (nie było to uzależnienie typu narkomania czy pijaństwo, ale no miał z tym do czynienia). Raz nawet przyjechał do Polski, ale udawałam że mnie nie ma, moja mama powiedziała, że mieszkam gdzie indziej, ale nie powie mu gdzie, bo ja sobie tego nie życzę. Miałam wtedy ochotę wyjśc z pokoju i mocno się do niego przytulic, ale wiedziałam, że nie mogę jak powiedziało się A to trzeba powiedziec B.

Jednak jak wspomniałam wcześniej ułożyliśmy sobie życia z osobami sobie bliskimi, ale o tym może później....

CIĄG DALSZY NASTĄPI...

_________________________________________

No i tak.....Smutno mi, ale za jakiś czas znowu się spotkamy :D

Pewnie zaskoczyłam Was tym epilogiem ale chciałam napisac coś oryginalnego (mam nadzieje, że mi jakoś wyszło).

Dziękuję Wam za to że byliście ze mną przez te wszystkie rozdziały prawie rok :* Dziękuję baaaardzo :)

No i najważniejsze!!!  Chciała bym wyróżnic osoby które komentowały :D
Jako te które najbardziej mi się rzuciły w oczy to te które komentowały każdy rozdział:
- Kucuś
- @PoliShSwaG_

Jako następne to :
- Kamila Roszkowskka
- Belieber
- Natalka_x
- Oliwia Bieber
- Klaudia Filip

+ kochane anonimki które się nie podpisywały :D Przepraszam jak kogos pominęłam, ale sprawdziłam tylko do 100 rozdziału jadąc od 118.

DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM i do zobaczenia mam nadzieję ;)

P.s
Wpisujcie się do zakładki ''ciąg dalszy (informowani)''

Much Love <3 @natala_belieber

czwartek, 21 listopada 2013

Rozdział 118

WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM!!

Nienawidzę pogrzebów, w sumie kto je lubi. Ten dzień jest wyjątkowo trudny dla mnie i Magdy. Wstałem o godzinie 7 i przygotowałem swój garnitur, wyprasowałem koszule i wypastowałem buty. Następnie przygotowałem śniadanie i poszedłem obudzic Magdę. - Hej skarbie, pora wstac, zrobiłem śniadanie chodź zjemy razem w ogrodzie. - Uśmiechnąłem się do niej, ale ona była jeszcze bardziej przybita. Wstałem z łóżka i łapiąc za klamkę usłyszałem – Nie jestem na to gotowa. - Odwróciłem się byłem w szoku że się odezwała, że chce ze mną porozmawiac. Podszedłem do niej, a ona mocno się do mnie przytuliła – Nasza mała dziewczynka Justin. - Słysząc to od niej moje serce stanęło, nie wiedziałem co mam jej powiedziec, co zrobic żeby jakoś jej ulżyc. - Magda, jej jest teraz dobrze, wiem że jest ci ciężko, tak samo jak i mnie ale najwidoczniej Bóg chciał tego bo do tego dopuścił i musimy się z tym pogodzic. Nie będzie łatwo ale z czasem na pewno będzie coraz lepiej. - Cały czas trzymałem ją w swoich objęciach. - Przepraszam Cię, że się nie odzywałam po postu ja nie jestem w stanie nic mówic bo za każdym razem kiedy usiłuje coś powiedziec moje gardło się ściska i zamiast mówic cokolwiek, łzy spływają mi po policzkach. - Pewnego rodzaju ulgę odczułem, bo Magda postanowiła się przede mną otworzyc, cieszę się z tego, ale jej cierpienie i smutne spojrzenie przyprawiają mnie o ból serca. - Nie masz za co przepraszac, rozumiem cię i jak widzisz jestem cierpliwy, a teraz chodź na śniadanie, a potem przygotujesz sobie ubranie. Wstaliśmy i udaliśmy się do ogrodu coś zjeśc, powoli, bo Magda jeszcze nie jest w pełni gotowa do szybkiego i sprawnego chodzenia.

Posprzątałem po śniadaniu, a potem pomogłem Magdzie się umuc. Potem wybraliśmy czarną sukienkę z krótkim rękawem dla niej i czarne bury na małym obcasie. Po ok 30 minutach byliśmy już gotowi do wyjścia. Kenny wraz z Davidem przyjechali po nas aby zawieśc nas do domu pogrzebowego. Kenny jako nasz przyjaciel chce być z nami w tym dniu. Szanowałem go za to.
- hej, jak się czujesz Magda? - Zapytał, ale Ona nie odpowiedziała tylko uśmiechnęła się do niego smutnym uśmiechem. Kenny podszedł do niej i ją przytulił, pokazując tym samym wsparcie. - No to chodźmy – powiedziałem i zamknąłem za nami dom.

Wyjechaliśmy na ulicę i już po ok 30 minutach byliśmy na miejscu. Było dośc sporo aut, dużo osób przybyło dziś żeby nas wesprzec. Wyszedłem z auta i pomogłem Magdzie wysiąśc. Kiedy wszyscy nas zobaczyli nagle ucichli i wzrok wszystkich spoczął na nas. Jako pierwsza podeszli moja mama, Oliwia i Alfredo. Uściskali Magdę, ale ona nadal cały czas kurczowo trzymała się mnie.

Na cmentarzy byli jeszcze Peter, Olivier, Selena, Chazz, Ryan, moi dziadkowie, Tata z Jaxonem i Jazzmyn oraz inni nasi znajomi.

Poszliśmy w stronę wejścia, nagle Magda się zatrzymała ciągnąc mnie – Justin, nie chce...ja nie chce tam wchodzic. Nie jestem jeszcze gotowa, ja nigdy nie będę na to gotowa. - Zaczęła szlochac. - Wtuliła się we mnie, a ja mocno ją objąłem, ludzie patrzyli się na nas ze współczuciem. Pokazałem im znak ręką żeby wchodzili do środka bo nam jeszcze troszkę zejdzie zanim wejdziemy.
Kiedy już wszyscy weszli spojrzałem na Magdę, a ona na nie zapłakanymi czerwonymi oczami. - Magda, kochanie, to jest nasza córka musimy ją pożegnac, to jest spotkanie z nią i chyba chcesz jej pokazac ze ją kochasz. - Pokiwała mi twierdząco głową, a potem cicho dodała – Ale Justin jak zobaczę tą małą trumienkę, to ja się całkowicie rozkleję, nie będę w stanie stac, ja... - przerwałem jej – Nikt od ciebie nie oczekuje, że będziesz się cieszyc, wręcz przeciwnie. Poza tym to jest teraz czas dla naszej trójki żebyśmy się mogli pożegnac, nie przejmuj się innymi okej? - Przytaknęła mi, i wzięła mnie pod rękę i weszliśmy do środka. W korytarzy rozmawiali Olivier z Peterem i Scoeterem – Hej – powiedzieli równo – Bardzo nam przykro – Magda spojrzała na nich smutnie i starała się uśmiechnąc, ale nie była w stanie. Pastor zaprosił wszystkich już do środka. Każdy wszedł do głównej sali my na końcu, bałem się zobaczyc ten okropny widok, ale musiałem być twardy dla niej. Magda zaczęła się trząśc z nerwów, Weszliśmy do pomieszczenia i na środku stała trumna z naszą córeczką, Magda nie wytrzymała – O mój Boże... - Zaczęła płakac, tak strasznie płakac i wtuliła się we mnie, ja też nie już nie mogłem, moje oczy napełniły się łzami, starałem się je zetrzec, ale na próżno. Zaczęły spływac po policzkach. - Nie, nie, nie...moja mała córeczka... - Magda płakała trzęsąc się w moich ramionach. Staliśmy tam, a inni starali się wytrzymac lecz moja mama, Oliwia, dziadkowie i tata oni płakali razem z nami, reszta się trzymała. Nie mogliśmy się ruszyc, wreszcie podeszli do nas Alfredo z Kennym i pomogli dojśc nam do naszych krzeseł. Oboje usiedliśmy. Nie mogłem się patrzec na ta małą trumienkę z...z Demi w środku.

Pastor zaczął msze, jednak my nie byliśmy w stanie wstac ani razu, zwłaszcza Magda, cały czas kurczowo się we mnie wtulała płacząc.

~*~

Na cmentarzu panowała cisza, słychac było jakiegoś psa w oddali i jeżdżące samochody oraz …. płacz i pociąganie nosami. Ja i Magda staliśmy przed trumną, żegnając się z małą każdy w ciszy. Po ok 30 minutach cała ceremonia się zakończya, i wszyscy zaczęli odchodzic zostaliśmy tylko my z Magdą.
- Demi...nie wiem co mam ci powiedziec, tak naprawdę pierwszy raz z tobą rozmawiam, dlatego może jest mi tak ciężko. Nie masz pojęcia jak bardzo chciał bym ,żebyś była teraz z nami, zrobił bym wszystko aby twoje życie było jak najlepsze, był bym najlepszym tatą jak tylko by się dało, uchylił bym ci cały świat, a jak byś cierpiała dorwał bym kogoś kto by zrobił ci krzywdę. Mam jednak nadzieję, że teraz jest ci tam na górze dobrze. Spoczywaj w spokoju córeczko. - Moje oczy były czerwone od płaczu, jednak Magdy były zapłakane. Tak strasznie chciał bym zabrac od niej ten cały ból, smutek i żal. - Chodźmy kochanie. - powiedziałem do niej cicho, a ona bez słowa odwróciła się i poszła ze mną do auta.

W domu od razu poszła do sypialni i się tam zamknęła. Nie chciałem jej już męczyc, więc poszedłem do salony usiąśc i w spokoju pomyślec. Lecz kiedy tylko zdjąłem marynarkę zadzwonił mój telefon. Odebrałem – Halo?
- Cześc synku, jak się czujecie? - Powiedziała moja mama smutnym głosem.
- Skłamał bym jak bym powiedział, że dobrze, więc powiem prawdę. Jest do niczego mamo, nie chce takiego zakończenia, to jest nie sprawiedliwe, my nie zasłużyliśmy na takie cierpienie. - mój głos drżał.
- Wiem Justin, to jest najgorsze co może być. Nam też wszystkim nie jest łatwo, jestesmy tutaj wszyscy i wspieramy Was pamiętaj.
- Dziękuję wam.
- A jak czuje się Magda, bo na jej widok aż serce się człowiekowi kroi że tak strasznie cierpi.
- Źle, od razu poszła do sypialni i się tam zamknęła, boję się mamo że wpadnie w depresję, że nie będę mał z nią kontakt...że ją stracę.
- Nie możesz tak myślec, musisz być teraz jej oporą i wspierac ją jak tylko będziesz dał rady najlepiej.
- Wiem, ale co z tego, że jak tylko ją widzę łzy same spływają mi po policzkach, to boli kiedy osoba która kochamy cierpi. - tłumaczyłem mamie, a nie było to dla mnie łatwe – Mamo ja nie zapomnę jak kiedyś rano nie mogłem jej znaleźc, a potem okazało się ze jest w ogrodzie. Wiesz co mi potem
powiedziała? Że jeszcze nigdy nie była tak szczęśliwa, że dzięki mnie i dziecku jest w tym miejscu w którym chciała być zawsze. - Przerwałem na chwilę, bo mój głos się załamywał – A teraz co? Nie ma dziecka, rana ja boli Boże mamo.... - nie wytrzymałem, dałem się ponieśc emocjom i płakałem.
- Justin, synku … - mojej mamie zabrakło słów do pocieszenia mnie.
- Nie musisz mnie pocieszac, nie da się tego zrobic. To boli i będzie bolało.

Po skończonej rozmowie z mamą odłożyłem telefon i opierając głowę o zagłówek kanapy, zamknąłem oczy i starałem się uspokoic. Po 15 minutach wstałem już jakos ogarnięty i poszedłem się przebrac, wychodząc z garderoby, podszedłem pod drzwi sypialni, słyszałem szloch, pociąganiem nosem i rozmowę – Mamo to jest takie ciężkie – dzwoniła do swojej mamy, postanowiłem więc ze nie będę tam wchodził, bo nie chce przerywac tej rozmowy.

~*~

2 tygodnie po pogrzebie, z Magdą jest już kontakt, ale nadal wszystko z jej strony jest raczej wymuszone, ale cieszę się, że chociaż się stara. Czuje się też już o wiele lepiej, chodzi już o własnych siłach, lekarze też mówią że jest coraz lepiej z jej zdrowiem. - Magda, chcesz coś do jedzenia? - Powiedziałem wstając z kanapy gdzie oglądaliśmy film. - Nie dzięki – odpowiedziała zapatrując się w film. - udałem się do kuchni po sok, i coś do jedzenia bo zrobiłem się głodny od tego oglądania filmu. Nagle zadzwonił mi telefon – Halo?
- Hej, Justin, przepraszam cię, ale musisz przyjechac do wytwórni, bo chodzi o płytę. - Powiedział Scooter.
- Nooo niech będzie, za jakieś 40 minut powinienem być. - Odpowiedziałem i poszedłem poinformowac Magdę. - Kochanie muszę jechac na chwilke do wytwórni, bo maja jakąś sprawę odnośnie płyty z jakieś 2 godziny powinienem być.
- Dobrze, nie śpiesz się, poradze sobie. - Dziwne, od paru dni czuję jakieś napięcie między nami i nie wiem co t może oznaczac, ale to pewnie przez tą całą sytuacje.
Uśmiechnąłem się do niej i poszedłem się przebrac.

Po 10 minutach zeszedłem na dół gotowy do wyjścia, podszedłem do Magdy, pocałowałem ją w policzek i powiedziałem cicho – Do zobaczenia. - Jednak ona nie odpowiedziała tylko spuściła wzrok. Podszedłem do drzwi chwyciłem za klamkę i wyszedłem z domu.
__________________________________________________

Bardzo proszę wszystkich chętnych do czytania dalszej części o wejście w zakładkę ''Ciąg dalszy (informowan)i'' tam wpisujcie w komentarzach kontakt do Was, żebym mogła powiadomośc wszystkich o kontynuacji. Mam nadzieję, że będzie Was dużo było by mi bardzo miło ^^

A teraz co do bloga to jak podoba się rozdział? Proszę komentujcie, sprawdzam codziennie komentarze i czytam zawsze wszystki i to strasznie motywuje do dalszego pisania! :D

Hmm....zawsze jak piszę ta notkę, to zastanawiam się czy wszystko Wam w niej napisałam i ZAWSZE o czymś zapominam Hahahahaha xD (skleroza nie boli)
Jak mcie jakie kolwiek pytania to zapraszam 
ASK oraz Fan page <---- ja odpisuje, a prywatnego mojego fb macie w zakłedce informowanych :D 

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 117

Justin

 
Minął tydzień od kiedy Magda odzyskała przytomnośc, a jej stan zdrowia poprawia się z dnia na dzień. Natomiast jeśli o jej stan psychiczny, nie odezwała się słowem od kiedy wyszedłem od niej po tym jak powiedziałem jej o dziecku.

Dziś rano wstałem jak zwykle o 8 zjadłem coś, umyłem się i ubrałęm a następnie pojechałem na 10 do szpitala. Rodzice Magdy polecieli już do domu do Polski, bo praca i obowiązki ich do tego zmusiły, ale lekarz zapewnił ich, że i tak za niedługo ją już wypiszą.

Wszedłem do szpitala i udałem się windą do sali gdzie leżała Magda. Kiedy dotarłem pod drzwi, wziąłem głęboki oddech i chwyciłem za klamkę i otworzyłem drzwi, w środku była już Oliwia. Trzymała ona moją dziewczynę za rękę, ale ona … patrzyła się pusto w jeden punkt z mokrym śladem łzy na policzku. Ten widok tak boli.
Jestem tutaj codziennie i niczego tak się nie boję jak tego że jej stan się pogorszy, przez jej stan psychiczny.

Oliwia była tutaj całą noc, bo boimy się zostawic teraz Magde samą sobie, cały czas ktoś przy niej jest i czuwa nad nią. - Hej kochanie. - Pocałowałem ją w czoło, ale bez reakcji.
- Justin mogę z tobą porozmawiac? - Odezwała się Oliwia, puszczając rękę Magdy i wstając z krzesła.
- pewnie. - Skinąłem głową i wyszliśmy z sali, mając cały czas oczy skierowane na łóżko.
- Martwię się o nią Justin, to że nic nie mówi to jedno, ale ona nie chce jeśc. - Oliwia skierowała na mnie swoje zmęczone i zmartwione oczy. - Wiem, ale my jej nie zmusimy, dobrze wiesz, że Magda jest uparta i jej nie przegadasz.
- Tak, ale to nie zmienia faktu, że ona się wykończy. - spuściłem głowę bo nie wiedziałem co mam jej odpowiedziec. Męczyło mnie to tak samo jak i ją. Nagle usłyszeliśmy – Siema – To był alfredo, który przyjechał po Oliwię, aby zabrac ją do domu.

Był weekend więc Oliwia spędza tutaj dużo czasu, bo niestety chodzi już do szkoły i nie zawsze może spędzac tutaj tyle czasu ile chce. To ona jest z Magdą kiedy nocami płacze, pociesza ją i przytula. O do niej najchętniej się jeszcze odezwie. Ja natomiast przerwałem koncertowanie i siedze przy Magdzie, ale mam wrażenie, że nie może na mnie patrzec, w sumie to jej się nie dziwie bo patrząc na mnie przypomina jej się nasza córka.

Alfredo z Oliwią poszli, a ja wszedłem na sale i usiadłem przy Magdzie. - Kochanie, kochanie proszę spójrz na mnie. - Jej oczy powędrowały na mnie – Musisz coś zjeśc, nie możesz się głodzic, to nie ma sensu. Przyniosłem ci jabłka, takie jak lubisz, chcesz? - Pokiwała przecząco głową. - Magda, nie możesz tak postępowac, to jest nieodpowiedzialne, lekarze powiedzieli że jak zaczniesz jeśc to cię wipisza, a jak na razie boją się że gdzieś zasłabniesz i nie mogą tego zrobic. - Nagle Magda usiadła na łóżku i spuściła nogi na dół, oznaczało to, że chce wstac. Stanąłem obok niej i podałem jej rękę. Nie jest jej jeszcze łatwo się poruszac przez ranę którą ma w podbrzuszu. Pokazała ręką w stronę łazienki. Pomogłem jej wejśc, potem zamknęła drzwi i po chwili wyszła i z powrotem podeszliśmy do łóżka. - Poranna toaleta co? - Uśmiechnąłem się do niej, ale to też na nic.
Podszedłem więc do drzwi gdzie zostawiłem swoją gitarę wczoraj i wróciłem na krzesło, przy łóżku Magdy. - Dobra jak nie chcesz jeśc to ci pośpiewam co ty na to? - Ponownie zero reakcji, w sumie to zdążyłem się do tego przyzwyczaic, ale powiem szczerze, że na dłuższą metę to nie idzie wytrzymac. Choc kocham ją i dla niej poświęcę wszystko.

Zacząłem grac i postanowiłem zaśpiewac jej as long as you love me, ale wraz z pierwszymi dźwiękami Magda uniosła rękę i przyłożyła do strun gitary, żeby zasygnalizowac, że muzyki też nie chce. Cholera ja się tutaj staram, a ona ma to w dupie, to co ja mam zrobic, żeby to wszystko poszło w dobrym kierunku co?
- Kurcze Magda, to nie może tak być, mnie też jest przykro też jestem załamany i nie zapominaj że to też jest...było moje dziecko więc to dla mnie też jest trudne, ale nie możesz się zamykac w sobie i odpychac osoby które cię kochają i chcą ci pomóc. Również dobrze wiesz, że musisz jeśc i ja nie chce widziec odmowy, zjedz to głupie jabłko które przyniosłem. Proszę cie kochanie, zrób to dla mnie. Ja chce mieć cię już w domu, bo tam jest tak pusto bez ciebie, nie wytrzymuje tam już sam jak palec. - Magda spojrzała na mnie i usiadła łóżku wyciągając rękę, sygnalizując tym samy, żebym dał jej jabłko. Wyciągnąłem z plecaka jedno i jej podałem.

Kiedy wzięła pierwszego gryza, spojrzałem na nią i byłem tak szczęśliwy że coś je, że w końcu jest coś pozytywnego w tym wszystkim, że udało mi się tylko wyszeptac – Dziękuję. -Jednak ona nie odpowiedziała. Jej oczy cały czas były takie smutne, a wzrok zatopiony pusto w różne miejsca lub rzeczy.

Ok. godziny 14 przyszła moja mama – Hej wam, jak tam się dziś czujesz Magda? - nie odpowiedziała jej, spojrzała tylko na nią, a potem znowu gdzieś utkwiła swój wzrok. - No dobrze, słuchajcie rozmawiałam z lekarzem, wychodzisz jutro, a mnie udało się akurat na pojutrze załatwic pogrzeb. - Kiedy mama weszła na ten temat oczy Magdy się zaszkliły – Ojej kochanie nie chciałam ci sprawic przykrości przepraszam – moja mama próbowała to jakoś załagodzic jednak Magda dodatkowo zaczęła się trząśc, a po jej policzku łzy spływały jedna po drugiej. - Mamo, może pozwól mi. - Zbliżyłem się do niej i mocno ją objąłem, on wtuliła się we mnie i znowu płakała.

~*~

- Hej, dziś wychodzisz cieszysz się? - Zapytałem, ale ona pokiwała nieśmiało głową i wymusiła uśmiech na swojej twarzy. Podszedłem do niej i pocałowałem ją w czoło. Brakowało mi jej bliskości, jej pocałunków i uśmiechów. Tak strasznie źle się czułem z tym, że ona teraz musi przez to przechodzic. Ja swoje załamanie już przeszedłem, ale teraz muszę być silny dla niej.

- Mam wypis – Uśmiechnąłem się do niej wchodząc do sali wracając od lekarza który wypisał Magdę. - To co idziemy? - Pokiwała głową i weszła na wózek. Podałem jej torbę na kolana i wyjechałem z pokoju. Następnie pokierowałem się w stronę windy, a potem na parking. Niestety byli już tam paparazzi, którzy nie mogą dac nam spokoju, nie rozumieją chyba że to dla nas ciężkie, że przechodzimy teraz żałobę. Magda co prawda nic sobie z nich nie robiła, nie obchodziło ją teraz to co napiszą czy jakie zdjęcie zrobią.

Pomogłem jej wstac z wózka a następnie wsiąśc do auta.
- Zaraz wrócę – Powiedziałem do niej zamykając drzwi od auta. Odprowadziłęm wózek do szpitala i wróciłem do samochodu. Odpaliłem go i odjechałem. Bardzo wkurzały mnie te ich pytania '' Czy dziecko żyje?'', '' Jak nazwaliście dziecko?'', '' To dziewczynka czy chłopiec?'' - No właśnie jak je nazwiemy teraz przypomniała mi się rozmowa z moją mamą. Musimy nazwac naszą córkę, ale tym tematem zajmiemy się jak wrócimy do domu, jak na razie znowu płakała. Tak cholernie mi się serce łamie jak widzę jak ona cierpi.

Kiedy dojechaliśmy do domu, pomogłem jej wysiąśc i zabrałem rzeczy z bagażnika. Chwyciłem ją pod rękę i poszliśmy w kierunku domu.
- chcesz się położyc? - Zapytałem jej, a ona pokiwała głową, że tak. Pomogłem wejśc jej po schodach, ale dalej już chciała iśc sama.

Magda

Mój świat się zawalił, nie miało dla mnie sensu już moje życie. Mogłam mieć córkę, ale przez moją głupotę i niesłuchanie Justina wyszło tak, że nie będę jej mogła mieć. Pokochałam ją, rozmawiałam i opowiadałam jej co będziemy robic, gdzie będziemy jeździc i wszystko poszło się chrzanic.
Jedyne na co miałam ochotę w tym momencie to płąkac, ból w piersiach był przeszywający. Moje serce złamało się i pokrurzyło na miliony drobnych części.
Nie potrafie teraz z nimik rozmwiac to jest dla mnie trudne, nie mogę i nie chce pojąc tego że moja córka...moje dziecko nie żyje.

Przebrałam się w jakąś bluzkę Justina i pierwsze lepsze spodnie dresowe. Położyłam się i po chwili przyszedł Juss. - Zauważyłem że to jest twoja ulubiona moja koszulka, często w niech chodzisz – zaśmiał się, chciał być miły, ale ja nie potrafię, nie chce teraz się śmiac.
- Dobra Magda, musimy porozmawiac. - Popatrzył na mnie i usiadł naprzeciwko mnie.

Justin

 
Musiałem zacząc ten temat, bo trzeba dac znac w szpitalu i w kościele jak dziecko się nazywa. Magda popatrzyła na mnie, dalej nic nie mówiąc. Musimy dac imię naszej córce. - Powiedziałem krótko ale delikatnym głosem. Zdziwiła mnie jej reakcja, podeszła bliżej mnie przytuliła się i powiedziała krótko – Demi – imię mi się podoba i możemy tak ją nazwac. - Dobrze skarbie. - wyciągnąłem telefon i napisałem mamie sms'a z naszą decyzją.

Około godziny 15 udało mi się ją namówic żeby coś zjadła.
Natomiast około godziny 17 przyszła Oliwia z Alfredo, więc ja i mój przyjaciel po przywitaniu się z Magdą poszliśmy pogadac do salonu, naromiast Oliwia została z nią w pokoju.

- I jak stary? - Zapytał Alfredo. - Bez zmian, jedyne co powiedziała, to jak nazywac się będzie nasza córka. Demi. - Spuściłem głowę i nie mogłem nic powiedziec poczułem ścisk w gardle i nie byłem w stanie się odezwac.

O 21 wyszli, a ja poszedłem się umyc i położyc spac bo jutro czeka na nas ważny dzień...

|___________________________________
Nie jestem w pełni usatysfakcjonowana tym rozdziałem, ale chyba może byc co nie?
Dawajcie komentarze  prooosze :*

Przed nami jeszcze jeden rozdział i Epilog, kto jest ciekawy ??

środa, 13 listopada 2013

PRZEPRASZAM :c

Przepraszam, ale nie wiem kiedy będzie rozdział postaram się aby był w weekend ale nie obiecuje bo teraz mam dużo nadrabiania w szkole i nie mam nawet czasu żeby usiąśc napisac rozdział. NAPRAWDĘ bardzo przepraszam, wiem że Wy czekacie na ten rozdział, ale naprawdę nie mam kiedy tego napisac, a jak miałam kiedy to weny nie było, a wtedy rozdział był by nudny ;/ W piątek napisze ten rozdział chociaż bym miała zarwac nocke i w sobotę dodam Wam ten rodział :*
Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie, kocham Was @natala_belieber

środa, 30 października 2013

Rozdział 116

Boże moja głowa pęka. Obudziłem się rano ale cały czas słowa Oliwii ze wczoraj są jedynym o czym myślę. Głupio mi z powodu mojego zachowania, jak mogłem się tak załamac. Z jednej strony to miałem prawo się załamac, ale nie mogłem się tak zachowywac i nic nie usprawiedliwi mojego zachowania. Magda mnie teraz potrzebuję, muszę się ogarnąc i wstac z łóżka. Przez tego cholernego kaca nie mogę się na niczym skupic. Wyszedłem z pokoju i poszedłem do kuchni żeby wziąśc coś na ból głowy. Jednak pierwsze co mi się rzuciło w oczy to moja mama robiąca coś przy blacie kuchennym. Kiedy usłyszała, że wchodzę odwróciła się i w milczeniu wpatrywała się we mnie czekając na moją reakcje. Zrobiło mi się cholernie głupio że martwiła się o mnie w momencie kiedy ja mogłem wpaśc po uszy w alkoholizm i narkotyki. - Eeee tak...wiem co chcesz mi powidziec, ale jeśli już masz mnie ochrzanic to przynajmniej nie krzycz błagam. - Powiedziałem to biorąc z lodówki zimną butelkę wody. - Justin, ja...ja nie wiem co mam ci powiedziec, jedyne co nasuwa mi się na myśl to, to że strasznie się na tobie zawiodłam. I teraz zawiodłam się bardziej ni wtedy kiedy powiedzieliście że Magda jest w ciąży. Nie tak cię wychowywałam. Zawiodłeś mnie. - Naprawdę...kurde wszystko jest do bani...ja cpałem i piłem, moja mama jest na mnie zła, Magda jest w szpitalu a moje dziecko...no właśnie....jego już nie ma. - Mamo przepraszam cię, wybacz mi. Ja już się wziąłem w garśc, chce iśc do Magdy i być przy niej, chcę ją wspierac i się nią opiekowac. Nie chce żeby dowiedziała się od kogoś innego o...- Chyba zauważyła jak zrobiło mi się ciężko, bo podeszła i mnie przytuliła. - Mamo ja już nie wiem co mam robic, moja córka nieżyje, a dziewczyna leży w szpitalu i może... - nie byłem zdolny do dokończenia zdania. - Mamo, a czy rodzice Magdy wiedzą że ja...
- Nie, niewiedzą i niech tak zostanie – Mama popatrzyła się na mnie i wzięła mnie za rękę karząc usiąśc przy stole. Usiadłem i dostałem śniadanie oraz lek na ból głowy.

Ok godziny 10 przyjechała Oliwia z Alfredo. - I co Justin jesteś gotowy? - Przytaknąłem bo byłem zbyt zmieszany żeby się do nich odezwac. Wstałem i całując mamę w policzek poszedłem za nimi do samochodu. - Mam nadzieję, że głowa nie boli cię zbyt mocno? - Zapytała Oliwia. - Już nie, wziąłem proszki przeciwbólowe i troszkę mi przeszło. - Powiedziałem, patrząc się na ludzi za oknem. Droga do szpitala minęła w ciszy. Między nami było pewnego rodzaju napięcie, ale doskonale wiem, że to przeze mnie i moje kretyńskie zachowanie. Po ok 20 minutach byliśmy na szpitalnym parkingu. Alfredo zgasił samochód i powiedział – Byłeś przeziębiony... - Co ale jak? Nie rozumiem co on powiedział – Ale o co chodzi?
- Powiedzieliśmy rodzicom Magdy że byłeś przeziębiony, więc tak ma zostac. - powiedział patrząc się na mnie w lusterku samochodowym. - Jasne, tak w ogóle to chce was przeprosic, głupio mi że musieliście łązic za mną i mnie pilnowac. - Wtedy do rozmowy włączyła się Oliwia – Od tego są przyjaciele co nie? - Uśmiechnęła się do mnie, a ja to odwzajemniłem. - Dobra chodźmy, bo trzeba zmienic rodziców Magdy.
Wyszliśmy z auta i poszliśmy do wejścia. Kiedy zmierzaliśmy do windy, jeden z moich małych fanów do mnie podszedł i poprosił o autograf. Uśmiechnąłem się i podpisałem mu się na kartce którą mi dał i zapozowałem z nim do zdjęcia. Na koniec się uśmiechnąłem i poszedłem do windy.
Kiedy jechaliśmy nią w górę czułem niepokój i stres, przed zobaczeniem Magdy w szpitalnym łóżku. Nadal nie mogę uwierzyc w to co się stało. Dlaczego musiało się to wydarzyc? Nic z tego wszystkiego nie rozumiem. Z rozmyślań wyciągnęły mnie otwierające się drzwi windy. Szedłem za Alfredo i Oliwią do sami Magdy.
- Dzień dobry, jak się dziś czuje nasza dziewczyna? - Zapytała Oliwia podchodząc do Magdy i całując ją w policzek. - Lekarz mówi, że jest coraz lepiej – Uśmiechnęła się jej mama.
Magda leżała cały czas tak samo jak 3 dni temu ale bez tej całej aparatury, która pomagała jej oddychac. - O Justin, już jesteś zdrowy? - Zapytał tata Magdy. - Tak, to zwykłe przeziębienie, nie chciałem przychodzic, żeby czegoś ze sobą nie przynieśc – Zaśmiałem się lekko. - To w takim razie zostawiamy cię samego, pewnie chcesz z nią zostac. - Powiedziała jej mama przytulając mnie i wyszli wszyscy zostawiając mnie sam na sam z Magdą. Poczułem się niepewnie, jakby ona o tym wszystkim już wiedziała, o tym co narozrabiałem. Podszedłem do łóżka i usiadłem na krześle obok.- To co? Pewnie mnie ochrzanisz za to co narobiłem przez te 3 dni, ale ta cała sytuacja mnie przerosła. Jeszcze ta nasza mała córeczka, szpital powiedział że jej malutkie ciało przetrzymają do momentu aż ty nie będziesz w stanie iśc na pogrzeb. Moja mama się tym wszystkim zajmie, ale wiesz co jest najgorsze? Ja nie wiem jak mam ci o tym powiedziec, co noc przed spaniem wymyślam to co mogę ci powiedziec, ale nie ma chyba idealnego środka na to. - Trzymałem ją za rękę, a moje oczy były zaszklone tak, że obraz zamazał mi się trochę. - Nagle poczułem, jakby jej ręka się poruszyła, ale stwierdziłem, że po prostu mi się zdawało, jednak po chwili jej ręka znowu się poruszyła, a oczy lekką zaczęły się mróżyc – Magda? Magda słyszysz mnie? - Otworzyła lekko oczy i skierowała wzrok ku mnie. - Mmm...Ale mnie wszystko boli – Powiedziała, a do mnie dotarło, że za chwilę będę jej musiał powiedziec o dziecku. Lecz najpierw zawołałem lekarza, a zaraz za nim przyszła całą reszta czyi jej rodzice, Alfredo, Oliwia, Ryan, Scooter i Peter.
- Dobrze się pani czuje? - Zapytał lekarz. - tak, tylko wszystko mnie boli, zwłaszcza brzuch. - Powiedziała po czym szybko złapała się za brzuch i popatrzyła na lekarza potem na mnie – A co z dzieckiem? Co z dzieckiem – w tym momencie lekarz popatrzył się na mnie i powiedział, że musi iśc do innego pacjenta.
- Justin? Co się stało? Co z dzieckiem? Powiedz, że wszystko w porządku. - Była spanikowana. Patrzyła na wszystkich, oni tylko spucili głowy i posłali mi spojrzenie oznaczające współczucie. Wyszli, a Magda nie wiedziała o co chodzi – Justin – Powiedziała płaczącym głosem. - Magda...nie wiem jak mam ci to powiedziec...- Wziąłem ją za rękę.
- Powiedz, że z dzieckiem jest wszystko w porządku i że wszystko będzie dobrze – Zaczęła płakac.
- Magda...przykro mi ale nie mogę, dziecko zmarło. - Magda szybko zakryła oczy rękami i zaczeła strasznie płakac. - Nie, nie, nie, nie...- Powtarzała w kółko. Nie wiedziałem co mam robic, usiadłem koło niej i objąłem ją mocno. - To niemożliwe, ja tak nie chce! Proszę zrób coś! - powiedziała ledwo słyszalnym głosem. - Przepraszam. - Trzymała mnie bardzo mocno, potem pewnie będę miał siniaki, ale nie obchodziło mnie to w tym momencie. Cała się trzęsła i nie mogła przestac płakac. Widziałem jak wszyscy się patrzą na nas przez szklane drzwi. Moje oczy załzawiły się na widok cierpiącej Magdy. Tak bardzo ją kocham, że patrząc jak płacze, moje serce rozrywa się na miliony małych kawałeczków. - Wszystko się ułoży, kochanie nie płacz, wszystko się ułoży. - Odezwałem się, ale chyba lepiej by było jak bym się nie odezwał – Jak mam nie płakac? Jak się wszystko ułoży? Czy ty się w ogóle słyszysz? - Wybuchnęła złością, jej oczy były całe czerwone, a moja koszulka miała mokrą plamę na sobie. - Magda... - po prostu nie wiedziałem co powiedziec, - Co Magda? Justin nasze dziecko nieżyje! Nie będziemy mieli nawet okazji go poznac i być przy nim i patrzec jak się rozwija jak się uśmiecha, a ty mi mówisz, że wszystko się jakoś ułoży?! Justin ja takiego zakończenia nie chce! Przecież pokochałam to dziecko, nie byłam złym człowiekiem! - Zaczeła krzyczec wyrzycac wszystko co w niej było – Oczywiście kochanie że nie jesteś!
- To czemu Bóg mi je zabrał? - Opadł z sił i położyła się na łóżku. - Nie wiem kochanie, też zadaje sobie to pytanie. Przytuliłem ją i głaskałem.
-Powiedz chociaż, że nie ominął mnie pogrzeb. - Popatrzyła się na mnie z nadzieją.
- Nie, szpital pozwolił poczekac aż będziesz w stanie iśc na pogrzeb naszej córeczki. - Słysząc to co powiedziałem, zrobiła wielkie oczy i ponownie się rozpłakała. - Boże Justin, dlaczego? Dlaczego?!
- Kotek prześpij się, odpocznij. - Poprosiłem ją, bo jeszcze nie była w dobrym stanie. - Nie chce mi się spac, nic mi się nie chce, nie chce mi się już nawet życ! Bo po co? - Boże nie mogę słuchac tych słów od niej. Wziąłem jej twarz w swoje ręce i powiedziałem – Nawet tak nie mówi, słyszysz? Nie możesz tak myślec. Magda nasze dziecko jest w lepszym miejscu, wiem, że to oklepane ale taka jest prawda, nie dziej mu się żadna krzywda. Nie możesz mnie zostawic! Pamiętasz swoje 18 urodziny? I bransoletkę która ci podarowałem? - Pokiwała mi twierdząco głową, więc mówiłem dalej – Bo nigdy nic cię nie zastąpi. Nic nie sprawi, że będę czuł się tak jak przy tobie. Kocham cię.
Po ok 20 minutach płaczu zasnęła, postanowiłem więc wyjśc do wszystkich, żeby im powiedziec co i jak. Powoli wstałem z jej łózka i poszedłem po ciuchu do drzwi. Otworzyłem je i wyszedłem.
- I jak? - Zapytała się Oliwia.
- A jak ma być? Nie mogłem jej uspokoic. Ona nie chce w to uwierzyc w to co się stało. - Powiedziałem pocierając moje zaczerwienione oczy. - Boże moja córeczka – Odezwała się jej mama – Czemu ona w tak młodym wieku musi przechodzic przez takie rzeczy.
- Nie wiem co robic, co jej mam mówic, to jest dla mnie tak samo ciężkie jak dla niej.
________________________________________
Przepraszam, że tak dawno nie dodawałam, ale czasu nie było w ogóle ;/

Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem będzie dużo komentarzy :( Bo jest ich bardzo mało :(

Jeszcze 4 nrozdziały do końca i albo i 3 jeszcze nie wiem i będzie KONIEC. Oczywiście pomysł na ''ciąg dalszy'' Już mam ale nie wiem ile osób chce żeby byłwgl ciąg dalszy ?
A kto chce byc poinformowany o tym fakcie prosze zostwic jakiś kontakt do siebie :D

piątek, 18 października 2013

Rozdział 115

Oliwia
Nie mogłam spac całą noc przez tego idiotę, jak on mógł coś takiego głupiego zrobic! Dodatkowo nie wiem co zastane w szpitalu. Mam nadzieję, że Magda może już oddychac samodzielnie.
Wstałam o godzinie 6 i poszłam się umyc i ubrac, bo o 8 miał przyjechac po mnie Alfredo i razem mamy iśc do Magdy.
- Cześc skarbie jak minęła ci noc? Bo słyszałam, że się strasznie kręciłaś po domu. - Fakt nie mogłam spac więc poszłam to do kuchni, to do salonu, łazienki i z powrotem do kuchni.
- No nie spałam za dobrze, ale to przez to, że martwię się o Magdę mamo.
- Na pewno tylko o to chodzi? Bo wróciłaś wczoraj bardzo późno i wątpię, żeby to przez szpital albo Alfedo było.
- Nie mamo naprawdę wszystko ok, po prostu byłam z Ryanem u Justina. - Nie mogłam mamie powiedziec co się stało wczoraj, bo by chyba padła jakby się dowiedziała co ten idiota zrobił.
- No dobrze, to w takim razie chodź do kuchni, zjemy coś. - Uśmiechnęła się do mnie – A o Magdę się nie martw na pewno wszystko będzie w porządku.
- Mam taka nadzieję, mamo.

Po śniadaniu umyłam naczynia i kiedy skończyłam akurat przyszedł Alfredo.
- Cześc kochanie, jak tak się spało? - Zapytał.
- Nie spałam całą noc, po prostu nie byłam w stanie. - Przytuliłam się do niego i nie miałam wcale ochoty puścic. - Ale czemu? Co się stało? - Czyli on nic nie wie?
- To Ryan ci nic nie powiedział?
- Nie, powiedział, że to nie na telefon i powie mi jutro czyli dziś. To może ty mi powiesz bo w końcu z nim byłaś.
- Ehh...dzwoniłeś dziś do Justina? - Zapytałam się najpierw.
- Tak, ale nie odbierał.
- Co za krety... - kiedy zobaczyłam jak Alfredo patrzy się na mnie z niedowierzeniem że mówię tak o jego przyjacielu i przyszłym mężu mojej przyjaciółki.
- Czy ja o czymś poważnym nie wiem? - Zadał pytanie, a ja nie wiedziałam jak mam mu to powiedziec, ale najlepiej jest chyba zrobic to prosto bez owijania. - Justin wczoraj niedośc że znowu, podkreślam słowo znowu był pijany to też i nacpany. - Oczy Alfredo się rozszerzyły widziałam, że nie może w to uwierzyc, jak jego najlepszy przyjaciel mógł zrobic coś tak okropnego.
- No co ty? Poważnie?
- Niestety tak.
- Kretyn...muszę do niego jechac i z nim pogadac – Nie mogłam na to pozwolic, bo musimy najpierw dac mu ochłonąc – Nie! pojedziemy do niego jak nie przyjdzie do szpitala dobrze? - Alfredo przytaknął mi na zgodę – dobrze to w takim razie zbieraj się, będę czekał w aucie. - Poszedł na zewnątrz, a ja pobiegłam po torebkę i telefon.

Kiedy dojechaliśmy na szpitalny parking, było tam już dużo fotoreporterów, oni są tutaj codziennie. Pewnie codziennie różne plotki w gazetach i internecie piszą, ale nikt z nas tego nie kupuje i nie czyta. Poszliśmy do środka szpitala i kiedy zmierzaliśmy w kierunku windy spotkaliśmy Ryana. On chyba też nie mógł spac, bo jego oczy były lekko podkrążone.
- Oliwia ci już powiedziała?
- Tak i nadal nie mogę w to uwierzyc, to jest jakaś chora sytuacja. – skomentował to szybko Alfredo.
Winda się otworzyła i weszliśmy do środka. Wjechaliśmy na piętro gdzie znajdowała się sala Magdy. W środku był lekarz i rozmawiał z jej rodzicami, więc postanowiliśmy zaczekac, po ok 10 minutach wyszedł.
- Jak z Magdą? - Zapytałam się.
- Za chwilę, lekarz wróci i wyciągną tą rurkę Magdzie i będzie mogła sama oddychac. Powiedział też, że jej stan się poprawia i że spodziewają się, że w niedalekiej przyszłości może się obudzic. - Jej mam strasznie się cieszyła kiedy to mówiła, ja i chłopaki też się ucieszyliśmy.
- To świetnie! - W tym momencie zobaczyliśmy lekarza idącego z pielęgniarką w naszym kierunku. Poprosił nas o wyjście i zabrali się do roboty. Ja nie mogłam na to patrzec bo nie był to zbyt przyjemny widok, więc wtuliłam się w Alfredo.
Po ok 10 minutach gdzie usunęli jej ta rurkę z gardła i kiedy upewnili się, że już wszystko jest dobrze, wyszli. Jednak cały czas powtarzali nam, że nie ma sensu, żebyśmy wszyscy tutaj byli.

~*~
- Dobra może powinniśmy jechac do Justina i zobaczyc co z nim? - Powiedziałam do Alfredo.
- Dobrze, to w takim razie chodźmy. - Wziął mnie za rękę, pożegnaliśmy się i poszliśmy do wyjścia.
- Zaczekajcie! -Zawołał Ryan, kiedy podeszliśmy do windy. - Dajcie mi znac jak z Justinem.
- ok, napisze ci sms'a co i jak. - Uśmiechnęłam się do niego.

Kiedy wyszliśmy z windy naszym oczom ukazał się niecodzienny widok, no w sumie ostatnimi czasy to codzienny, ale niech będzie, że niecodzienny. Justin stał, przynajmniej próbował ustac na nogach w drzwiach szpitala. - Boże co on tu robi? I w ogóle w jakim on jest stanie? - W tym momencie zaczęłam się o niego martwic, bo ostatnimi czasy zachowuje się jak dupek, ale nie zmienia faktu że jest on moim przyjacielem. Alfredo podszedł do niego – Stary jak ty wyglądasz? - Justin nie golił się od czasu kiedy...w sumie to nie wiem, ale widac było że sjest to kilkudniowy zarost, jego oczy były podkrążone, nie uśmiechał się wyglądał na przybitego. Nie zdziwiła bym się gdyby okazało się, że znowu cpał. - Przyszedłem do Magdy. - On jest niepoważny.
- Justin Nie możesz, nie jesteś w dobrym stanie. - Powiedziałam, podchodząc do nich bliżej.
- Ale ja chce tylko na chwilkę, zobaczyc co z nią. - Prosił nas, ale no co z tego jak był pijany.
- Jest dobrze, w sumie to coraz lepiej, ale chodź do domu. - Oboje podparliśmy go o siebie i zaprowadziliśmy do samochodu.

~*~
Kiedy podjechaliśmy do domu Justin dalej narzekał że chce zobaczyc Magdę. - Ale ja muszę sprawdzic czy z nią jest wszystko w porządku, dajcie mi spokój! - Podniósł trochę ton głosu.
- Ooo nie tak rozmawiac nie będziemy. Teraz to mój drogi wysłuchasz co mam do powiedzenia. - Nie dbałam o to czy krzyczę. - Nigdzie nie pójdziesz! Nie widzisz w jakim jesteś stanie? Co nie było cię 3 dni w szpitalu i teraz kiedy jesteś zalany w cztery dupy ty chcesz iśc i sprawdzic co u Magdy? A gdzie byłeś wczoraj, przedwczoraj co? - Popatrzyłam się prosto w jego oczy, które były przerażone. - Piłeś i cpałeś! Nie możesz się załamywac w momencie kiedy powinieneś być twardy! Jesteś facetem czy ciotą? Magda będzie cie teraz bardzo potrzebowała kiedy się obudzi, a co my jej powiemy jak ciebie nie będzie? Co? Że pijesz gdzieś na mieście? A kto jej powie o dziecku? No kto? Lekarz? Naprawdę chcesz żeby usłyszała to od lekarza albo od któregoś z nas? Ona się totalnie załamie po tej wiadomości, a fakt że ty jesteś gdzieś pijany i nacpany dobije ja już do końca! Ona musi mieć w tobie wsparcie! Więc się człowieku ogarnij i jutro rano jedziesz do szpitala z nami, zrozumiałeś? - Justin patrzył się na mnie, ale chyba doszło do niego to co mu właśnie powiedziałam bo jego oczy się zaszkliły, nic nie mówiąc wstał i poszedł na górę. Trochę zrobiło mi się głupio, że tak na niego naskoczyłam, ale inaczej by się nie ogarnął. W tej samej chwili kiedy Justin zniknął pojawiła się jego mama – Gdzie jest Justin? - Jej wyraz twarzy zdradzał zmartwienie. Ws umie nic dziwnego, to w końcu jej syn. - Jest na górze, właśnie Oliwia przemówiła mi do rozumu – Powiedział Alfredo, a Pattie poszła na gorę po schodach do Justina.
- Chyba troszkę przegięłam, co? - Zrobiło mi się głupio. - Ale w sumie ktoś musiał mu wygarnąc i niestety padło na mnie, ale nic na to nie poradzę skor...- Alfredo mnie pocałował, pewnie chciał mnie jakoś uciszyc, ale kiedy lekko panikuje to mam natłok słów i no wygląda to tak jak wygląda. Około 22 pojechałam do domu.
_____________________________________________________________

 Jest! Napisałam! Hahaha xD Jestem z siebie dumna. Ale dłuugo nie będzie nastepnego, bo przyszły tydzień mam zawalony nauką tak ma maksa ;/ i raczej nic nie napiszę.

Ale póki co przepraszm za błędy, ale dodawałam na szybkiego.
 Co sądzicie o tym? Prosze komentujcie ;* 

środa, 9 października 2013

Rozdział 114

- Ładuj! …
- Nic.
-Jeszcze raz! - Słyszałem lekarza.
- Nic.
- Dobra jeszcze raz, zwiększ moc.
Nie mogłem patrzec jak Magda leży na łóżku reanimowana przez pracowników szpitala. Ona umierała, jej serce się poddało! Ona nie może mnie zostawic. W jednej chwili znalazłem się w sali i zacząłem krzyczec – Uratujcie ją! Proszę! Magda obudź się, noo dawaj! Wróc do mnie!
- Proszę wyjśc – Lekarz starał się mnie wygonic ale ja nie mogłem, moje oczy wypełniły się łzami, a po chwili spływały po moich policzkach.
- Magda...proszę... - Moje słowa były ledwo wypowiedziane, prawie bez głośne.
-Jest!! Rytm zatokowy. Kiedy to usłyszałem wiedziałem że mnie usłyszała, że ona cały czas walczyła z samą sobą, wróciła po to żeby dalej starac się do mnie wrócic. Nie słuchałem już lekarzy którzy się przy niej krzątali, cieszyłem się. Podszedłem do niej, usiadłem obok. - Dziękuję. - Potem rodzice Magdy weszli. Siedzieliśmy tak przez dłuższą chwilę, kiedy to nagle usłyszałem – Justin, idź do lekarza zapytaj się co się stało, bo nam już wszystko wytłumaczył, jednak wybacz ale nie jesteśmy w stanie tego powtórzyc. - Powiedziała jej mama.
- Tak oczywiście. - wstałem i nie zwarzając na Oliwie, Alfreda, Ryana i moja mamę udałem się do pokoju lekarskiego gdzie prawdopodobnie mogłem go znaleźc. Zapukałem do drzwi i wszedłem, siedział na swoim krześle i uzupełniał jakieś papiery.
- Przepraszam, ale czy mógł bym się dowiedziec co się stało? - Lekarz spojrzał na mnie i wskazał na krzesło naprzeciwko, abym usiadł.
- Panie Bieber, pamięta pan operacje pani Magdy z powodu arytmii?
- Tak oczywiście, że pamiętam.
- No niestety ale ta cała sytuacja nie wpłynęła dobrze na jej serce. Teraz niestety nie może sama oddychac, robi to za nią specjalistyczna aparatura.
- Rozumiem, ale ile to potrwa?
- Nie wiadomo, to zależy od jej organizmu i wytrzymałości, miejmy nadzieję, że będzie lepiej, bo jak na razie jest źle. - Lekarz się zmieszał. Podziękowałem i wyszedłem z jego gabinetu jeszcze bardziej przygnębiony o ile to się jeszcze dało. Poszedłem do Sali na której leżała Magda.
- My idziemy coś zjeśc, jak chcesz zostań z nią. - Powiedziała jej mama.
- Dziękuję. - usiadłem koło Magdy, jak zwykle wziąłem jej rękę. Już nie miałem pomysłów co mogę jej powiedziec oprócz – Kocham cię - bo to moge powtarzac zawsze i wszędzie, o każdej porze dnia i nocy.
- Będzie dobrze prawda? - Usłyszałem czyjś głos. To była Oliwia.
- Nie wiem, Boże Oliwia nie wiem, ta niepewnośc mnie zabija od środka, wykańcza mnie. - Powiedziałem.
- Ludzie, wszystko będzie dobrze, tak wiem oklepany tekst ale Magda z tego wyjdzie i za niedługo będzie się z nami śmiała ale trzeba w to wierzyc. - Odezwał się Ryan, Alfredo cały czas milczał.
- Ehh słuchajcie ja tak nie dam rady po prostu nie potrafię.... - wybiegłem z sali a następnie ze szpitala.
- Justin! - Zawołał Alfredo.
- Nie stary zostaw mnie, proszę... - wsiadłem do auta i odjechałem. Na początku przemieszczałem się od punktu A do punktu B, C, D i tak dalej. Włóczyłem się bez celu po mieście w końcu odwiedziłem parę barów. Wypiłem parę kolejek, jednak potem stwierdziłem, że wróce do domu. Więc wszedłem do środka i nie zamykając drzwi na klucz poszedłem prosto do salonu. Podszedłem do barku i wyciągnąłem to co miałem.

~*~
Ryan

Musiałem pojechac do Justina i sprawdzic co z nim jest. Tak nagle wybiegł ze szpitala i nie odbiera telefonów. Wszyscy się o niego martwimy, on nie może się teraz załamac, Magda go potrzebuje. Kiedy podjechałem pod dom, widziałem że światło się pali, więc można było się dmyślec że i poszukiwana przeze mnie osoba jest w środku. Zadzwoniłem dzwonkiem jednak nie doczekałem się odzewu z jego strony. Wziąłem więc zapasowe klucze które mi dał i wszedłem przez bramę, a potem chciałem otworzyc dzwi, jednak były otwarte, pociągnąłem za klamkę i wszedłem do środka. Z początku wydawało mi się, że wszustko jest w porządku bo słyszałem jak ten idiota tłucze się w salonie, jednak kiedy wszedłem i go zobaczyłem ręce mi opadły. Był kompletnie pijany, na stole stały różnego rodzaju butelki od alkoholu.
- Boże Justin co ty wyprawiasz? - zapytałem go.
- Pije nie widac? - odpowiedział jak gdyby była to najbardziej oczywista i normalna rzecz na świecie.
- Stary Magda leży w szpitalu a ty tutaj pijesz?
- No ale co ja mam robic? Życie jest do dupy, ja jestem do dupy i niszczę ludziom życie.
- Dobra upiłeś się i gadasz głupoty chodź na górę, prześpisz się. - Pomogłem mu wstac i zaprowadziłem go do pokoju. Ledwo się położył, a już spał. Wyszedłem z domu i pojechałem do siebie.

~*~
Jak co dzień, wstałem rano i po ogarnięciu się pojechałem do szpitala, bo mam nadzieję, że Magda się już obudziła, albo że chociaż, może już sama oddychac i wyciągną jej to ochydztwo z gardła. Tym razem mam nadzieje, że zobaczę tam również ogarniętego Justina.
Jednak kiedy byłem na miejscu zastałem tam Pattie, rodziców Magdy, Oliwie i Alfredo. Justina nie było.
- Siema, jest z tobą... - Zaczęła Oliwia jednak przerwałem jej.
- Nie, myślałem, że jest już z wami.
- Dobra zadzwonię do niego – Alfredo wyciągnął z kieszeni swoich spodni telefon i wykręcił numer. - Cisza. Nie odbiera.
- Cholera... - może do niego pojechac?
- Nie ma sensu, może jeszcze śpi albo nie słyszy. Najwyżej popołudniu się po niego pojedzie jak nie odbierze telefonu. - powiedziała Pattie. Była zawiedziona postępowaniem swojego syna, z jednej strony wszyscy go rozumiemy, no bo to jest ciężkie zwłąszcza dla niego bo on stracił już jedną osobę, teraz może stracic też i drugą.

Co ok.10 min na zmianę dzwoniliśmy do Justina, jednak on nie odbierał, więc o godzinie 15 postanowiliśmy z Oliwią, że po niego pojedziemy lub sprawdzimy czy jest wszystko w porządku.

Kiedy podjechalięmy pod jego dom, zgasiłem samochód i poszliśmy do niego. Tym razem było zamknięte, więc wyciągnał klucze i otworzyłem drzwi i wyłączyłem alarm. Przeszukalismy cały dom, jednak nie znaleźliśmy Justina. Postanowiliśmy na niego poczekac. W domu był okropny bałagan więc razem z Oliwią postanowiliśmy posprzątac.
- Ty górę ja dół – Oznajmiła i poszła do salonu zrobic porządek z tym co zrobił Justin zień wcześniej.
Ja poszedłem na górę i kiedy wszedłem do sypialni zauważyłem włączonego laptopa, wziąłem go na kolana i zobaczyłem co Justin na nim robił. Przeczytałem wszystko i już wiedziałem gdzie go szukac. Zawołałem Oliwie i po 5 minutach byliśmy w drodze do jednego z barów.
- Martwię się o niego, co jak Magda się obudzi a jego nie będzie? - Oliwia zaczęła panikowac, ale rozumiałem ją bo jak tylko Magda odzyska świadomośc będzie pytała się o dziecko, a ja jej tego na pewno nie powiem, Oliwia się rozpłacze, Pattie również, a jej rodzice hmm no może i oni by jakoś dali rade ale wątpie żeby chciała to od nich lub od lekarza usłyszec.
- Spokojnie znajdziemy go, karzemy my się ogarnąc i będzie okej. - Zacząłem ją uspokajac, chodź sam miałem wątpliwości.
- Mam nadzieję, że masz racje, bo przysięgam że jak go dorwę to go rozszarpie na strzępy – Była wkurzona, ale chcąc nie chcąc mimowolnie się zaśmiałem, ona też.
Kiedy przyjechaliśmy na miejsce od razu wiedziałem, że w środku jest Justin, bo na zewnątrz było jego Ferrari.
- Zabije go! - Wyszła z auta, ale ja zatrzymałem.
- Hej, ty nigdzie nie idziesz, zostajesz tu w samochodzie, to nie jest miejsce dla ciebie, wejśc do środka i zamknij się tam, żeby żaden pijak się do ciebie nie dobierał. - Przytaknęła mi głową i zrobiła to o co ją poprosiłem. Za to ja poszedłem w kierunku wejścia. Przed budynkiem było parę dziwek (tak sądzę), pijaków i napaleńców. W środku nie było za miło, dym nosił się w górze, wszędzie pół nagie kobiety, napakowani kolesie, a przy barze ten przygłup, z jakimś kolesiem, nie widzieli mnie. Kiedy jednak szedłem w ich kierunku oni wstali i gdzieś poszli, nie wiem gdzie, bo jakaś babka podeszła do mnie i zaczęła się do mnie przystawiac. Spławiem ją, ale nie wiedziałem gdzie są. Postanowiłem na nich poczekac. Jednak mineło 20 min, a ich jeszcze nie było.
- A ty co? Będziesz tu tak siedział? Albo coś zamawiasz albo wypad. - Powiedział do mnie barman.
- yyy tak jasne, zmywam się. - wstałem i wyszedłem. Oliwia od razu na mnie spojrzała.
Wszedłem do samochodu i opowiedziałem jej wszystko.
- Rany Ryan, a jak jemu coś się stanie? Boję się o niego.
- Oliwia tu jest jego auto, na pewno po nie wróci. - Po ok 2 godzinach zobaczyliśmy jak Justin żegna się z tym kolesiem ale daje mu kasę. Ale za co?! Powoli wyszedłem z samochodu i kiedy zauważyłem, że ten facet daje mu coś podejrzanego wiedziałem że to są narkotyki.
- Dziękujemy, ale jemu to nie będzie potrzebne! - Krzyknąłem tak, żeby oboje mnie usłyszeli. Justin bardzo się zdziwił kiedy mnie zobaczył. - Ryan? Co ty tu robisz?
- Ratuje cię kretynie przed popełnieniem największego błędu w życiu.
- Dzięki, ale nie potrzebuje niańki. - Koleś w tym czasie zdążył uciec, ale z towarem, więc Justin nic nie dostał.
- Wsiadaj do auta, tylko uważaj bo Oliwia ma ochotę cię zabic. - Kiedy zauważyłem że jego źrenice są powiększone, a on buja się i uśmiecha jak debil zorientowałem się co jest grane.
- Cholera...ćpałeś!
- Ehem...i co z tego? - Dalej się usmiechał.
- Boże Magda cię zabiję jak się dowie! - Złapałem go za ramie i wsadziłem go do auta.
- Oooo a co z moim autkiem? - Zapytał dziecinnym głosem.
- Boże, a on co? Aż tak się uchlał? - Zapytała Oliwia.
- Niestety nie.... - Przerwałem.
- No to co? - spojrzałem na nią z zakłopotaniem.
- Nie! - Krzyknęła i odwróciła się do Justina.
- Ooo tak. - Odezwał się.
- No ja cię po prostu zabije!
- Spokojnie, nie denerwuj się – starałem się ją jakoś uspokoic, ale to nie było możliwe.
- Ryan jak mam być spokojna! Moja przyjaciółka leży w szpitalu nie wiadomo czy przeżyje, a jej narzeczony idiota pije i bierze narkotyki! Jak Magda się dowie to ona go zabije przecież! O ile ja nie będę pierwsza!
- To był pierwszy i ostatni raz już ja o to zadbam z chłopakami.

Podjechaliśmy pod dom, odstawiliśmy do do łóżka i kiedy ogarnęliśmy dom, odwiozłem Oliwie do domu, a potem samo pojechałem do siebie. Zostawiliśmy Justinowi kartkę z wiadomością, że ma przyjechac do szpitala, bo nie było go już 2 dni. 


Kto się jara ze mną tą piosenką? :D


No i tak....za wszelkie błędy przepraszam, ale dodaje na szybkiego ;(
Nie mam pojęcia kiedy będzie następny rozdział, bo nie mam go napisanego :/ A strasznie dużo zajęc mam ;/ Postaram się napisac jak najszybciej :D 

sobota, 28 września 2013

Rozdział 113

Na następny dzień o godzinie 7 przyszedł lekarz, aby sprawdzic co i jak z Magdą. Jej rodzice, moja mama oraz nasi znajomi pojechali do domu, jednak ja się uparłem, żeby zostac.
- Jak minęła noc? Zauważył pan coś niepokojącego? - Zapytał lekarz, spoglądając na kartę przy łóżku Magdy.
- Przecież co godzina przychodziła tu jakaś pielęgniarka, a poza tym gdybym coś zauważył to chyba bym was powiadomił prawda? - Odpowiedziałem niezbyt miłym tonem głosu. Po prostu byłem sfrustrowany tą całą sytuacją.
- Wiem, że to dla pana ciężkie jednak może niech jedzie pan do domu i odpocznie? - Zaproponował.
- Nie, nie mogę. Nie ostawię jej.
- No dobrze jak pan uważa – Złapał za klamkę chcąc wyjśc z sali, jednak ja postanowiłem zadac mu pytanie. - Wiadomo jaka była płec dziecka? - Poczułem ból w klatce piersiowej, na wspomnienie o dziecku.
- Właśnie idę po wyniki, miejmy nadzieję, że już są – Odpowiedział mi. Skinąłem mu tylko głowa i z powrotem odwróciłem się w stronę Magdy. Kiedy zostaliśmy sami postanowiłem z nią porozmawiac, moje oczy ponownie się zaszkliły, jednak nie pozwoliłem łzą spłynąc po moich policzkach. - Magda, kochanie...słyszysz mnie? Wiem, że tak. Nie zostawiaj mnie, mój świat bez ciebie będzie pusty, będzie niczym. Ja...ja po prostu nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Teraz wyglądasz jakbyś spała, jednak wiem, że tam w środku walczysz, walczysz bardzo mocno żeby do mnie wrócic, żebyśmy mogli dalej być razem. Wiem to, dlatego proszę cię, nie poddawaj się. - Ścisnąłem jej rękę. - Widzisz to? - Wskazałem na mój tatuaż z jej podobizna na ręce – Pamiętam jak mnie ochrzaniłaś za to – na moje usta wkradł się lekki uśmiech. - Potem jednak jak ci powiedziałem że przecież i tak mnie kochasz powiedziałaś że tylko o tym marzę i tak wspaniale się uśmiechnęłaś i wyszłaś z pokoju, a ja pobiegłem za tobą i zaczęliśmy się wygłupiac, to jedno z moich ulubionych wspomnień. Jednak tym najlepszym jest wieczór w którym powiedziałaś TAK, i zgodziłaś się zostac moją żoną. Pamiętam jak wtedy zapytałem się czy uczynisz mnie najszczęśliwszym facetem na świecie, a ty się zgodziłaś. Pamiętasz? Magda jestem najszczęśliwszy kiedy jesteś ze mną, kiedy wiem, że nic ci nie grozi, kiedy widzę twój uśmiech i kiedy patrzysz się na mnie z ta całą miłością. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. - W tym momencie usłyszałem jak ktoś zapukał do drzwi, to byli rodzice Magdy i moja mama, odwróciłem się do nich i ocierając łzę która niekontrolowanie opuściła swoje miejsce i stoczyła się po moim policzku wstałem.
- I jak z nią? - Zapytała jej mama.
- Dobrze, znaczy się, w nocy nic się nie działo, a jak pytałem się pielęgniarek mówiły, że bez zmian. - spuściłem głowę.
- Justin chodź musisz coś zjeśc – powiedziała moja mama, wyciągając do mnie rękę. Spojrzałem ostatni raz na Magdę i powiedziałem – jeszcze tu wrócę. - Wyszedłem, zostawiając ją i jej rodziców samych.
Zamknąłem za sobą drzwi i od razu przytuliłem moja mamę, potrzebowałem teraz kogoś, kto mógłby mnie wesprzec. Zawsze była taką osobą do której mogłem się zwrócic z każdym problemem, zawsze mi pomogła lub po prostu była ze mną.
- Chodź zjesz coś – Powiedziała.
- Nie jestem głodny – Pokręciłem głową. Z tego całego stresu nie mogłem patrzec na jedzenie.
- To chociaż chodź napijesz się czegoś, kawy? - Zaproponowała.
- dobrze – Poszliśmy w kierunku jakiegoś baru, stołówki czy sklepiku. Weszliśmy na salę i kupiliśmy kawę. Potem wróciliśmy na korytarz, usiedliśmy na ławkach, a ja jedynie co robiłem to ślepo patrzyłem się przed siebie popijając kawę, nie byłem w stanie rozmawiac.
- Synku. - Powiedziała moja mama, ja jedynie na nią spojrzałem.
- Jak się czujesz? - Zapytała, ale odpowiedź była prosta.
- Jak przegrany mamo. Nie potrafię zadbac nawet o własną rodzinę, to wszystko jest do bani. Wiesz tak sobie myślę, że gdyby nie ta cała sława to by się nie wydarzyło. - Powiedziałem.
- Ale gdyby nie ta sława nie poznał byś jej...
- Może to i nawet lepiej, Magda żyła by dalej swoim życiem prawdopodobnie by się w tej chwili śmiała, dziecka by w prawdzie nie było, ale przynajmniej nie musiało by cierpiec. To wszystko moja wina, to przeze mnie jest tak jak jest. To ja ją naraziłem na to wszystko.
- Nieprawda Juss. To nie twoja wina, to po prostu wady twojego zawodu, ale każdy zawód ma swoje minusy. Nie chce teraz żebyś mnie źle zrozumiał, bo ja też nie mogę pogodzic się z faktem, że moja wnuczka albo wnuczek mnie nie pozna, a moja przyszła synowa leży w szpitalu i walczy o życie. Ja po prostu chce powiedziec ci że nie możesz się obwiniac.
Podczas mojej rozmowy z mamą wypiłem całą kawę i kiedy wstałem aby wyrzycic kubek do kosza zauważyłem lekarza, który szedł w moją stronę – Teraz idę do Pani Magdy, a potem poproszę pana do mojego gabinetu na rozmowę. - Powiedział. Wszedł i sprawdził jej kartę, oraz ją zbadał.
- Co z nią? - Zapytał jej tata.
- Zaraz poproszę państwa na rozmowę, ale w pierwszej kolejności ojciec dziecka. - Rodzice kiwnęli głowami i ja wraz z lekarzem poszliśmy do jego gabinetu.
- Dobrze więc mam już wszystkie wyniki badań, i mogę teraz wszystko panu powiedziec.
- Dobrze – kiwnąłem głową i słuchałem dalej.
- A więc tak, zacznijmy od tego, że ostrze znalazło się w podbrzuszu Magdy. Ostrze przebiło płód przy okazji kalecząc dziecko i – nie mogłem tego słuchac, zacisnąłem powieki czując napływające łzy. - Może pan oszczędzic mi takich szczegółów? - Zapytałem.
- Oczywiście, więc Magda straciła dużo krwi, w tym momencie podajemy jej ją na uzupełnienie niedoboru. Z tego co widzę, jest nie znaczna mała poprawa. Nadal jednak trzeba czekac, bo jeśli nie obudzi się w przeciągu 24 godzin, niestety będzie miało to negatywne oddziałowanie na jej mózg. Miejmy nadzieję, że się nie pogorszy. A co do dziecka, znana jest już jego płec – Powiedział lekarz, lekko się zatrzymując, sprawdzając czy nadążam.
- więc? - spytałem.
- dziewczynka. - Zapadła między nami cisza, moja klatka piersiowa bolała, a raczej serce. To był cios dla mnie zawsze chciałem mieć córkę, zwłaszcza jako pierwszą, teraz niestety to wszystko prysło.
- To ja chce jej powiedziec o tym, jak się tylko obudzi – lekarz pokiwał tylko głową na zgodę.
- Czy ma pan do mnie jakieś pytania?
- – odpowiedziałem, a następnie wyszedłem z jego gabinetu, aby móc wymienic rodziców Magdy, aby mogli iśc do lekarza.
Szedłem przez korytarz, kiedy doszedłem do miejsca gdzie znajdowała się sala na której leżała Magda zauważyłem Alfredo, Oliwie, Ryana i moją mamę. Spojrzałem tylko na nich i nie wiedziałem co powiedziec. Oliwia była wtulona w Alfredo. Patrzyli się na mnie ze smutkiem i współczuciem. Nagle przyjaciółka mojej dziewczyny wstała i podeszła do mnie, spojrzała mi prosto w oczy i wpatrywała się we mnie, a ja powiedziałem tylko – To była dziewczynka. - W tym momencie Oliwia powiedziała – Oh Justin tak mi przykro – i mocno mnie przytuliła. Przez chwile moje ręce zwisały bezczynnie ale potem, objąłem ją i wszystko puściło, łzy ponownie zaczęły spływac mi po policzkach – To była dziewczynka, ja i Magda mieliśmy mieć córeczkę. Na pewno była by taka śliczna jak ona, i mądra tez po niej. Na pewno miała by piękny uśmiech i często by się śmiała tak jak i my, bo przecież byli byśmy taką szczęśliwą rodziną. - Płakałem w objęciach Oliwi, ona tez płakała. Chłopaki podeszli do nas, wtedy tez ja otarłem łzy. Moje oczy były czerwone od płaczu, moje włosy opadały na czoło, nie były ułożone.
- Stary chodź zawiozę cię do domu, przebierzesz się i odświeżysz. - Zaproponował Alfredo.
- nie muszę być teraz z nią.
- Ja z nią posiedzę, a ty jedź, nie będzie cię raptem godzinę. Jak coś będzie się działo to zadzwonimy. - Powiedziała Oliwia.
- Ehhh no dobra. - Zgodziłem, się bo wiedziałem, że nie zostawiam jej samej na pastwę losu. Wyszedłem ze szpitala razem z moim najlepszym kumplem. Pojechaliśmy do domu.

~*~
- Halo? - odebrałem pospiesznie telefon wychodząc z łazienki.
- Justin przyjeżdżajcie szybko! - Rozłączyła się. Nie wiedziałem co mam zrobic i co to oznaczało. Jej telefon bardzo mnie zaniepokoił, wiedziałem że trzeba jechac tam jak najszybciej – Alfredo jedziemy do szpitala!! - krzyknąłem, zakładając pierwszą lepszą koszulkę i spodnie.

Kiedy przyjechaliśmy do szpitala po 20 minutach Ryan czekał już na nas przy wejściu, kiedy tylko go zauważyłem krzyknąłem – Ryan co jest?
- Za mną szybko, nie ma czasu! - Pobiegliśmy za nim, jednak nie czekaliśmy na windę, pobiegliśmy schodami. Kiedy biegliśmy korytarzem, w jednej z sal było straszne zamieszanie, kiedy zauważyłem Oliwie, rodziców Magdy i moja mamę zapłakanych wiedziałem że to jest coś cholernie złego. Podbiegłem i przez szybę zauważyłem leżąca na łóżku moją Magdę i lekarzy oraz pielęgniarki dookoła niej i jedyne co słyszałem to ich krzyki i ten okropny pisk. Oni...Oni ją reanimowali.

_____________________________

No i tak.... na następny będziecie musili sobie poczekac troszkę dłużej bo jeszcze nawet nie zaczęłam go pisac ;/ Ale jak do poniedziałku do 16 będzie 15 komentarzy od 15 RÓŻNYCH osób (anonimy proszę się podpisywac) To rozdział będzię w czwartek/piątek a nie dopiero za 2 tyg :D 

poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 112

Justin

Przygotowywałem się do koncertu, wszyscy już czekali, słyszałem moich fanów. Ostatnie poprawki, uśmiech do lustra i nagle wchodzi Scooter jak burza do mojej garderoby, jego oczy są wielkie i pełne strachu.
- Rany Scoot wyglądasz na przerażonego, coś się stało? -
- Justin... - Zaczął.
- No co jest? - Zapytałem.
- Magda... - To było jedyne co powiedział.
- Co Magda? - Zapytałem już teraz poważnie, jednak on nadal milczał więc dał mi tym samym do myślenia, że stało się coś złego. - Stary! Co Magda? Co się stało? Odpowiedz mi!! - Złapałem do za ramiona.
- Magda...Ona...Ona Jest w szpitalu w ciężkim stanie. - Powiedział, a moje ręce opadły.
- Co?! Ale jak to? Co się stało? Coś z dzieckiem?!
- Ona...Justin, jakaś psych-fanka wbiła jej nóż w brzuch, nic więcej nie wiem tyle zrozumiałem z tego co Pattie mówiła, a bardzo płakała.
- Nie! Nie! Nie! Kurwa! Tylko nie to! - Opadłem na podłogę, a moje oczy napełniły się łzami.
- Justin nie możesz teraz się załamywac ona...to znaczy Magda cie teraz potrzebuje... - spojrzałem na niego i powiedziałem – Czy moja mama jeszcze coś mówiła?
- Powiedziała jeszcze żebyś się spieszył, bo nie wiadomo czy zdążysz się z nią pożegnac, bo stan jest na tyle krytyczny, że w każdej chwili może...
- Nie! Cicho! Ona nie... Ona mnie nie zostawi! Muszę tam jechac, Odwołaj wszystkie koncerty jak na razie! - Wstałem i ocierając oczy przebrałem się jak tylko można było najszybciej. Scooter zajął się wszystkim, włącznie z tym, żeby zadbac aby samolot był gotowy.
Pojechałem do hotelu i zabrałem wszystkie potrzebne rzeczy i udałem się na lotnisko. Ta adrenalina którą czułem nie pozwalała mi na załamanie się, to było... okropne uczycie. Leciał ze mną Alfredo i Ryan.
Po ok 2 godzinach wystartowaliśmy. Nie mogłem nic powiedzic, to było okropne uczucie, jak bym chciał płakac ale nie mógł bym. Nagle zdałem sobie sprawę, że rodzice Magdy nic nie wiedzą.
- Rany muszę zadzwonic do jej rodziców! - Wstałem szybko, gorączkowo szukając mojego telefonu. Chłopaki coś do mnie mówili, ale nie słuchałem ich.
- Justin!! Siadaj oni już wiedzą i też lecą! Uspokój się! - Krzyknął Ryan.
Popatrzyłem się na nich, nie mogąc nic powiedziec. Po prostu usiadłem i podkuliłem nogi tak żebym mógł je objąc rękami.

~*~
Wylądowaliśmy i od razu pojechaliśmy do szpitala. Wszedłem szybko do środka i pobiegłem do recepcji. Pielęgniarka rozmawiała przez telefon, ale je nie mogłem czekac – Przeprasza, to pilne!
- Przepraszam na chwilkę – powiedziała do kogoś w słuchawce – słucham?
- Szukam mojej dziewczyny nazywa się Magda... - Nie dała mi dokończyc.
- A tak, drugie piętro i na prawo cały czas prosto, do drzwi z napisem sala operacyjna. - Podziękowałem jej i pobiegłem tam gdzie mi kazała. Chłopaki szli za mną.
Kiedy zauważyłem moją mamę, siedzącą na szpitalnym krześle i płaczącą wiedziałem, że jest bardzo źle.
- Mamo!
- Justin! - Podbiegłem do niej.
- Co się stało? Opowiedz mi! - Przytuliłem ją mocno.
- By-byłyśmy u lekarza i 2 fanki do nas podeszły i chciały zdjęcie z nami, i jedna z nich podczas robionego zdjęcia z Magdą, wyciągnęła nóż i … i wbiła Magdzie w podbrzusze. Magda upadła, a ochroniarze złapali obie dziewczyny. Ta dziewczyna zaczęła krzyczec, że ty jesteś jej, a Magda to wszystko psuje i w ogóle. Przyjechała policja a lekarz z przychodni się nią zajął. Szybko przyjechała karetka i zabrała ją tutaj, a ja od razu zadzwoniłam do ciebie, ale nie odbierałeś, więc zadzwoniłam do Scootera. Boże Justin!! - Moja mama tak strasznie płakała, a ja po prostu ją puściłem i zapytałem się bez żadnych emocji – Co z nią...Co z dzieckiem?
- Nie wiem, lekarz powiedział tylko, żeby w miarę szybko zadzwonic do bliskich bo... bo ona może tego nie przeżyc. - moja mama opadła na krzesło. Kiedy mi to wszystko wytłumaczyła, to nagle uderzyła mnie ogromna fala gorąca. Nie wiedziałem co jest grane, po prostu to wszystko we mnie wrzało, byłem totalnie oszołomiony.
Jak moja Magda, może ode mnie odejśc? Przecież jesteśmy tacy szczęśliwi, tacy wydawało mi się idealni. To dzięki niej wiem co to prawdziwa miłośc. Ona jest powodem mojego uśmiechu, radości, energii, jeśli jej zabraknie to...to ja nie wiem co zrobię. Ona jest moim wszystkim, kocham ją ponad wszystko, a ona teraz tak o po prostu chce odejśc. Oparłem się o ścianę i jak gdyby nigdy nic opadłem na podłogę, łzy zaczęły napływac mi do oczy tak, że przestawałem cokolwiek widziec. W końcu już nie mogłem, po prostu pozwoliłem, aby to wszystko ze mnie zeszło, żeby było mi lepiej, niestety, tak się nie stało. Ból w sercu rósł z każda minutą oczekiwania na lekarza, z każdą sekundą niepewności. Magda i nasze dziecko było tam, za tymi drzwiami a ja nie mogłem im pomóc chociaż obiecywałem jej, że będzie bezpieczna, że nic jej się nie stanie....że ja ją ochronię. Nie dotrzymałem słowa, jestem gównianym dupkiem niepotrafiącym zadbac nawet o własną dziewczynę.
Zacząłem się modlic – Boże ocal im życie, spraw żeby Magda i nasze dziecko wrócili do mnie, żebyśmy mogli cieszyc się życiem razem. Jej uśmiech jest moimi bateriami, które ładują mój humor, jej radosny głos sprawia, że chce mi się życ, że nie jest już tak nudno jak kiedyś. Od momentu ostatniej jej operacji Magdy na serce, nie miałem powodu do takiego strachu. Ale zanim wyjechała, za nim się rozstaliśmy miałem złe przeczucia, ale nie chciałem mówic na głos. Boże to boli, kiedy chcesz ponownie zabrac mi ukochaną osobę, nie rób tego. Kocham ją całym moim sercem i chce żeby była ze mną, żeby się zestarzała razem ze mną i naszymi dziecmi oraz wnukami.

Nagle z mojej zadumy wyciągnęły mnie otwierające się drzwi. Podniosłem szybko głowę, z nadzieją, że to będzie lekarz, który powie mi że, wszystko jest w porządku, lecz zobaczyłem pielęgniarkę. Od razu zerwałem się na równe nogi i zapytałem się – Co z nią? Jak z dzieckiem?
- Przepraszam, ja nie mogę udzielac informacji na ten temat, lekarz powiedział, że poinformuje pana jak skończy. - Odeszła, a w tym momencie przyszli rodzice Magdy. Jej mama cała zdruzgotana, ojciec był zdenerwowany. Nie wiedziałem co im powiedziec, byłem przestraszony, że będą mnie obwiniac, że zabiorą ją ode mnie jeśli ona przeżyje. Zadawali dużo pytań ,,Jak z nią?'' ,,Co z dzieckiem?'' ,, Co się stało?'' ,,Boże czemu ona?'' ,,Jak bardzo jest poważnie?'' ,, Przeżyje?''

Nie byłem w stanie im odpowiedziec, po prostu usiadłem na krześle i złapałem za włosy, ciągnąc za ich końce. Jednym uchem słyszałem jak moja mama opowiada wszystko rodzicom Magdy i jak jej mama zaczyna płakac. Siedzieliśmy tam jeszcze przez 10 minut, aż w końcu zza drzwi operacyjnych wyszedł lekarz. Wszyscy wstaliśmy i wpatrywaliśmy się w niego.
- Przepraszam czy jest ktoś z rodziny Magdy, albo ojciec dziecka? - Zapytał lekarz, a ja odpowiedziałem mu – Tak, ja jestem ojcem dziecka, a to są rodzice Magdy – Wskazałem na nich.
- Dobrze, więc operacja się udała i Magda żyje lecz następne 48 godzin będzie decydujące, ale przykro mi – Zwrócił się w kierunku do mnie – Dziecka nie udało się uratowac, nóż który został wbity uszkodził macice i płód. Niestety nic nie dało się zrobic. - Spuścił wzrok.
- Nie...nie...nie! - Opadłem na krzesło i dosłownie nie wiedziałem co mam robic. Mój świat się zawalił, jedno z moich powodów szczęścia odszedł. Teraz czuje dokładnie to co czuje ojciec któremu właśnie powiedziało się, że nigdy nie będzie mógł poznac swojego dziecka.
- Możemy ją zobaczyc? - Powiedziała mama Magdy, przejęta tym, że ona również nie pozna swojego wnuczka lub wnuczki.
- Ehhh niechętnie, ale dobrze, jako rodzice możecie ale nie na długo.
Jednak zanim lekarz się oddalił zdążyłem zapytac – to był chłopiec czy dziewczynka? - mój głos był słaby i ledwo słyszalny.
- Niestety ciąża była w zbyt wczesnym stadium, żeby to określic, ale wykonamy odpowiednie badania i wszystko panu powiemy. - Poklepał mnie po ramieniu i odszedł, razem z rodzicami Magdy, którzy mieli iśc ją zobaczyc.
Poczułem jak moja mama siada koło mnie.
- Przykro mi synku, naprawdę mi przykro, to nie powinno było się wam przydażyc. - Czułem jej dłoń na moich plecach.
- Skąd wiesz? Może czymś sobie na to zasłóżyliśmy...a raczej ja? Bo przecież czemu miało by się tak stac? To jest totalnie niesprawiedliwe! Moja dziewczyna, a raczej narzeczona leży w sali pooperacyjnej i nie wiadomo czy przeżyje, a moje dziecko zmarło! To..to jest okropne, ten ból jest nie do zniesienia! Ta myśl, że mogę stracic też i Magdę! Mamo zrób coś! Proszę cie, pomóż mi. - Skuliłem się w taki sposób, żeby moja głowa spoczęła na jej kolanach. Płakałem bo nic innego mi nie pozostało. Totalnie się załamałem, zapomniałem nawet że Ryan i Alfredo tutaj są.
Po ok 5 minutach usłyszeliśmy – Co z nią? Co z dzieckiem? - To była Oliwia, przejęta całą sytuacją. Jednak kiedy mnie zobaczyła i miny innych też, wiedziała że jest źle.
- Proszę nie mówcie mi że Magda...że ona... - Alfredo złapał ją i powiedział – Magda była na operacji, i lekarz powiedział, że następne 48 godzin jest decydujące.
- No a co z... - Zapytała ale nie zdążyła, ubiegłem ją.
- Zmarło. - moja odpowiedź była krótka i zawierała wszystko co chciałem jej przekazac.
- Co?! O Boże...Justin, tak mi przykro... - spojrzałem na nią, ale już nic nie odpowiedziałem, po prostu nie byłem w stanie.

Po ok 20 minutach, przyszedł tata Magdy, który zapytał mnie czy chce ją zobaczyc. Pokiwałem głową i poszedłem za nim. Przed wejściem musiałem założyc specjalny płaszcz ochronny. Złapałem za klamkę i wszedłem do środka. Magda leżała, można by pomyślec, że śpi gdyby nie te wszystkie rurki i kabelki i ta cała aparatura przy jej łóżku. Jej klatka unosiła się i opadała, oddychała. Była taka spokojna, nie wyobrażam sobie momentu w którym będę musiał powiedziec jej, że....że dziecko nie żyje.
Usiadłem koło niej, wziąłem jej rękę i przyłożyłem do twarzy – Magda nie zostawiaj mnie, Od kiedy pojawiłaś się w moim życiu, poczułem że jednak życie może jeszcze nas nie raz zaskoczyc, nigdy bym nie pomyślał, że zakocham się w dziewczynie, która wygrała konkurs o mnie. Po prostu jechałem tam na spotkanie z fanką, na nic nie liczyłem, nie przyszło mi do głowy to że ja i ta dziewczyna będziemy zaręczeni i...i że ona będzie w ciąży z naszym dzieckiem. Magda kocham cię i zawszę będę ci to powtarzał. Nikogo innego nigdy tak nie pokocham jak ciebie. Twój uśmiech, którym zarażasz wszystkich dookoła, twoje oczy kiedy patrzysz na mnie z tą całą miłością, włosy które opadają na ramiona i pozytywne nastawienie do życia to są rzeczy które pomagały mi wstac codziennie rano, a jak ode mnie odejdziesz to...to już nie będę miał po co wstawac, po co przeżywac kolejnego dnia. Kocham cię. - Pocałowałem ją w czoło i wyszedłem.

______________________________________

.... Nie zabijajcie mnie proszę za to, dobra a więc liczę że będzie dużo komentarzy :D i Wybaczcie że dziś nie dałam zdjęcia, ale coś mi się ścina :D

No to taaak.... następnego rozdziału możecie się spodzewac tak coś koło piątku/soboty myślę to zalęzy jak uda mi się napisac 

wtorek, 17 września 2013

Rozdzaiał 111

- To pa do zobaczenia za 4 dni – Nie lubię żegnac się z Jussem, ale muszę jechac do lekarza.
- Ej może te leki kupi ci Oliwia? - Juss zaczął wymyślac.
- Ale on musi mnie osobiście te leki wypisac kochanie, przecież wrócę – Pocałowałam go.
- Ale ja mam złe przeczucie, proszę cię idź z ochroną! Obiecaj mi to! - Znowu zaczął z tą ochroną.
- Juss już o tym rozmawialiśmy i wydaje mi się, że za bardzo panikujesz.
- Natalia, ale co ci szkodzi wziąśc 2 czy 3 ochroniarzy, a ja był bym spokojniejszy.
- Boże Juss a co mi się może stac?! Ja jestem jedna i wydaje mi się, że jeden ochroniarz wystarczy – No i pożegnanie zamieniło się w kłótnie, po prostu super...
- Nie, nie wystarczy, Nie jesteś jedna tylko jest was 2 i chce żebyście byli bezpieczni.
- Powiedz mi co może się stac?
- Nie wiem, ale świat jest pełen wariatów.
- Szkoda, że nie przejmowałeś się tak mną jak jeszcze mieszkałam w Polsce!
- No w ogóle! Chciałem dac ci ochronę, ale wszyscy mi mówili, żebym nie świrował.
- No to teraz ja Ci Juss mówię nie świruj.
- Natalia...- Jękną.
- Też cię kocham, zadzwonię jak będę na miejscu.
- Chodź tu do mnie! - Wyciągnął ręce do mnie, podeszłam, a on mnie mocno przytulił. - Pamiętaj, że bardzo mocno cię kocham. - Boże o co mu chodzi, on naprawdę myśli, że mnie się coś może stac? Ehh....nie powinnam ulegac ale ja też go kocham i chce żeby był spokojny.
- Dobra 2 ochroniarzy i koniec!
- Taaak! Kocham Cię! - On jest walnięty!
- Hahaha, też cię bardzo kocham, a teraz idę bo się spóźnię.
Wyszłam z hotelu razem z Davidem jednym z moich ochroniarzy.

~*~
-Hej laska! - Usłyszałam głos Oliwi.
- No cześc, ale się stęskniłam! - Przytuliłam przyjaciółkę i poszłyśmy razem z moich ochroniarzem do auta, które ma mnie odwieźc do domu. O dziwo zamiast jakiegoś specjalnego auta, czekał na nas tata Oliwi.
- No witam wielką gwiazdę! - Przytulił mnie.
- Dzień dobry. - Uśmiechnęłam się.
Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do mojego domu. Całą drogę opowiadałam Oliwi o Alfredo bo w sumie tylko o tym chciała wiedziec. Cieszę się, że nie rozmawiamy tylko i wyłącznie o mojej ciąży, no ale jednak to musiało się zmienic – A Magda powiedz mi jak tam się czujesz wiedząc, że gdzieś tam w tobie rozwija się mała istota? - Zapytał tata Oliwi.
- Amm...no w sumie początki są ciężkie ta ciągła zgaga czy nawet te mdłości to jest ciężkie do zniesienia, ale jednak da się wytrzymac. Bo w końcu czego się nie robi dla własnego dziecka prawda? - Uśmiechnęłam się troszkę nieśmiało, bo głupio mi było przed nim. Zawsze uważał mnie za odpowiedzialną dziewczynę, a teraz to już chyba uważa mnie za małolate która za bardzo chce udawac dorosłą.
- Co nie cieszysz się?
- Tato! - Upomniała go Oliwia.
- Dobrze, przepraszam to nie moja sprawa.
- Nie, proszę pana to nie o to chodzi. Po prostu wiem co pan teraz o mnie myśli i głupio mi, wstydzę się tego że w tak młodym wieku zamiast uczyc się, chodzic na dyskoteki czy chociażby śmiac się z koleżankami na głupie dziewczęce tematy, ja teraz przygotowuje się do dorosłego życia z dzieckiem. Pieluchy, choroby, kolki,ząbkowanie to jest teraz to co mnie powinno najbardziej interesowac.
- No i tu się mylisz, oczywiście uważam to za głupie posunięcie bo na seks zawsze jest czas, ale na naukę, maturę i jak ty to powiedziałaś głupie dziewczęce tematy nie. Nadal cię bardzo lubię i uważam że jesteś odpowiedzialna i mądra. - kiedy to powiedział lekka kpina wymknęła się z moich ust. - Odpowiedzialna i mądra? No ja tak nie myślę.
- No a jednak gdyby tak nie było, to myślała byś nad oddaniem dziecka, dalej chciała byś wrócic na scenę, tak wiem o twojej decyzji na temat wychowywania dziecka i to jest bardzo mądra i odpowiedzialna decyzja, że chcesz się zajmowac nim i że rezygnujesz ze swoich marzeń. Uwierz mi nie wszyscy byli by do tego zdolni. - uśmiechnął się ciepło do mnie, a ja to odwzajemniłam.
Kiedy dojechaliśmy do domu, podziękowałam jemu i Oliwi i wyszłam z samochodu razem z Davidem.
- To do jutra! - krzyknęła przyjaciółka.
- No na razie! Jutro po lekarzu przyjdę do ciebie. - Pomachałam i poszłam. David odstawił moje walizki do pokoju żebym nie musiała tego nosic i poszedł. Ja tymczasem usiadłam na kanapie w salonie i wyciągnęłam mojego iPhona, żeby zadzwonic do Justina – Hej kotek, już na miejscu?
- Tak, już jestem w domu, zaraz pójdę do sklepu i coś sobie ugotuję.
- Ale moja mama przecież może przyjśc.
- Juss nie zaczynaj, już i tak wystarczająco mi pomogła.
- No dobrze, ale jutro do lekarza pójdzie z tobą dobrze?
- Nie chce jej ściągac tak wcześnie z łóżka.
- Ale już z nią rozmawiałem i powiedziała że o 7 będzie u ciebie i razem pojedziecie na 8 do przychodni.
- Ehh no dobrze, widzę, że specjalnie robisz mi obstawę do tego lekarza, haha.
- Ee nieee wydaje ci się, haha.
- Kocham cię Justin – Powiedziałam i przy tym szeroko się uśmiechnęłam.
- Ja ciebie też bardzo kocham. - Przypuszczalnie on również się uśmiechnął.
- Dobra to ja kończe bo jestem cholernie głodna.
- Dobrze, to do usłyszenia, zadzwoń jeszcze dziś.
- To ty zadzwoń bo nie wiem kiedy będziesz miał chwilkę czasu wolnego.
- Dobrze, to papa.
- No na razie. - Odłożyłam telefon na stół, podeszłam do torebki i założyłam ją na ramie. Wychodząc z domu i jednocześnie go zamykając usłyszałam – Hej! - Kiedy się odwróciłam zobaczyłam Michaela.
- O cześc! Jak tam? - Zapytałam.
- A u mnie dobrze, pusto tu bez ciebie. Kiedy wróciłaś?
- Przed chwilą, właśnie idę do sklepu po coś na obiad.
- Ej to nie rób dziś obiadu, przyjdź do mnie, co ty na to? - Zaproponował.
- No w sumie czemu nie, ale i tak muszę kupic coś do jedzenia bo coś czuję, że będę baardzo głodna. - Uśmiechnęłam się.
- A no tak, słyszałem, to prawda? - Zapytał,ale udawałam, że nie wiem o co chodzi.
- Ale z czym prawda?
- No że jesteś w ciąży?
- A tak, to prawda. - Spuściłam głowę.
- Gratuluję! A co ty się nie cieszysz?
- Cieszę się i to bardzo, ale głupio mi przed innymi, bo jak by nie było mam dopiero 18 lat i już ciąża.
- No najwidoczniej tak miało być – Uśmiechnął się do mnie, a ja to odwzajemniłam.
- Dobra to chodź podwiozę cie do sklepu a potem pójdziemy do mnie na obiad. Tylko wezmę kluczyki.
- Okej.
Poszłam za bramę i czekałam na niego, nagle zauważyłam, jednego z fotoreporterów, przewróciłam tylko oczami i w sumie dalej czekałam. Kiedy Michael podjechał weszłam do auta i pojechaliśmy do sklepu.

~*~
-Mmm, pyszne było. Naprawdę mi smakowało. - Powiedziałam wycierając usta chusteczką.
- Wiem, powiedział nieskromnie – po tym z jakim apetytem jadłaś, nie można było nie zauważyc, że ci smakowało. - Uśmiechnął się.
- Ehe, no tak. - założyłam jeden pas włosów za ucho.
- To jak teraz sobie wyobrażasz to wszystko po narodzinach dziecka? - Zapytał.
- Emm.. wiesz nie chce o tym mówic teraz, opowiedz mi co tam u ciebie słychac? - Michael opowiadał mi co u niego, co porabia i takie tam. I tak zostałam do kolacji i ok 20 się zebrałam do domu. Akurat zamykałam drzwi to Justin zadzwonił.
- No cześc jak tam?
- A dobrze, byłam aż do teraz u Michaela. Pogadaliśmy i teraz idę spac. Ale oczywiście moim wyczekiwanym punktem tego dnia był telefon od ciebie.
- Tak, tak podlizuj się teraz. Haha, no to przynajmniej powiem Ci dobranoc.
- No tak. - Podczas rozmowy z Jussem zdążyłam się przebrac, potem zrobiliśmy małą przerwę bo musiałam się umyc i po ok 20 min zadzwonił do mnie ponownie.
- Dobra kładź się, do spania.
- Dobra, dobra. - położyłam się i rozmawialiśmy jeszcze chwilkę, aż w końcu byłam tak zmęczona że postanowiłam już zakończyc naszą rozmowę.
- Dobra ja już odpadam, dobranoc Justin do zobaczenia.
- Dobranoc Magda, kocham cię bardzo mocno, do zobaczenia.
- Ja ciebie też bardzo kocham. - Rozłączyłam się.

Rano zadzwonił mi budzik, który oznajmił mi że muszę wstac. Tak też więc uczyniłam, wstałam umyłam się, przebrałam i poszłam zjeśc śniadanie. Akurat w momencie kiedy schodziłam po schodach rozległ się dzwonek oznajmiający, że ktoś przyszedł. To była Pattie.
- Witaj, jak się czujesz?
- Całkiem dobrze. - uśmiechnęłam się.
- Dobrze więc liczę że załapie się z tobą na śniadanie?
- Oczywiście, właśnie zamierzałam coś zjeśc.

Kiedy zjadłyśmy śniadanie Pojechałyśmy do przychodni. Czekając na naszą kolejkę dostałam smsa

Od: Juss ;*
Kocham Cię :*

Do: Juss ;*
Ja Ciebie też Kocham ;*
Po ok 15 minutach przyszła moja kolej, weszłam do gabinetu, lekarz zbadał mnie, zmienił mi leki i mogłam już wychodzic.
- Szybko poszło. - powiedziała Pattie.
- No, szybko i pomyślec że właśnie po to przyleciałam – Przewróciłam oczami i zaczęłam się śmiac.
- Dobra to teraz proponuje, jakiś spacerek? - Zaproponowała.
- No pewnie! To chodźmy na promenadę przy plaży! - Zawołałam.
- Świetny pomysł!
Wyszłyśmy z budynku tam czekał już David i Ben.
- Dobra to na promenadę. - powiedziałam do nich, a oni z uśmiechem przytaknęli. Lecz zanim ruszyliśmy podeszły do nas jakieś dwie dziewczyny i zapytały się czy mogą zrobic sobie ze mną i Pattie zdjęcie. Uśmiechnęłam się i powiedziałam, że oczywiście. - objęłam ją ,a jeden z ochroniarzy robił nam zdjęcie a drugi Pattie z drugą dziewczyną. Następnie się zamieniłyśmy fanka Pattie przyszła do mnie.

W pewnym momencie usłyszałam krzyk jednego z ochroniarzy, rzucił aparat, wszystko stało się takie wolne, jakby film w zwolnionym tempie, a ja poczułam cholerny ból w podbrzuszu, a potem ciemnośc.



                                                 
To jest zdecydowanie moje ulubione zdjęcie :D Patrzcie na ten usmiech! :D



.... Nie odezwe się :D dobra a teraz tak, zbliżamy się do końca i bardzo mi zależy na Waszych komentarzach :D Zapraszam również na mojego drugiego bloga, jakbyście chciały luknąc :D http://darkemoutions.blogspot.com/ :D 

piątek, 13 września 2013

Rozdział 110

Kiedy dojechaliśmy do kolejnego miejsca koncertu. Dużą część jazdy przespałam.
- Skarbie, wstawaj, dojechaliśmy. - Czułam jak ktoś mnie budzi.
- Mmm...już wstaje. - Uśmiechnęłam się. Następnie wstałam i wyszliśmy z autobusu. Staliśmy tam chwilkę, Juss robił coś na telefonie, a ja rozmawiałam z Alfredo. Nagle usłyszeliśmy fotografów wołających nas i robiących zdjęcia. Postanowiliśmy to zignorowac i weszliśmy do hotelu.
- Boże oni mnie już wkurzają! - Powiedział Justin.
- No może i są wkurzający, ale pamiętaj, że to częściowo dzięki nim stałeś się tym kim jesteś.- Starałam się mu to wytłumaczyc. Wypuścił powietrze i powiedział – No tak, masz racje, ale oni za bardzo ingerują w życie prywatne, to cholernie wkurza.
- No dobrze, ale nie musisz odpowiadac na te pytania przecież, tak? - Spojrzałam na niego.
- No tak. - Następnie poszliśmy do swoich pokoi, tym razem dostałam pokój razem z Jussem i Alfredo. Oni zawsze mają wspólny pokój, tylko tym razem ja się im jeszcze wepchnęłam, ale z tego co mówi Alfredo ''Będzie zabawnie''.
Zostaliśmy miło powitani w hotelu, następnie poszliśmy do pokojów, a po 10 minutach nasze bagaże zostały odstawione do naszego apartamentu.
Ok 19 Juss gdzieś wyszedł, ja zostałam i rozmawiałam przez skype z Oliwią.
- Kiedy do nas dołączysz? - Zapytałam.
- No ja chyba za jakoś 3 dni mam samolot.
- Oo to pojedziemy razem, bo ja po jutrzejszym koncercie rano jade do LA do lekarza, bo jakieś badania przyszły i musi mi leki zmienic, więc wrócimy tu razem. - Zaproponowałam.
- Świetnie! A jak tam Justin, nadal jest taki nadopiekuńczy?
- Nie, już sobie odpuścił.
- A teraz, pewnie gdzieś z Alfredo są, bo jak dzwoniłam to nie odbierał.
- Tak, wyszli gdzieś na miasto, nie wiem co kombinują, ale czuje, że mi się to nie spodoba.
- Czemu tak myślisz? - Zapytała się Oliwia.
- Widziałam, ten uśmieszek u Justina, a to oznacza kłopoty.
- Eee przesadzasz – Oliwia zaczęła mnie przekonywac.
- Zobaczysz, jeszcze się okaże że to ja miałam racje – I po chwili obie zaczęłyśmy się śmiac.
Po rozmowie z Oliwią, co zajęło ok 2 godzin przyszedł Justin z Alfredo.
- Ja idę zadzwonic do Oliwi – Wziął laptopa i wyszedł z pokoju, jakby nie mógł zadzwonic tutaj.
- No i jak wasz wypad? - Zapytałam.
- A świetnie, patrz – Juss podciągnął rękaw aby pokazac mi swój KOLEJNY tatuaż.
- Co to jest?!
- To twoja podobizna – Uśmiechnął się.
Ta postac z jego ręki przypominała mnie z jednej z moich sesji zdjęciowych. On jest nienormalny.
- Zgłupiałeś?! Czemu to zrobiłeś?
- Kocham Cię i chce żeby mi coś o tobie cały czas przypominało. - Uśmiechnął się.
- Dobrze wiesz, że ja nie pochwalam tatuaży! Wiem że ty lubisz i jak chcesz to się oszpecaj, ale nie umieszczaj mnie na tatuażu.
- Za późno – Uśmiechnął się.
- Awwww!! Ale mnie wkurzasz!
- Ale i tak mnie kochasz – Ponownie się uśmiechnął i mnie przytulił.
- Tak, tak, żyj tymi złudzeniami – Poklepałam go po plecach i wyszłam z pokoju z wielkim uśmiechem.
- Ej zaraz, co chcesz przez to powiedziec? Kłamiesz! - Zaczął za mną biec, kiedy mnie złapał podniósł mnie – Co ty robisz? - zaczęłam się śmiac.
- Powiedz, że mnie kochasz – Powiedział, cały czas trzymając mnie nad ziemią.
- Nie!
- No to cię nie puszczę!
- Puszczaj wariacie! Ludzie już śpią! Proszę, cię!
- Powiedz to!
- Nie!
- Powiedz!
- Nie!
- Powiedz.
- Kocham cie!
- okej. - Postawił mnie na ziemi, odwrócił się i jak gdyby nigdy nic wszedł do pokoju.
- Ej co jest? - Rozłożyłam ręce.
Poszłam za nim do pokoju i od razu położyłam się spac, a zaraz koło mnie Juss.
- Dobranoc kochanie – pocałował mnie w czubek głowy.
- Dobranoc Juss.

Rano poszliśmy na śniadanie, a potem na próbę. Jednak dziś troszkę, źle się czułam, dlatego też próba trwała troszkę dłużej niż zwykle.
- Wzięłaś dziś swoje leki? - Juss zaczął się martwic.
- Tak, ale dziś jest po prostu jakiś gorszy dzień i tyle. - zaczęłam się usprawiedliwiac.
Kiedy zakończyliśmy próbę, poszłam z Jussem na obiad, jednak po drodze spotkaliśmy tam strasznie dużo paparazzich którzy cały czas wypytywali ,,Który to miesiąc?'' ,,To będzie chłopczyk czy dziewczynka?'' ,,Jak nazwiecie dziecko?''
To wszystko stawało się coraz bardziej uciążliwe, ale przez tą całą Cristal musimy to znosic. Od tamtej kłótni mniej z nią rozmawiamy. Po prostu ona się odseparowała od nas. Bardzo dobrze.

Przed koncertem jak zawsze Juss miał M&G. Ja siedziałam w garderobie razem z Ryanem. Nagle zaczęliśmy słyszec straszny hałas, a raczej krzyki, jednak nie rozumieliśmy ich. Podeszłam pod drzwi, żeby zobaczyc co się stało. Kiedy pokazałam się wszystkim, zaczęli piszczec i nagle usłyszałam Jussa – Natalia chodź do nas. Bieliebers chcą żebyś dołączyła do nas.
Byłam w szoku, ale przytaknęłam i wyszłam do nich. Wszyscy...no większośc mnie przytulała i gratulowała nam. Przez to wszystko M&G potrwał troszkę dłużej niż zwykle, ale czułam się fantastycznie dzięki tym wszystkim wspaniałym ludziom. Myślałam, że nie przyjmą do wiadomości tego, że jestem w ciąży i tak już źle znosili zaręczyny, ale okazało się że prawdziwi beliebers cieszą się razem z nami.

Przez przedłużony M&G koncert zaczął się później, ale to nie przeszkadzało fanom. Wyszłam jak zwykle na scenę i naprawdę wspaniale się czułam. Chłopaki zaczęli grac, a ja śpiewałam i tańczyłam razem z tancerzami. Kiedy nagle śpiewałam jedną z piosenek i wszyscy zaczęli śpiewac razem ze mną poczułam się inaczej... inaczej niż do tej pory kiedy wszyscy śpiewali ze mną. To było jak pewnego rodzaju ból i strach bo doszło do mnie, że za niedługo to całe koncertowanie i występowanie przed ludźmi się skończy. Nie będę mogła się z nimi dzielic moją muzyką. To w tamtym momencie bolało. Cholernie bolało. Nagle nie wiadomo skąd zaczęłam płakac, chłopaki oczywiście nadal grali. Mnie głos drżał, a to wszystko przez piosenkę gdzie śpiewam o spełniającym się marzeniu, o fantastycznym życiu.
- Przepraszam. - Tylko to zdążyłam powiedziec, zanim Alfredo zabrał mnie za kulisy, to była na szczęście ostatnia piosenka więc nie musiałam już tam wracac. Za kulisami czekał już zmartwiony Juss – Ej kotek co jest? Co się stało? - Jednak ja nie byłam w stanie się odezwac, porostu mocno go przytuliłam. Przeszliśmy gdzieś, gdzie było mniej hałasu. Usiedliśmy i ja po prostu płakałam, mocno wtulając się w Justina. On nic nie mówił, wiedział, że coś bardzo mnie boli i chyba nawet domyślał się o co chodzi. Cały czas trzymał mnie w swoich objęciach i nie puszczał. Po chwili kiedy już się uspokoiłam a cisza między nami nadal trwała Juss odezwał się pierwszy – Przepraszam. - On przeprasza!? Za co? O co mu chodzi?
- Za co? - Zapytałam.
- Za zniszczenie twoich marzeń, za doprowadzenie cię do płaczu, za wszystko. - Umocnił swój uścisk.
- A-ale ty nie masz za co przepraszac! Przecież nie zniszczyłeś mi marzeń, ty pomogłeś mi je zrealizowac...
- Ale to po części moja wina, że jesteś w ciąży i że teraz musisz rezygnowac z marzeń.
- Ale to też mi moja wina, więc nie zastanawiajmy się kto bardziej zawinił! Porostu ja...ja muszę pogodzic się z koleją życia. Zawsze dawałam sobie radę i tym razem też tak będzie więc nie przepraszaj mnie bo to nie ma sensu. Kocham cie i jedyne czego chce to to żebyś nigdy mnie nie zostawił. 



No i tak, cóż, biedna Magda ;/ ALe z drugiej strony ma Jussa co nie? :D

CO o tym myślicie? prosze o komentarze :D

Co do ksiązki to jeszcze nie sprzedana ;/ Ktoś chętny?